Podglądacz natury

Z pewnością przeżył Pan wiele fascynujących spotkań z dziką przyrodą. Które z nich zapadło Panu szczególnie w pamięci?

Dla mnie każde spotkanie jest fascynujące. I nie zawsze musi zakończyć się zdjęciem. Lubię te same miejsca, te same łąki, tę samą brzozę. Mam kilka ulubionych miejsc, które odwiedzam regularnie. Po prostu mnie tam ciągnie. Jednak te spotkania, które zapadły mi w pamięć były często nietypowe, przypadkowe, niezaplanowane, w ruchu, w akcji. I tak było z ciężarną łanią.

Jechałem wtedy na świt na staw w okolicy wsi Niezgoda, byłem troszkę spóźniony. Był początek maja. Robiło się już jasno. Jadąc między łąkami z daleka zauważyłem, że "coś" na łące porusza się w moim kierunku. Zatrzymałem samochód, wyłączyłem silnik, otworzyłem drzwi, wysiadłem. Aparat w ręce. Zawsze jedzie gotowy na przednim siedzeniu. Wtedy JĄ zobaczyłem w tych szarościach, piękna łania jelenia biegła w moja stronę. Zrobiłem kilka zdjęć z przekonaniem, że nic nie wyszło w takiej szarówce.

Zobaczyła mnie, podeszła bliżej, ja się nie ruszałem. Serce biło z podekscytowania jak dzwon. Stała i się przyglądała. Po chwili spokojnie zawróciła i biegła w przeciwnym kierunku. Wtedy powstało zdjęcie, które najbardziej lubię, gdy odchodziła. Na początku nie wszystko widziałem, za dużo emocji w jednej chwili. Dopiero w domu na zdjęciu zobaczyłem ten okrągły brzuszek i napełnione wymiona.

Najbardziej cieszyło mnie to, że się mnie nie bała. Bo stała i przyglądała mi się bacznie. Kiedy odbiegała myślałem, że to koniec naszego spotkania, a to zawsze taki smutny moment. Jednak zaskoczyła mnie, gdyż niebawem zawróciła. Ponownie biegła w moim kierunku, podeszła równie blisko, a może nawet bliżej. Ciężko to ocenić w takich emocjach. Kilkanaście sekund podziwiania siebie nawzajem i przeszła przez drogę, 30 metrów przede mną. Pobiegła do lasu. Wiem, że to trudne życzenie, ale liczę, że urodziła słodkiego, zdrowego maluszka i jakoś się trzymają dzielnie i zdrowo między szuwarami na pamiątkę zrobiłem sobie zdjęcie, które jest troszkę zamazane, czarno-białe. Uwielbiam je.

Które zwierzęta najtrudniej jest fotografować?

Dla mnie osobiście najtrudniejsze są ptaki. I to te duże. A jeszcze precyzyjniej, duże drapieżniki. Ogólnie, jak chodzi o duże ptaki, to cieszyłbym się z częstszych i bliższych spotkań z żurawiami, bielikami, krukami, myszołowami, czaplami. Ale to tak ostrożne i czujne zwierzęta, że nie da się ich tak łatwo fotografować przy moim stylu działania. Bardzo płochliwe, z bardzo dobrym wzrokiem. Wymagają one lepszej zasiadki, zamaskowania, wielogodzinnego czatowania, często w niekomfortowych warunkach. Popularne są w ostatnich latach czatownie z nęceniem. Jestem natomiast sceptyczny, co do tego sposobu i nie wykorzystuję tej metody. Chciałbym spotkać jeszcze wilka i niedźwiedzia, ale w naturalny sposób. Mało widuję ostatnio dzików, często je słyszę w zaroślach, trzcinach, ale buźki swojej nie chcą pokazać.

Z punktu technicznego trudne są też małe ptaki. Wymagają całkiem sprawnego sprzętu, z szybkim i celnym autofocusem i obiektywem o dużej ogniskowej. Rozmawiam z wieloma fotografami przyrody i każdy ma swój sposób na to. Jedni mają dobry i szybki sprzęt fotograficzny i dużo spacerują, inni słabszy, więcej czatują i wyczekują obiektu. Co fotograf to inne przyzwyczajenia.

W tej trudności i dochodzenia do perfekcji jest sama przyjemność. Stąd nie skupiam się na samej fotografii, ale też na obserwacji. Wielokrotnie nie podnosiłem aparatu do oka, lecz obserwowałem i tym się delektowałem.

Co jest niezbędnym wyposażeniem fotografa dzikiej przyrody? Jak się Pan przygotowuje do zdjęć?

I to jest bardzo fajne pytanie. Koledzy często się śmieją, że ja na wojnę idę, ale potem doceniają, że wszystko przy sobie mam. Jak to faktycznie wygląda?

Każdy z nas, podglądaczy, ma swoje nawyki i styl uprawiania tej pasji. Ja na wyjazd szykuje się ok. 10 minut. Bo wszystko mam na stałe przygotowane. Zakładam spodnie nie do zdarcia, w ciapki, ulubiony, szary podkoszulek. W zależności od temperatury dokładam cieniutką bluzę na długi rękaw, którą łatwo można spisać na straty (mam nawet taką dyżurną, podartą), ewentualnie polar. Dobrze, gdy kolory są leśne lub zbliżone. Chwytam plecak, małą butelkę wody, która mieści się w kieszeń od spodni, czasami termos z kawą i wychodzę. Wsiadam do auta, aparat kładę na miejscu pasażera i startuję.

Co kryje plecak? Wyposażenie jest niezmienne: jakiś zapasowy obiektyw, dodatkowa woda, dodatkowa głowica do statywu, zestaw na kleszcze, rękawiczki maskujące, kominiarka maskująca, sznurowadła, żyłki, rzemyki, preparat na komary, mocna latarka czołówka, mocna latarka ręczna, suchary wojskowe, nóż i jeszcze wiele innych drobiazgów, np. słodycze, bo lubię podjadać.

Co kryją spodnie? Dopięte mam karabińczyki, na nich malutka latarka, nóż, gwizdek, oczywiście dokumenty, teraz maseczka i czasami płyn do dezynfekcji, obowiązkowo suchary wojskowe.

Co kryje bagażnik? Dwie pary butów, gumowce, siatki maskujące, monopol, krzesełka, strój maskujący w liście, zapasowy polar i znowu wiele drobnych gratów, które „niby mogą się przydać”.

Tak więc, jest tego oprzyrządowania trochę. Ale podczas wyprawy zazwyczaj mam w ręce aparat na monopodzie, krzesełko na plecach, siatka maskująca. Kurtka w liście, siatka i kolory zieleni sprawiają, że w zaroślach w zasadzie jest się nie do poznania.

Piotr Grzempowski fotografia przyrody