Naukowcy reklamują striptiz
Prestiżowe pismo Max Planck Forschung chciało ozdobić okładkę numeru z raportem na temat Chin jakimś klasycznym tekstem. Wygląda jednak na to, że żaden z wydawców ani grafików nie znał języka chińskiego, bo zamiast poematu zamieszczono reklamę... domu publicznego. Wykorzystany fragment pochodził z ulotki zachwalającej striptiz w wykonaniu gorących gospodyń domowych.
Wykorzystanie tradycyjnych chińskich znaków i odniesienia do północnych Chin kontynentalnych wskazują, że ulotka powstała najprawdopodobniej w Hongkongu lub Makau. Jej autor rozpływał się nad kokieterią i urokiem pięknych jak nefryt pań, które odstawią burleskę dla szlachetnego gościa.
Przedstawiciele Instytutu Maxa Plancka szybko przyznali się do błędu, nadmieniając jednocześnie, że okładkę konsultowano z niemieckim sinologiem. Wg nich, okazało się, że zamieszczony tekst ma ukryte znaczenie, które nie od razu objawia się osobie nieobeznanej z chińskim. Naprawdę nie chcieliśmy obrazić ani zakłopotać naszych chińskich czytelników.
Na szczęście większość mieszkańców Państwa Środka zareagowała na wpadkę niemieckich naukowców sporym rozbawieniem, choć nie zabrakło też głosów krytyki. Internauci posądzali ich bowiem o celowe działanie, nie podobało im się też traktowanie chińskich znaków jak dekoracji.
Komentarze (3)
Tomek, 10 grudnia 2008, 20:01
To się nazywa wpadka
Oni sami ze wszystkiego robią dekorację Made from plastic... everything :-\
thikim, 11 grudnia 2008, 09:06
Jakże często tłumaczenie jest wpadką gorszą niż sama wpadka.
Co bowiem oznacza to zdanie? Być może to wpadka autora artykułu. Oznacza, że tekst w obcym języku ma ukryte znaczenie dla osoby nie znającej tego języka. Jest to tak bardzo odkrywcze, że już nie dziwię się że nie są w stanie odkryć czegokolwiek
Mariusz Błoński, 11 grudnia 2008, 17:00
A niekoniecznie. Zauważ, że jest tam wyraz "nieobeznanej", a nie "nieznającej". Można znać jakiś język, a nie rozumieć wielu znaczeń.