Brudna walka Google'a i Viacomu
Przed jednym z amerykańskich sądów doszło do publicznego prania brudów dwóch firm - Viacomu i Google'a. Sprawa toczy się od 2007 roku, kiedy to Viacom pozwał do sądu Google'a oskarżając serwis YouTube o nielegalne przechowywanie pirackich plików i domagając się miliarda dolarów odszkodowania.
Sprawa zaczęła nabierać rumieńców i opinia publiczna dowiedziała się, że żadna ze stron nie ma czystego sumienia, a obie wykazują się wyjątkowym cynizmem.
Główny prawnik YouTube'a Zahavan Levine stwierdziła, że Viacom wynajął kilkanaście firm PR, których zadaniem było umieszczanie klipów tej firmy w serwisie YouTube. Miało to pomóc Viacomowi w sądowej walce przeciwko Google'owi i umożliwić mu żądanie wyższego odszkodowania. Przez lata Viacom w tajemnicy zamieszczał swoje klipy na YouTube i publicznie skarżył się, że one są tam obecne. Wynajął co najmniej 18 agencji marketingowych, by umieszczały klipy - napisała Levine na swoim blogu powołując się na nieujawnione dokumenty sądowe. Celowo robili tak, by klipy te wyglądały na ukradzione - dodaje. Ponadto przypomniała, że Viacom próbował kupić YouTube zanim zakupił go Google.
Okazuje się jednak, że koncern Page'a i Brina nie ma w tej sprawie czystego sumienia i złamał własną zasadę "don't be evil". W odpowiedzi na zarzuty Levine przedstawiciele Viacomu postanowili poinformować o innych dokumentach, którymi dysponuje sąd.
Z e-maili, które wymieniali w 2006 roku menedżerowie Google'a wynika, że świetnie zdawali sobie oni sprawę z tego, iż YouTube służy do masowego łamania prawa. W listach YouTube jest opisywany jako złodziej treści, którego model biznesowy jest całkowicie zależny od pirackiej zawartości.
Mimo to Google postanowił kupić YouTube. Nie mogę uwierzyć, że rekomendujesz zakup YouTube. Poza śmiesznie wysoką wyceną, którą przedstawili, w 80% są zależni od nielegalnej pirackiej zawartości - pisał Ethan Anderson, odpowiedzialny za Google Video do Patricka Walkera, wysokiego rangą menedżera Google'a.
Z kolei David Eun, menedżer odpowiedzialny za treści zarządzane przez Google'a pytał, czy aby na pewno zgodne z zasadami Google'a jest zarabianie na pirackiej zawartości. W jednym z e-maili Steve Chen, współzałożyciel YouTube'a, deklaruje, że należy zwiększyć wysiłki w celu zwiększenia dochodów serwisu, stosując przy tym każdą możliwą taktykę, bez względu na jej aspekty prawne czy moralne.
Taktyka się opłaciła. Chen otrzymał w nagrodę akcje Google'a o wartości 310 milionów dolarów. Obecnie są one warte dużo więcej. Firma Sequoia Capital, która zainwestowała w YouTube 9 milionów dolarów zarobiła 500 milionów.
Jeśli zastanawiasz się jaką to technologiczną innowację czy oryginalną ideę wsparł Google w ten sposób - będziesz zastanawiał się jeszcze przez długi czas. Wartością YouTube'a były treści należące do innych ludzi - podsumowują redaktorzy The Register.
Komentarze (7)
wilk, 20 marca 2010, 15:12
Portal, jak portal. Przynajmniej obecnie widać, że blokują treści chronione prawem autorskim, w przeciwieństwie do wielu innych portali z klipami. To zachowanie Viacom powinno być surowo ukarane za umyślną próbę zniszczenia wizerunku, gdy nie udało im się przejąć portalu, o który sami się starali. Z drugiej strony jednak widać, że piractwo niektórym firmom popłaca, jeśli jest podane w umiejętny sposób.
Jurgi, 20 marca 2010, 15:34
Faktycznie, chyba żaden portal nie pilnuje zawartości tak jak YT (abstrahując od skuteczności), chyba wszędzie indziej jest znacznie większa samowolka.
Mariusz Błoński, 20 marca 2010, 16:03
Viacom, jeśli w pozwie przeciwko YouTube wskazał jako przykłady naruszeń pliki, które sam polecił zamieścić, powinien dostać kolosalną grzywnę, a pomysłodawcy takiej "strategii biznesowej" powinni pójść siedzieć za próbę wyłudzenia.
cashmir, 21 marca 2010, 13:01
Mnie zastanawia, dlaczego nikt nie walczy z portalami typu zalukaj czy oonline. Kolesie zarabiają ciężką kasę sądząc po cenie smsa i ilości użytkowników online a to ciągle działa. To dopiero zagadka. Podobnie z chomikami, rapdshar'ami itp. Same nielegalne treści i nikt nie zarobiłby złotówki gdyby tam tego nie było. Wszystkie tego typu portale zarabiają na oszukiwaniu a dla zamydlenia oczu i oczyszczania wizerunku tworzą pseudo kampanie chroniące prawa autorskie. Wszystko obłudne i udawane.
waldi888231200, 21 marca 2010, 13:24
Daleko szukać.
mymy, 21 marca 2010, 17:50
może nikt się temu dokładnie nie przygląda może właśnie dlatego że te serwisy zarabiają krocie. Jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Opłacają kogo trzeba i już. Gdyby nie użytkownicy, gdyby nie piractwo, jak zauważył cashmir , nikt by nie zarobił. Takie wg mnie świadome (po opłaceniu) przymykanie oka na prawo.
Jurgi, 23 marca 2010, 11:25
Wiele razy zauważano, że jedne tego typu serwisy są natychmiast zamykane, nieraz nawet niesłusznie i bezprawnie (jeśli zaliczymy tu znaną sprawę napisów do filmów), inne, zwykle znacznie większe i bezczelne, działają w najlepsze.
Ciekawe. Nie można tego zwalić na posiadanie lepszych prawników, bo ci to dopiero na rozprawie… Być może po prostu trzeba wiedzieć, komu posmarować. Na tyle, żeby przebić „złote blachy” na przykład. Zatem akcje likwidacyjne to być może byłoby wręcz zlecane likwidowanie potencjalnej (nazbyt rosnącej) konkurencji. Może tu CBA powinno się zakręcić?