"Komórkowe" badania nad malarią
Jedną z najskuteczniejszych metod zapobiegania chorobom zakaźnym jest monitorowanie kierunków podróży obywateli np. na lotniskach. W Afryce jednak, gdzie nadzór nad przemieszczaniem się ludności nie jest zbyt dobrze rozwinięty, konieczne jest poszukiwanie innych metod. Próbę rozwiązania tego problemu podjęli badacze z Uniwersytetu Florydzkiego, którzy do obserwacji zachowania mieszkańców wykorzystali dane operatorów telefonii komórkowej.
Przeprowadzenie studium było możliwe dzięki porozumieniu zawartemu pomiędzy jednym z operatorów komórkowych oraz zespołem dr. Andy'ego Tatema, geografa biorącego także udział w badaniach z zakresu epidemiologii. Na podstawie umowy firma zgodziła się na udostępnienie danych o 21 milionach połączeń wykonywanych na terenie Zanzibaru - autonomicznego regionu należącego do Tanzanii, cierpiącego w ostatnich latach z powodu epidemii malarii.
W trosce o prywatność abonentów ujawniona dokumentacja nie zawierała danych osobowych ani numerów telefonów, a jedynie dane o położeniu geograficznym dzwoniących osób oraz dacie i godzinie wykonania połączeń. Wystarczyło to jednak, by ustalić kierunki ludności Zanzibaru oraz możliwe źródła epidemii.
Jak się okazało, większość osób opuszczających Zanzibar odbywała krótkie podróże do Dar es Salaam - stolicy Tanzanii, miejsca o stosunkowo niskim odsetku osób chorych na malarię. Niewielka liczba mieszkańców autonomicznego regionu wyjeżdżała jednak na dłużej i przebywała w miejscach, w których ryzyko zakażenia jest znacznie większe. Zdaniem badaczy, właśnie te osoby powinny stać się obiektem szczególnego zainteresowania ze strony służby zdrowia.
Otoczenie opieką osób podróżujących do niebezpiecznych rejonów może znacząco ograniczyć ryzyko ukąszenia ich po powrocie przez komary przenoszące zarodźca malarii. Ponieważ choroba ta nie przenosi się bezpośrednio z człowieka na człowieka, eliminacja ukąszeń mogłaby pozwolić na szybkie uwolnienie mieszkańców Zanzibaru od zagrożenia lub przynajmniej na znaczne zmniejszenie liczby zachorowań.
Komentarze (8)
zyghom, 19 grudnia 2009, 05:26
właśnie jestem na Zanzibarze
za pare h będzie znów 40C
ups...
pozdrawiam tych, co w śniegu zasypani
mikroos, 19 grudnia 2009, 09:10
To ja chyba wolę -15, niż te Twoje +40... poważnie. Przynajmniej człowiek nie przyjeżdża spocony na plecach po 20 minutach na rowerze
Marek Nowakowski, 20 grudnia 2009, 21:31
W taki mróz na rowerze jeździsz?
mikroos, 20 grudnia 2009, 21:36
Tak.
czesiu, 20 grudnia 2009, 23:45
Hehe przypominają mi się czasy ambitnego biegania - swojego czasu wybrałem się w nocy "w trasę", to nic że smarki w nosie zamarzały, ale było "fajnie". ?Następnego dnia spotkałem się z znajomymi, w tym guru i maniakiem biegania, jego tekst "kurde, wczoraj było -20 stopni, więc normalnie zrezygnowałem z treningu..." no cóż - niektórzy ludzie są po prostu "ekstremalni inaczej".
mikroos, 21 grudnia 2009, 02:13
Wiesz co, u mnie zimą nawet nie chodzi o trening (strach w ogóle przyśpieszać na tym śniegu...) - przede wszystkim wybieram rower jako codzienny środek transportu. Tak jest szybciej i przy okazji taniej
Przemek Kobel, 22 grudnia 2009, 12:32
A ja zawsze wożę do pracy ciuchy na zmianę, bo w zimie raczej mocno się pocę na rowerze. Jeździ się raczej bezpiecznie, o ile opony mają wysokie klocki - raczej błotno-piaskowe. Jest ciekawie, bo równe odcinki zamieniają się w wyboiste i na odwrót. Jeśli jest bardzo ślisko albo dużo lodu, na przedzie przydają się kolce (właściwie kołki). I jedna potężna zaleta - jeśli jeżdżę rowerem to nie choruję.
mikroos, 22 grudnia 2009, 12:50
Co prawda, to prawda z tym chorowaniem Rowerzysta nie ma przynajmniej kontaktu z tymi wszystkimi zakatarzonymi i chorymi pasażerami tramwaju, a do tego poprzez ruch zwyczajnie się hartuje.