O łacinie, prawach zwierząt, starożytności i komputerach
Jest Pan zwolennikiem obowiązkowego nauczania łaciny na kierunkach humanistycznych. Zarówno w szkołach średnich jak i wyższych. Dlaczego? Czy oprócz ewentualnej pomocy w nauczaniu współczesnych języków europejskich nauka łaciny może w czymś jeszcze pomóc?
Tak naprawdę to łacina nie jest pomocna w nauce języka, gdyż ta powinna odbywać się w sposób maksymalnie naturalny, maksymalnie zbliżony do tego jak uczymy się go jako dziecko. Łacina jest nam natomiast potrzebna, żeby język rozumieć. I dlatego polecam ją humanistom obowiązkowo, a już inżynierom, czy biotechnologom niekoniecznie, choć byłoby miło, gdyby im się chciało. Albowiem humanista pracuje w języku, pracuje językiem, pracuje nad językiem i dlatego nie może nie znać łaciny, gdyż daje to efekty podobne, jak inżynier nie znający matematyki, czy biotechnolog bez znajomości chemii. Łacina pozwala humanistom zrozumieć język i to każdy język europejski, nawet węgierski, gdyż każdy język europejski jest łaciną przesiąknięty, kształtował się u boku łaciny, emancypował się wbrew łacinie i pozostaje w relacji z innymi językami za pomocą łaciny. Dlatego też ludzi nie znający łaciny, gdy zajmują się badaniami humanistycznymi, są jak muzycy nie znający nut. Geniusze sobie poradzą, jednak przytłaczająca większość nie wyjdzie poza fałszowanie przy ognisku. Łacina nie zapewni im geniuszu, zapewni jednak solidne rzemiosło umożliwiające intelektualne odnalezienie się w rozmaitych europejskich orkiestrach naukowych.
Istnieje szansa na dokonanie jakiegoś przełomowego odkrycia na gruncie Pańskiej dyscypliny nauki? Może zdarzyć się coś, co znacząco zmieni nasze spojrzenie na cywilizacje Grecji i Rzymu?
Przełomowego odkrycia trudno się spodziewać, archeologicznie i Grecja, i Italia są dobrze przebadane, choć nigdy nic nie wiadomo. Możliwe natomiast, że czeka nas całkowicie nowe spojrzenie na antyk, jeśli uwzględnimy zabytki materialne i literackie starożytnego Bliskiego Wschodu. Martin L. West głosi wręcz potrzebę podjęcia badań akadyjsko-greckich, hetycko-greckich itp., gdyż mimo że zabytki klinowe są odczytane od prawie 200 lat w dalszym ciągu nie zostały nawet w drobnym ułamku tak wykorzystane do objaśnienia cywilizacji greckiej, jak np. zabytki łacińskie. Myślę, że bardzo wiele jest także do zrobienia na styku języka greckiego i języków semickich (hebrajskiego, syryjskiego i arabskiego), że przed nami są badania komparatystyczne z innymi językami indoeuropejskimi (wiele tu zrobiono, ale wiele jeszcze jest do zrobienia). Tak że nie sądzę, by znaleziono jakieś antyczne miasto, czy budowlę, czy zabytek literacki, który miałby przełomowe znaczenie, który odmieniłby nasz generalny ogląd Aten, czy Rzymu. Natomiast z całą pewnością lepsze zrozumienie śródziemnomorskich i indoeuropejskich sąsiadów Greków i Rzymian sprawi, że ujrzymy ich wszystkich w całkowicie innym świetle.
Czy istnieje jakiś święty Graal filologii klasycznej? Tekst, czekający na odkrycie? Zaginiony utwór, o poznaniu którego marzy naukowiec?
O, takich tekstów, za którymi płaczemy jest wiele, ja osobiście najbardziej za literaturą hellenistyczną, za historykami, natomiast nie sposób oczekiwać, że się one odnajdą, bo nie bardzo mają gdzie się odnaleźć. Oczywiście papirusy, palimpsesty (czyli zapisane na nowo karty rękopisów, z których zmyto stary tekst), a nawet zagubione gdzieś w kątach bibliotek rękopisy mogą nam wciąż ofiarować wielu nieznanych autorów, ale na pewno nie będą to ci, których się spodziewamy i nie w takiej formie, w jakiej się spodziewamy. Minęły już bezpowrotnie czasy, gdy przed papirologami wyruszającymi do Oksyrynchos w egipskim Fajum postawiono za zadanie znalezienie papirusów biblijnych i oni je zrealizowali. Dziś ucieszymy się, jeśli cokolwiek się pojawi. Choć plotki głoszą, że w szufladach wydawców czekają jakieś wielkie partie tragedii greckich Eurypidesa czy Sofoklesa. Pożyjemy, zobaczymy. A takim św. Graalem bez wątpienia mogłyby być jakieś papirusy starotestamentowe greckie, czy hebrajskie, które mogłyby rzucić nowe światło na proces formowania się Biblii.
Czy obecnie polscy naukowcy wnoszą znaczący wkład w dalsze badania nad historią i kulturą świata starożytnego (i jeśli tak, to jaki)?
Archeolodzy z całą pewnością tak. Wykopaliska w Egipcie, czy w Libii są obecnie w stanie zawieszenia, wkład Polaków jest jednak nie do podważenia i nie chodzi mi tu tylko o profesora Kazimierza Michałowskiego. Pozostają inne miejsca choćby Cypr i wykopaliska w Pafos. W tym miejscu niech wolno mi będzie wspomnieć zmarłego w zeszłym roku prof. Stanisława Medekszę z Politechniki Wrocławskiej, wybitnego znawcę architektury antycznej. Uznani na świecie są polscy papirolodzy. I chyba ze wstydem muszę przyznać, że najbardziej od głównego nurtu światowej nauki oddalili się filolodzy i historycy. Wynika to ze splotu wielu czynników: utrudnionych kontaktów ze światem w latach 1939-89, zniszczenia wielu bibliotek po 1939 i skromnych środków finansowych na zakup książek (do 1939 utrzymywaliśmy europejski poziom naszych bibliotek, obecnie szkoda mówić), świadomego wyboru wielu uczonych, by realizować się w ojczystym języku (np. z powodu zaniku znajomości języków klasycznych, przekłady dzieł literatur antycznych dokonywane są przez pracowników akademickich, a nie artystów-tłumaczy). Jednak obserwując generację młodych filologów zauważam wielką chęć wyjścia z tego polskiego izolacjonizmu badawczego, czemu sprzyja i niezła znajomość języków kongresowych, i wielość propozycji stypendialnych i konferencyjnych, i w końcu możliwość zdobycia w internecie wielu pozycji bibliograficznych (i niech Bóg ukarze tych, którzy wymusili zamknięcie library.nu).
Komentarze (0)