Niegroźna galareta, a nie tyranozaur
Olbrzymia 495-kg samica kałamarnicy, schwytana w zeszłym roku przez przypadek w sieć rybacką w wodach Antarktyki, nie była, jak pierwotnie sądzono, agresywnym potworem, ale ospałą maszyną do rozmnażania z poważną nadwagą.
Wielkie gatunki mają opinię agresywnych i niebezpiecznych drapieżników, dlatego też w przeszłości obawiano się ich i rozpowszechniano na ich temat nieprawdziwe informacje. Tymczasem moje badania wskazują, że Mesonychoteuthis hamiltoni nie są tyranozaurami mórz, a jako dojrzałe osobniki stają się wyjątkowo uległe. To fenomen, który naprawdę zaskoczył naukowców - opowiada Steve O'Shea, biolog morski z Politechniki w Auckland.
Z wiekiem samica stawała się coraz krótsza i szersza. Zmieniała się w kulę z galarety, służącą do przechowywania i przenoszenia tysięcy jajeczek. Jej kształty znacząco wpłynęły na zachowanie i zdolność do polowania. Nie umiem sobie wyobrazić, że mogłaby się z dużą prędkością poruszać na zasadzie odrzutu. Była też zbyt galaretowata, aby stać się maszyną do walki i zabijania. Bardziej prawdopodobny jest za to inny scenariusz. Samica żerowała na dnie, szukając tam odpadków i martwych ryb, a na polowania udawał się w tym czasie jej partner.
Kałamarnicę złowiono w zeszłym roku, ale długi czas przebywała w chłodni na statku i dopiero w kwietniu odtajała na tyle, by można ją było badać. Miała oczy wielkości piłek plażowych, największe w świecie zwierząt. Pomagały jej zlokalizować ofiarę na głębokości przekraczającej 1000 metrów.
Biolodzy sądzą, że w wodach otaczających Arktykę pływają jeszcze większe kałamarnice. Przypuszczają, iż ich waga może sięgać nawet 750 kg, ale na razie nie zdobyli na to dowodów.
Pod koniec roku kałamarnicę będzie można podziwiać w muzeum Te Papa w Wellington.
Komentarze (0)