GMO - nadzieja czy zagrożenie?
Uprawa genetycznie zmodyfikowanych roślin i handel powstałymi na ich bazie produktami to jeden z najbardziej kontrowersyjnych tematów dotyczących przemysłu spożywczego. Nic dziwnego - strach przed rzeczami nowymi jest rzeczą normalną. Czy jednak straszenie nas katastrofalnymi skutkami dopuszczenia roślin GM do powszechnego użytku ma solidne uzasadnienie? A może rację mają przedstawiciele przemysłu twierdzący, że są one gruntownie zbadane i nie ma się czego obawiać? Warto spojrzeć chłodnym okiem na argumenty prezentowane przez obie strony tego konfliktu.
Czym są GMO?
Zgodnie z obowiązującą w Polsce Ustawą o organizmach genetycznie zmodyfikowanych, organizmem genetycznie zmodyfikowanym (ang. genetically modified organism - GMO) jest każda jednostka biologiczna zdolna do replikacji i przenoszenia materiału genetycznego, której materiał genetyczny został zmieniony w sposób niezachodzący w warunkach naturalnych.
W praktyce termin GMO najczęściej sprowadza się jednak do organizmów, do których genomu w sposób trwały i zaplanowany wprowadzono DNA kodujące białko nadające temu organizmowi pożądaną przez eksperymentatora cechę. W otoczeniu człowieka organizmami takimi są przede wszystkim rośliny zmodyfikowane na potrzeby rolnictwa.
Skąd zainteresowanie?
Od momentu stworzenia pierwszego GMO (stało się to w 1973, kiedy zespół Stanleya Cohena z Uniwersytetu Stanforda przeniósł geny bakterii S. typhimurium do genomu E.coli) badacze uświadomili sobie, jak ogromny potencjał tkwi w możliwości nadawania organizmom cech charakterystycznych dotąd dla innych gatunków. W przypadku rolnictwa oznaczało to przede wszystkim szansę na zwiększenie plonów, ale także na poprawę jakości odżywczych i smaku produktów spożywczych czy zmniejszenie podatności na środki ochrony roślin lub szkodniki. Wszystko wydawało się więc idealne, lecz bez odpowiedzi pozostawało bardzo ważne pytanie...
Komentarze (54)
lililea, 3 sierpnia 2009, 15:34
Argument z kukurydzą jest śmieszny, w tym roku dwa metry dalej w następnym 4, a jak jeszcze jakaś ptaszyna nie strawi to dowolnie daleko.
Jak dla mnie to poprawianie walorów smakowych i wyglądu jest ok, ale tworzenie szybko rosnących i odpornych na szkodniki roślin w przeciągu kilkudziesięciu lat może zniszczyć ekosystem, a strefa ochronna nic tu nie pomoże.
Douger, 3 sierpnia 2009, 16:16
Raczej się tak nie stanie. Zresztą same uprawy polne to już zniszczony ekosystem.
lililea, 3 sierpnia 2009, 16:18
No tak.
A czemu ma się tak nie stać ?
j50, 4 sierpnia 2009, 00:44
W artykule była mowa o zasięgu pylenia kukurydzy. Z pyłku nic samo nie urośnie. Ja obawiam się czegoś innego. Otóż pyłek jest przenoszony także przez owady. A w takim przypadku mowa o jakichś 2 metrach jest nieuzasadniona.
lililea, 4 sierpnia 2009, 09:15
A co pyłek szkodzi ?
GregVIII, 4 sierpnia 2009, 12:42
duza ilosc alergii
wracajac - do tematu nie widze jakichs wiekszych przeciwskazan co do wprowadzenai GMO. Naukowcy raczej wprowadzajac jakas zmiane staraja sie tez zobaczyc jak ona wplywa na najblizszy ekosystem a nie tak bezmyslnie wprawadzamy gen i sprzedajemy!!
Zreszta jesli o roslny chodzi to zawsze mozna taka odmiane zwalczyc w ciagu roku czy dwoch - od spalic wszystkie roslny danego rodzaju i przez rok nie sadzic. Powinno wystarczyc.
