Średniowieczne dokumenty sądowe z Gniezna
Szczegółowe zeznania świadków, barwne opisy napadu, kłótni i innych niesnasek średniowiecznych mieszkańców Polski odczytali historycy w niedawno odkrytym, olbrzymim zbiorze dokumentów pochodzącym z gnieźnieńskiego sądu kościelnego. Większość dokumentów znalezionych w sierpniu i wrześniu zeszłego roku w tzw. magazynie akt brudnych w katedrze gnieźnieńskiej, pochodzi z II poł. XV wieku i pocz. XVI wieku. Są związane z działalnością sądu kościelnego.
Trafiła się nam wygrana na loterii – odkryty zbiór jest unikatowy w skali Polski, a być może nawet Europy - wyjaśnia PAP Adam Kozak z Pracowni Słownika Historyczno-Geograficznego Wielkopolski w Instytucie Historii PAN, który opracowuje znalezione dokumenty wspólnie z Jakubem Łukaszewskim, doktorantem Wydziału Historycznego UAM. Jest to obecnie jeden z największych w Polsce zbiorów średniowiecznych dokumentów papierowych. Znalezisko znacząco wzbogaciło dość ograniczony zasób tekstów z tej epoki - dodaje Kozak. Jedynie z Poznania znany jest podobny zbiór dokumentów, ale głównie z XVII i XVIII wieku.
Do tej pory naukowcom udało się odczytać i zinwentaryzować około 400 dokumentów lub ich fragmentów. Przed badaczami jest co najmniej 1500. Wszystkie spisane są po łacinie.
ODKRYTE PONOWNIE
Badacze prześledzili, w jaki sposób średniowieczne teksty znalazły się na poddaszu katedry. Okazało się, że natrafili na nie robotnicy w czasie remontu katedry gnieźnieńskiej w 1961 roku. Wyciągnięto je z gruzowiska, oczyszczając chór muzyczny.
Wydaje się, że były one gdzieś pomiędzy podłogą chóru, a nad stropem kapitularza, ale nie posiadamy na ten temat szczegółowych danych. Problem w tym, że dziś nie jesteśmy w stanie dokładnie opisać katedry przed przebudowami. Być może nad kapitularzem były pomieszczenia wykorzystywane na cele archiwalne - mówi Kozak.
Z kolei Jakub Łukaszewski rozważa jeszcze inne rozwiązanie - w pewnym momencie, może około 1530 roku, wykorzystano niepotrzebne już dokumenty wraz z gruzem jako wypełnienie rogów sklepień - tzw. „pach sklepiennych” remontowanego kapitularza. Szukamy w tej chwili potwierdzenia faktu prowadzenia przebudów tej części katedry w XVI wieku - mówi naukowiec.
W sumie w magazynie akt brudnych odkryto w zeszłym roku sześć kartonów wypełnionych dokumentami. Ich stan zachowania jest zły – część jest silnie zniszczona, zagrzybiona i pokryta pyłem. Jednak w większości przypadków da się odtworzyć ich treść. Uwagę historyków przykuł jeden z kartonów – wewnątrz znajdowały się najlepiej zachowane dokumenty, które poukładano, a część rozwinięto lub rozłożono. Wszystkie ktoś umieścił też w teczkach z czasów okupacji. Naukowcy znaleźli w sprawozdaniu kapituły z 1961 roku informację, że zbiór średniowiecznych dokumentów odkryli robotnicy w czasie remontu katedry. Po wstępnym przejrzeniu przez duchownych, szybko trafiły właśnie do magazynu akt brudnych „w oczekiwaniu na lepsze czasy”, jak to określił Jakub Łukaszewski. O tym, że nie zajęto się nimi na poważnie, świadczy też fakt, że do tej pory nie trafiły do literatury naukowej i historycy nigdy o ich istnieniu się nie dowiedzieli. Tymczasem już wstępna ich analiza przyniosła szereg interesujących ustaleń. Uzyskano w ten sposób wgląd w wiele aspektów życia codziennego dawnych Polaków.
