DRM dla sieci P2P
Microsoft uzyskał patent na zdecentralizowany system DRM, który może być używany w sieciach P2P. Koncern starał się o prawa do niego od 2003 roku.
Zdecentralizowany DRM może pomóc przekonać studia nagraniowe, że sieci P2P nadają się do dystrybucji treści chronionych prawem autorskim. Obecnie legalne treści są serwowane głównie przez centralne serwery, a na samym rynku zarządzania prawami autorskimi zaszły poważne zmiany, odkąd iTunes i Amazon rozpoczęły sprzedaż plików bez mechanizmów DRM. Jednak, gdy przed laty Microsoft składał wniosek patentowy, dyskusja o sposobach ochrony treści trwała na dobre, a udostępnienie nowej technologii może ożywić rynek handlu plikami muzycznymi.
Opatentowany przez Microsoft system nadaje się bowiem do zastosowania w sieciach P2P, które są przez studia nagraniowe postrzegane jako główne źródło problemów.
We wniosku patentowym czytamy: W standardowym systemie DRM zapytania o licencje są realizowana przez centralny serwer. To oznacza, że maszyna jest mocno przeciążona a cały system skomplikowany i drogi w utrzymaniu, co jest dodatkową słabością scentralizowanych DRM. Na przykład awaria serwera może uniemożliwić normalne działanie licencjonowanych treści. Ponadto, niewielcy dostawcy, tacy jak np. sieci P2P, mogą nie być w stanie ponieść kosztów zakupu i utrzymania centralnego serwera licencyjnego. Sieci P2P są bardzo popularną drogą wymiany olbrzymich ilości danych, takich jak utwory muzyczne, i mogą być wykorzystywane do pobierania treści z witryny internetowej. Jednak większość sieci P2P nie korzysta z mechanizmów DRM czy kontroli dostępu. To oznacza, że mogą być pozwane o współuczestnictwo w naruszaniu prawa autorskich. Oznacza to, że istnieje potrzeba opracowania publicznej infrastruktury DRM.
Technologia Microsoftu korzysta z częściowych licencji w formie systemu kluczy publicznych i prywatnych, dzięki którym możliwe jest odtworzenie całej licencji i uruchamianie treści pobranych za pomocą sieci P2P.
Komentarze (2)
waldi888231200, 23 września 2009, 23:33
Ciekawe , bo w sieci jest wszystko.
czesiu, 24 września 2009, 12:49
Rozważmy problem DRM dla przeciętnego Kowalskiego i przeciętnego pirata.
Przeciętny Kowalski idzie do sklepu i kupuje "coś" (film/grę/muzykę) w efekcie na dzień dobry dostaje informację "piracenie jest be", następnie ma problem z certyfikowaniem sprzętu (kłania się HDMI), czy musi instalować jakieś sterowniki do obsługi zabezpieczeń gry.
Przeciętny pirat nawet nie wie, że program/gra/film ma w oryginalnej wersji jakieś zabezpieczenie - wszystkie zabezpieczenia zostały już ściągnięte, przez jakiegoś dobrego, anarchistycznego samarytanina. Wszystko co pirat musi wiedzieć - to adresy 1-2 stron internetowych + korzystanie z oprogramowania antywirusowego.
Najśmieszniej jest, gdy kowalski chce odsłuchać tą samą muzykę na 4 różnych urządzeniach (w końcu kowalski ma "2" dzieci), a zabezpieczenie DRM to uniemożliwia.
W skrócie - DRM śmierdzi trupem na kilometr, nie tylko nie zwiększa sprzedaży "chronionych treści" ale wręcz szkodzi - znajdźcie masochistę, który ponownie zakupi coś legalnego, jeżeli ostatnim razem przechodził przez gehennę niekompatybilności/utrudnień związanych wyłącznie z DRM.
Wielkie koncerny powinny się uczyć od maluczkich - GOG, magnatune. Sensowna cena+sensowne metody zakupu treści czyni cuda (na przykład wprowadzenie przez zagraniczne koncerny systemu prepaid - na modłę World of Warcraft)