Co do srodkow ochrony roslin - to nie wina GMO, ze moga byc szkodliwe dla zwierzat w wodzie a i czesc z modyfikatow wlasnie ma zwiekszona odpornosc na szkodniki przez co mozna stosowac MNIEJ srodkow ochronnych.
czesiu, 4 sierpnia 2009, 14:19
Taak, popatrz na chwasty - nikt ich nie sadzi i co roku są plewione I CO ROKU na tym samym polu są znowu te same chwasty - faktycznie 2 lata i po problemie.
Przyznaję rację w przypadku sporej ilości odmian GMO (tzn może nie koniecznie 2 lata, ale po 5latach...), choć naukowcy "przewidują" co zmiana ma zrobić nie masz gwarancji, że coś pójdzie nie tak...
j50, 5 sierpnia 2009, 00:13
Chodzi o to, że pylenie z roślin GM może powodować rozprzestrzenianie się modyfikacji genetycznej wśród roślin tego samego gatunku, ale genetycznie niezmodyfikowanych (krzyżówki - mieszańce wewnątrzgatunkowe).
Tomek, 5 sierpnia 2009, 01:07
A jaki to ma wpływ na ludzki organizm?
thibris, 6 sierpnia 2009, 14:45
Prawdopodobnie żaden, ale w sklepie nie będziesz miał już wyboru czy wcinać GMO czy nie
Swoją drogą GM ogłosiło upadek... (wiem że skrót jest od czegoś innego, ale równie ładnie wygląda)
Tomek, 6 sierpnia 2009, 15:30
To nie na temat. Po co tu to piszesz, przecież to związku nie ma z tematem.
thibris, 6 sierpnia 2009, 15:40
Dodałem to jako bonus od siebie jako żart sytuacyjny. Zauważ że w artykule co rusz pojawia się skrót/określenie GM. Najwidoczniej nie każdy ma taką samą tolerancję na głupie żarty
GregVIII, 8 sierpnia 2009, 10:07
Rozumiem, ze jests agronomem i znasz sie na tym lepiej bo moja wiedza mowi mi, ze porzadne zastosowanie Roundapu rozwiazuje sprawe perzu na polu przynajmniej na rok. A to sa chwasty wszedzie obecne a nie tylko na polu uprawnym.
inhet, 11 sierpnia 2009, 17:28
Po prostu miałbyś populację, w której część stanowiłyby GMO, a część zwykłe rośliny. Ale to mało prawdopodobne, bo dzikich braci roślin uprawnych już nie ma - a krzyżówkom z niezmodyfikowanymi uprawami łatwo zapobiec, stosując wyłącznie nabywany, kwalifikowany materiał siewny zamiast własnego. A tę metodę i tak się już stosuje powszechnie w rolnictwie choć trochę zaawansowanym.
mikroos, 12 sierpnia 2009, 09:13
Otóż to, inhet! Mało tego - typowa umowa licencyjna na uprawę GMO zawiera zastrzeżenie, że niedozwolone jest przeznaczanie własnych zbiorów jako materialu siewnego na przyszły rok. Problem jest więc rozwiązany na dwa sposoby jednocześnie.
Prawda, ale przecież nie większa w przypadku GMO, jak w przypadku upraw tradycyjnych, więc problem istnieje, ale nijak się ma do tematu modyfikacji genetycznych (BTW. ciekawe, czy powstaną odmiany roślin GM o niealergicznym pyłku )
Natomiast jeśli chodzi o same GMO, dla mnie wybór jest jasny. Mamy przed sobą realne potrzeby i potencjalne zagrożenia, więc nie możemy odkładać w nieskończoność wdrażania przełomowej i bardzo obiecującej technologii tylko dlatego, że ktoś ma obawy, których zasadności nie jest w stanie jednoznacznie wykazać, pomimo miliardów dolarów wpakowanych w badania. Przez pierwszych np. 10 lat (co do konkretnej liczby, jestem otwarty na dyskusję) powinien istnieć obowiązek znakowania produktów GMO-pochodnych, a jeżeli do tego czasu nie zostaną ujawnione istotne negatywne skutki ich spożywania, GMO powinny uzyskać status zwyczajnych produktów spożywczych. W przeciwnym wypadku znakowaniu powinny też podlegać wszystkie nowe odmiany roślin, nawet te uzyskiwane metodami krzyżowania i selekcji.