ZNACZENIE ZNALEZISKA
Sąd konsystorski w Gnieźnie zajmował się sprawami, w których chociaż jedna ze stron była osobą duchowną, a więc kapłanów, kleryków, uczniów szkół parafialnych, studentów czy kościelnych - opowiada Kozak. Historyk dodaje, że sąd konsystorski zajmował się też sprawami małżeńskimi czy lichwą, która była zakazana przez Kościół. Świeccy odpowiadali też przed konsystorzem w przypadku takich naruszeń, jak bójka w miejscu świętym, bluźnierstwo czy kradzież przedmiotów kultu.
Do dziś w Gnieźnie zachowało się 80 ksiąg wpisów zawierających poszczególne sprawy sądowe tylko z XV wieku. Obrazuje to skalę działania sądów kościelnych w średniowieczu.
Bardzo szeroki zakres kompetencji powodował, że liczba rozstrzyganych spraw była olbrzymia - zauważa Łukaszewski. Do tej pory jednak nikt nie natrafił na tzw. dokumentację ulotną – czyli dokumenty takiego typu, jakie odkryto ponownie w zeszłym roku. Na podstawie dotychczas przeanalizowanych dokumentów badacze wydzielili cztery grupy pism: mandaty sędziów (np. nakazy przybycia na rozprawę), dokumenty i listy kierowane do sędziów, pisma procesowe stron oraz notatki luźno powiązane z sądem konsystorskim. Do tej pory naukowcy tylko przypuszczali, że taka dokumentacja istniała – teraz mają na to dowód.
STUDIA PRZYPADKU
Wśród odczytanych dokumentów są takie o bardzo stonowanej i oficjalnej treści – jak np. mandat Klemensa – oficjała, czyli duchownego urzędnika przy biskupie, sprawującego w jego imieniu kościelną władzę sędziowską z Piotrkowa, który nakazał zamieścić na drzwiach katedry wezwanie przed sąd Erazma Karskiego. Na dokumencie znajduje się nawet adnotacja, że polecenie wykonano – dokument trafił z powrotem do sądu.
Jest też pismo oficjała dotyczące sprawy pomiędzy plebanem z Tucholi a radą miejską. Urzędnik wyznacza w nim na prośbę strony procesu sędziów komisarycznych w Tucholi, by ci wysłuchali świadków na miejscu, a nie w odległym Gnieźnie. Opisano też dokładnie procedurę wykonania przesłuchań.
Najwięcej ciekawych informacji zawierają dokumenty kierowane do oficjałów przez strony sporu. Jakub Łukaszewski opowiada o sprawie wdowy Balcerowej, która prosiła oficjała o pomoc w wyegzekwowaniu długu od Mikołaja Szczekockiego. Ten miał być winny aż 20 grzywien srebra. Za taką kwotę można było w tym okresie – XV wieku – zakupić dobrego konia czy dom w mniejszym mieście - dodaje Kozak. Kobieta wystosowała do sędziego emocjonalny list i wykorzystała topos biednej wdowy, która oddaje się pod opiekę kościoła. Tymczasem Balcerowa należała do patrycjatu poznańskiego i posiadała działki w rejonie Starego Rynku w Poznaniu - dopowiada Łukaszewski.
Wśród odczytanych dokumentów są też zeznania świadków. Tak jest w sprawie Jana Szatkowskiego, który miał nie zapłacić 20 grzywien srebra. Tymczasem udało mu się znaleźć czterech świadków tego wydarzenia – a do naszych czasów przetrwały ich zeznania.
