Na stolicę Nikaragui spadł meteoryt
Na zalesionym terenie w pobliżu międzynarodowego lotniska w stolicy Nikaragui Managui spadł w sobotę w nocy niewielki meteoryt. Obiekt pozostawił po sobie krater uderzeniowy o średnicy 12 i głębokości 5 metrów. Nikt nie został ranny, okoliczni mieszkańcy wspominali tylko o huku i drżeniu gruntu.
Rzeczniczka rządu Rosario Murillo podkreśla, że kawałek skały oderwał się prawdopodobnie od asteroidy 2014 RC, która 7 września w momencie największego zbliżenia znalazła się ok. 40.000 km od Ziemi. Pani polityk ujawnia, że po wątpliwościach miejscowych ekspertów Nikaragua poprosi międzynarodowych naukowców o pomoc w wyjaśnieniu zajścia.
Powinniśmy uczcić fakt, że dzięki Bogu. meteoryt spadł w rejonie, gdzie nie mógł nikomu wyrządzić krzywdy [Managua jest bowiem prawie 1-mln i gęsto zaludnionym miastem] - zaznacza sejsmolog Jose Millan.
Komentarze (7)
dajmon, 8 września 2014, 13:26
Po co ten bóg to zrzucał w ogóle?
Astroboy, 8 września 2014, 13:30
Aby pokazać, że jest, i dba o duszyczki?
Edit: a bardziej serio, to już drugi z "niewielkich" w ostatnim czasie, których przejście miało być całkiem niegroźne. Ludzie zaczną wątpić w naukę…
radar, 9 września 2014, 00:05
No, mieliśmy cały tydzień, żeby się przygotować na ewentualne uderzenie.
Szkoda, że nie podaje się właśnie takich potencjalnych miejsc uderzeń (pewnie, żeby nie siać paniki i jest ich za dużo), o ile w ogóle potwierdzi się hipoteza, że to kawałek 2014 RC, a nie zupełnie coś innego
wilk, 9 września 2014, 01:00
Raczej nie jest banalne ich określenie, zwłaszcza, że odłamka raczej nikt nawet nie namierzył przed impaktem (ciekawe co na to NORAD).
radar, 10 września 2014, 20:39
Namierzenie pewnie banalne nie jest, ale płaszczyzna przejścia głównej asteroidy koło Ziemi jest raczej dokładna, co za tym idzie można narysować na mapie taką linię na którą takie odłamki mogą spaść (+ od - do w długościach geograficznych).
Astroboy, 10 września 2014, 20:55
To nie jest takie proste; wyznaczenie orbity wymaga formalnie tylko trzech obserwacji, ale jak wiesz, każda obarczona jest jakąś niepewnością. Astronom, który nie ma pokrycia obserwacjami całej orbity, nie nazwie jej definitywną (taką jest np. orbita Plutona).
Jeśli tydzień wcześniej coś zaobserwowaliśmy, to nasze +/- może być dość szerokie. Dodatkowo, jeśli "kamyczek" był odłamkiem (ot, pływy), to kto Ci zagwarantuje, że po oderwaniu będzie poruszał się w płaszczyźnie głównej asteroidy (asteroida może się wszak obracać, itp.)? No i nie wiemy przecież, kiedy się oderwał. A może, co już całkiem zaciemni obraz, był składnikiem układu podwójnego?
Krótko Radar: "to se ne da".
Edit: co do hipotezy, to na mój rozum dość prawdopodobna:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Granica_Roche%27a
pogo, 11 września 2014, 09:31
Gdyby wszystkie ciała w układzie słonecznym poruszały się w tej samej płaszczyźnie to dałoby się to przewidzieć.
W rzeczywistości ten mały obiekt musiał się oderwać co najmniej 200 000 km od Ziemi. Z tej odległości "błąd" o 0,5stopnia to więcej niż trafić-a-nie-trafić w naszą malutką planetę mającą ledwie nieco ponad 12 000 km średnicy. W tej sytuacji "kreska" określająca gdzie potencjalnie może spaść meteoryt (którego może wcale nie być) obejmie co najmniej 50% powierzchni Ziemi z w miarę porównywalnym prawdopodobieństwem dla każdego punktu. Gdybyśmy go widzieli wcześniej to może udałoby się to określić dokładniej.