O łacinie, prawach zwierząt, starożytności i komputerach
Istniało w starożytności coś, co moglibyśmy uznać za ochronę jakiegoś gatunku lub środowiska naturalnego jako takiego?
Za pewną formę ochrony środowiska możemy uznać poświęcone bogom święte gaje, zwane po grecku alsos, w których nie wolno nawet złamać gałązki ani niczego z nich zabierać (podobnie jak nasze tabu dotyczące zabrania czegokolwiek z terenu cmentarza). Ponadto władcy perscy ogradzali wielkie obszary, zwane paradeisos, które służyły jako zamknięte rewiry łowieckie, gdzie zwierzyna była chroniona na potrzeby królewskich polowań. Paradeisos oprócz rewiru łowieckiego bywał także przeogromnym ogrodem, parkiem czy też arboretum. Nie istniała w rozumieniu starożytnych jakaś odczuwalna potrzeba ochrony roślin lub zwierząt, choć dostrzegali oni, że zasięg występowania niektórych gatunków ulega zmianom. I tak Arystoteles zauważa, że lwy w jego czasach żyją już wyłącznie w Macedonii, gdy w epoce heroicznej spotykało się je w całej Grecji. W Kynegetika Ksenofonta, podręczniku łowiectwa, najpopularniejszą zwierzyną łowną jest zając, gdyż gruby zwierz był w Grecji owych czasów mocno przetrzebiony (przynajmniej na najmocniej zurbanizowanych terenach jak Attyka). Pliniusz ubolewa, że eksportowana niegdyś z Cyrenajki roślina sylfion, służąca jako doskonała przyprawa i konserwant do mięs, była tak intensywnie eksploatowana, że w jego czasach została do szczętu wytępiona. Prawdziwa ochrona pewnych gatunków istniała jednak tylko w Egipcie, gdzie wiele zwierząt było chronionych jako uosobienie bóstwa. Niektóre były chronione w całym kraju, jak np. koty, znana jest opowieść, o rzymskim oficerze, który przypadkiem zabił kota i został na miejscu zlinczowany przez tłum tubylców, którzy lokalnym zwyczajem rozerwali go na strzępy. Większość zwierząt była jednak czczona jedynie lokalnie i tak np. mieszkańcy nomu arsinoickiego czcili krokodyle, których było pełno w kanałach ich nomu, podczas gdy mieszkańcy Tentyry specjalizowali się w … tępieniu tych gadów.
Czy spoglądając wstecz, na kultury starożytnej Grecji, Rzymu czy Chin, nie ma Pan wrażenia, że im bardziej dana cywilizacja korzysta z rozumu, tym bardziej, gdzieś całkiem obok, albo w jej cieniu, rośnie w siłę bezmyślność oraz zacofanie i do głosu dochodzą ci, którym przeszkadza wszelkie myślenie i wiedza, i którzy stanowią realne zagrożenie dla społeczeństw wierzących w rozum?
Myślę, że nikt świadomie nie wybiera bezrozumności czy irracjonalności, a przykłady działań bezmyślnych i nieracjonalnych, których pełno jest na kartach dziejów, mają rozmaite przyczyny. Może być nią świadome utrzymywanie przez elity mas w ciemnocie i zabobonie, w ten sposób, podobno, łatwiej sprawuje się władzę. Może być zachowanie wręcz przeciwne a mianowicie dążenie elit do „oświecenia” mas, do wyrugowania tradycyjnej religii i światopoglądu, co rodzi zawsze bez wyjątku sprzeczne z intencjami „oświecicieli” groteskowe i irracjonalne formy anty-religijnego lub quasi-religijnego zabobonu wśród tłuszczy pozbawionej duchowego fundamentu swej egzystencji. Z najbardziej perfidną i zgubną formą bezmyślności i zacofania mamy do czynienia wtedy, gdy społeczeństwa próbują postępować rozumnie, jednak swoje rozumowanie opierają na jakimś błędnym założeniu, co powoduje, że wszelkie działania danej społeczności prowadzą do klęski i nieszczęść. Przykładem takiej obłędnej racjonalności może być ewolucjonistyczny darwinizm rodzący rasizm, antysemityzm i nazizm, czy też ekonomiczny marksizm prowadzący do tworzenia zbrodniczych komunistycznych utopii. Trudno mi tu jednak podać jakieś przykłady ze starożytności, choć może rzeczywiście rozpędzenie na cztery świata strony greckich aleksandryjskich uczonych przez Ptolemeusza VIII Fyskona, czyli Brzuchacza, i późniejsza praktyka zatrudniania najwybitniejszych greckich umysłów epoki jako niewolników-guwernerów dla rzymskiej dziatwy szkolnej, przerwało rozwój nauki hellenistycznej na trwałe i poziom II w. p.n.e. osiągnęliśmy z powrotem dopiero wraz z pracami Kopernika, Leibniza i Newtona. To chyba jednak jedyny przykład takiej bezmyślności w antyku. Wbrew obiegowym opiniom nawet zmiana religii na chrześcijaństwo czy najazdy barbarzyńców w V w. n.e. nie odmieniły racjonalnego oblicza tej epoki. Wieki ciemne nastały dopiero po przejściu zarazy w czasach Justyniana lata ok. 541-542, gdzie na niektórych obszarach wymarła połowa populacji. Zaraza ta cyklicznie powracała w każdym pokoleniu aż po 750 r. sprawiając, że w całej Europie było o 60% ludności mniej niż przedtem. I dopiero takie klęski elementarne sprawiają, że bezradni wobec nich ludzie uciekają od racjonalności, która w niczym ich przed zarazą nie broni.
Komentarze (0)