Najogólniej mówiąc uważam, że biorąc pod uwagę ilość przeprowadzonych dotychczas badań i ich pomyślne wyniki, straszenie nas GMO nie różni się w zasadzie niczym od straszenia czarną dziurą, która ma rzekomo powstać po uruchomieniu LHC.
Witam po dłuższej przerwie
waldi888231200, 13 sierpnia 2009, 02:10
Po pierwsze nie używaj słowa ''mamy'' mów za siebie , na początek kup sobie worek 50kg tej kukurydzy i wsuwaj ją codziennie , jeśli za rok dalej będziesz pisał na tym forum też sobie kupię taki worek takiego jedzonka. Puki co szczury tego nie jedzą a ludzie nie trawią .
mikroos, 13 sierpnia 2009, 06:38
To nie ty mówiłeś, że PM szczura jest inne od ludzkiego? Kiedyś mówiłeś nawet, że nie można porównywać różnych pacjentów ze sobą poprzez łączenie ich w pary (jeden w grupie kontrolnej, drugi w badanej), bo każdy ma inne. Albo ustal wreszcie spójną wersję i się jej trzymaj, albo zamilcz wreszcie - przecież i tak nie jesteś traktowany poważnie.
waldi888231200, 14 sierpnia 2009, 12:14
Nic się nie zmieniło , tylko staram się nie powtarzać tego co już wiesz.
mikroos, 14 sierpnia 2009, 12:17
To po co kolejny raz pokazujesz, że nie masz pojęcia o czym piszesz, a jedynie starasz się za wszelką cenę mieć inne zdanie, skoro wiem o tym doskonale?
waldi888231200, 14 sierpnia 2009, 12:26
Wiesz o PM a nie wiesz w ogóle.
pasqdnik, 27 sierpnia 2009, 13:22
Skoro tak to niezwykle słaby ten najsilniejszy argument. Po pierwsze nie jest to argument przeciw GMO ale przeciw stosowaniu Roundup'a. Po drugie, paradoksalnie, jest to argument przemawiający za używaniem GMO. Rośliny genetycznie modyfikowane, zmodyfikowane w ten sposób aby lepiej radziły sobie ze szkodnikami, czy z konkurencją roślin, które uważamy za chwasty, nie wymagają stosowania takiej ilości środków chemicznych, czy to chwasto-, czy owado- bójczych.
Rzeczywiście, co widać także na tym forum jest to argument ulubiony. Ale nie jest on silny i często nie mający racji bytu w naszym regionie a skopiowany żywcem zza oceanu. Pomijając wszelkie zabezpieczenia ochronne mające uniemożliwić rozprzestrzenienie GMO poza uprawami, także bez nich wiele roślin GMO nie ma szans na rozprzestrzenienie. Jeżeli podejść do sprawy racjonalnie to jest wiele gatunków roślin uprawnych, które bez obaw o rozprzestrzenienie do środowiska naturalnego można by u nas uprawiać.
Weźmy taką kukurydzę. Widział ktoś dziko rosnącą kukurydzę? Oczywiście, ale nie w naszym klimacie, nie jest to roślina rodzima dla naszych terenów, jest to kenofit pochodzący za ameryki, ale to nie jest tak istotne bo wiele kenofitów rośnie u nas dziko i ma się dobrze. Ale nie kukurydza. Każdy na pewno widział w Polsce pola kukurydzy - uprawia się ją u nas. A widział ktoś dziko rosnącą kukurydzę? Nie, ona się nie rozprzestrzenia, bo nie wytrzymuje konkurencji naszych rodzimych roślin, nie jest w stanie się przebić. I żadna genetyczna modyfikacja jej w tym nie pomoże, bo jest to roślina typu C4! Rośliny rosnące u nas to rośliny C3. Różnica jest taka, że rośliny typu C4 w inny sposób prowadzą fotosyntezę, inny związek jest u nich pierwotnym akceptorem CO2, dzięki temu nie występuje u nich zjawisko fotorespiracji, a co za tym idzie wydajność fotosyntezy u roślin C4 jest znacznie wyższa niż u C3. Powinny wygrywać w konkurencji a jednak jest ich na świecie dużo mniej niż roślin C3. Dlaczego? Bo ich optimum temperatury jest o kilka - kilkanaście stopni wyższe, wymagają także dużego nasłonecznienia - w takich warunkach bez trudu wygrywają konkurencję z roślinami C3, ale w naszych warunkach są bez szans. Dlatego w przypadku kukurydzy uprawianej w naszych warunkach klimatycznych obawy o to, że rozprzestrzeni się ona do środowiska naturalnego są całkowicie nieuzasadnione.