Zdaniem Łukaszewskiego szczególnie ciekawa jest relacja Marcina i Jana – sług plebana z Powidza, którzy zostali napadnięci i pobici, gdy zwozili siano z łąk. Opis napadu jest bardzo żywy i plastyczny. Wystraszeni słudzy ze szczegółami opisują, jak zbójcy przystawiali do ich głów noże, by w końcu wymusić od nich konie - dodaje Kozak. Z relacji wynika, że szefem szajki był niejaki Twierdziński, osoba szlachetnie urodzona, ale dorabiająca sobie napadami w lesie pod Powidzem.
Większość tekstów odkrytych w zbiorze spisana jest regularnym i wyraźnym pismem odręcznym. Na tym tle wyróżnia się jeden dokument. Początkowo myśleliśmy, że jest to notatka prywatna, na co wskazywało niewyraźne pismo w postaci kursywy. Również papier pozostawiał wiele do życzenia – kartka była nieregularna. Wygląda na to, że adwokat, którzy sporządził skargę powoda, bardzo się spieszył i zrobił to >>na kolanie<< w przeddzień procesu sądowego – o czym świadczą daty zapisane na dokumencie - mówi Kozak.
Inny interesujący proces sądowy, którego dotyczy kilka dokumentów z obu stron sporu, odnosi się do niesnasek pomiędzy Anną Arkuszewską a kapłanem – Janem Siedleckim. Z pism wynika, że kłótnia nawiązała się w czasie wystawnego obiadu, na który kobieta zaprosiła Siedleckiego i innych duchownych. Podczas konsumpcji Siedlecki zauważył, że zgubił pieniądze. Poprosił więc siedzącą obok Arkuszewską, by wstała, aby ten mógł zajrzeć pod stół w poszukiwaniu monet. Kobieta odebrała takie zachowanie jako oskarżenie o kradzież i skierowała w stronę mężczyzny serię inwektyw, w tym że ten jest synem księdza i nierządnicy. Tego było za wiele. Kapłan pozwał Arkuszewską i domagał się aż 100 grzywien srebra zadośćuczynienia. Niestety, nie znamy finału tej sprawy. Przypuszczam, że doszło do ugody - opowiada Kozak.
Wśród dokumentów procesowych znalazły się inne pisma dotyczące wspomnianego wyżej kapłana z Gniezna – Siedleckiego. Duchowny pozwał pewną Małgorzatę, która obraziła go w czasie, gdy rozmawiał z inną kobietą na rynku gnieźnieńskim. Małgorzata miała podejść do pary i powiedzieć: Kobieto, nie ufaj temu głupiemu nierządnemu, kłamliwemu kapłanowi Siedleckiemu, uwodzicielowi kobiet i gwałcicielowi panien, jest to bowiem syn nierządnicy - czytamy w zachowanych dokumentach. Finału tej sprawy również nie znamy - kwituje Kozak.
Zdarzały się też spory między duchownymi. Pleban Jan z Łagiewnik został oskarżony przez byłego wikariusza Marcina o nieuiszczenie zapłaty za służbę. Jan zaprzeczył oskarżeniu i wytoczył działa – poskarżył się sądowi, że Marcin nie oddał pożyczonej księgi, z której miał uczyć się sztuki kaznodziejskiej. Pleban stwierdził też, że wikariusz obrażał wiernych z ambony i miał „dziwne cudzoziemskie zwyczaje”.
CO DALEJ?
Odkryte przez nas dokumenty są szczególne z tego względu, że pochodzą z wielu procesów, które prawdopodobnie nie uległy zakończeniu. W przypadku rozstrzygniętych sporów dokumentacja nie była dłużej przechowywana – natomiast w tych przypadkach pisma przetrzymywano, w domyśle aż do wyroku, który jednak nie nastąpił. Dlatego też być może dzięki temu przetrwały do dziś – uważają historycy. Obecnie Archiwum Archidiecezjalne w Gnieźnie poszukuje funduszów na zabezpieczenie i dalszą konserwację unikatowego w skali Polski zbioru. Natomiast historycy w międzyczasie odczytują kolejne pisma sprzed pół tysiąca lat...
Komentarze (0)