Henna nie zawsze bezpieczna
Tatuaże z henny, a przynajmniej ich część, wcale nie są tak bezpieczne dla skóry, jak dotąd przypuszczano. Zawierają bowiem parafenylenodiaminę (PPD), która zwiększa trwałość czarnych wzorów. PPD wywołuje zaczerwienienie oraz poważniejsze problemy dermatologiczne, np. blizny lub pęcherze.
PPD nazywa się potocznie sztuczną henną. Substancja stanowi główny składnik ciemnych farb do włosów oraz barwników do tekstyliów czy futer. Pierwsze doniesienia o jej niekorzystnym wpływie na skórę i reakcjach alergicznych pojawiły się w latach 30. XX wieku. Teraz odsetek tego typu uczuleń zmalał. Stało się tak m.in. dzięki zastosowaniu czystszej parafenylenodiaminy, staranniejszemu usuwaniu resztek lub nadmiaru barwnika oraz dokładniejszemu przestrzeganiu receptur. W latach 90. specjaliści z Afryki, Indii i Półwyspu Arabskiego zaczęli jednak stosować PPD podobnie jak hennę. Sporządzali z niej pastę i nakładali na skórę samą lub po zmieszaniu z naturalną henną. Tak narodził się nowy problem...
Najnowsze doniesienia o szkodliwości henny z PPD pochodzą z tegorocznej letniej konferencji Amerykańskiej Akademii Dermatologicznej w Chicago. Dr Sharon E. Jacob z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego wygłosiła odczyt na temat związanych z tym zagrożeń i metod leczenia rosnącej liczby pacjentów, w tym małych dzieci, z reakcjami alergicznymi na parafenylenodiaminę.
Tatuaże wykonane z wykorzystaniem barwnika wyprodukowanego z liści i pędów lawsonii bezbronnej są całkowicie bezpieczne. Na Dalekim Wschodzie, Indiach czy w Afryce upiększa się w ten sposób ciało od ponad 5 tys. lat. Brązowy, zielony lub czerwonawy wzór utrzymuje się przez kilka dni. Niestety, część tatuażystów chce, by był widoczny dłużej (do kilku tygodni) i miał intensywniejszą barwę. Stąd dodatek PPD.
Dzieci [nawet 4-letnie] stanowią znaczący procent osób zamawiających tatuaż ze sztucznej henny. Rodzice niesłusznie myślą, że jest on bezpieczny, bo nietrwały i dostępny w tak wielu celach rodzinnych wypraw. Nic bardziej mylnego.
Komentarze (0)