Jest więcej takich roślin, które z różnych powodów można u nas uprawiać bez strachu o to, że rozprzestrzenią się do środowiska.
Inna sprawa, że ogromna ilość uprawnych roślin to nie nasze rodzime rośliny, ale najczęściej kenofity, czasem archefity, co za tym idzie nie występują one dziko. Obce rośliny są nie mal bez szans w konkurencji z innymi roślinami w ich naturalnym środowisku. Ale pod warunkiem że to środowisko nie jest zbyt silnie zmienione. Dowodem na to jest to, że gdy badamy skład gatunkowy roślin w różnych środowiskach to w lasach, które są najmniej zmienionym środowiskiem niemal 100% stanowią nasze rodzime gatunki - inne nie mają najmniejszych szans w konkurencji z nimi. Im środowisko jest bardziej zmienione (łąki, drogi, pola i.in.) tym większy udział gatunków obcych. Na polach, które stanowią najbardziej zmienione środowisko niemal 100% stanowią gatunki obcego pochodzenia (biorę pod uwagę tylko gatunki dziko rosnące, nie te które na tym polu są uprawiane).
Biorąc pod uwagę fakt, że ogromna większość roślin uprawnych to rośliny obcego pochodzenia, można rzec, że nie ma żadnych obaw jeśli chodzi o rozprzestrzenienie tych roślin do środowiska nawet gdyby nie stosować żądnych środków zapobiegawczych.
waldi888231200, 27 sierpnia 2009, 13:39
A co jeśli GMO wpływa na uczucia ( np: już się nikt nigdy nie zakocha??).
http://www.youtube.com/watch?v=ATTHi9-sHeY&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=3k_kTn0MK8M&NR=1
Zerivael, 8 września 2009, 09:31
Ja do samej żywności GMO nie mam nic. Jest to jakiś sposób na to aby polepszyć jakość żywności oraz zwiększyć plony. Zastrzeżenia mam natomiast co do samych firm, które takim biznesem się zajmują. Przypominam, że to biznes a nie ratowanie świata przed głodem i ludzkich podniebień przed złym smakiem. Tu gra toczy się o niebagatelne pieniądze a wszędzie tam gdzie jest kasa są matactwa i różnego rodzaju praktyki często na granicy prawa lub nawet zupełnie nielegalne. Nikt mi nie wmówi, że firma zrezygnuje z własnych zysków dla dobra ludzi, przemysł spożywczy pod tym względem jest bardzo podobny do farmaceutycznego. już samo stosowanie jakichś umów licencyjnych na uprawę GMO jest dla mnie czymś dziwnym a z tego, co wiem już kilka firm stara się o patenty na GMO a konkretnie na kod DNA. Dochodzi jeszcze sprawa z ponownym zasiewem z własnych zbiorów - dlaczego się tego zakazuje jakimiś licencjami? Chęć zysku? Wątpie aby chodziło o coś innego.
mikroos, 8 września 2009, 15:44
Dlaczego? Firmy sprzedające tradycyjne sadzonki/nasiona też coraz częściej stawiają takie wymagania.
No i? Co w ty niby złego? Przecież patent nie oznacza automatycznie, że z rynku znikają inne produkty. Wybór przecież ciągle będzie.
Nie no, to jest jakiś skandal - firma chce zarabiać! Powinien powstać dekret zakazujący takich praktyk A tak na poważnie: sprawa znów jest bardzo prosta. Dają rolnikowi wybór: oszczędzasz dzięki stosowaniu naszych produktów (mniej pestycydów/większe zbiory/mniej szkodników etc. - niepotrzebne skreślić), ale w zamian podziel się kasą. Zwróć uwagę, że ten układ działa tylko tak długo, jak obie strony korzystają.
Powtarzam kolejny raz: nie widzę niczego złego w zarabianiu na licencjach GMO. Przecież ich wejście na rynek nie oznacza, że z rynku znikają rośliny tradycyjne, więc kto chce, zawsze może się ich trzymać.