O ludziach, myszach i... kamieniach nerkowych
Kamienie nerkowe to niezwykle częsta - i niestety bardzo bolesna - dolegliwość. Średnio jeden na dziesięciu ludzi zapada na tę chorobę w ciągu życia, przy czym mężczyźni cierpią z tego powodu trzykrotnie częściej. Choć stanowią istotny problem z punktu widzenia medycyny, bardzo ciężko o wiarygodny model zwierzęcy tej choroby - z kolei nie wszystkie badania na ludziach są dopuszczalne pod względem etyki. Z niewiadomych do niedawna przyczyn ciężko było "wyhodować" u myszy, będącej najczęściej stosowanym organizmem modelowym, odpowiednio duże kamienie.
Na szczęście wykonane niedawno badania, których wyniki opublikowano w czasopiśmie "The Journal of Physiology", pomagają zrozumieć to zagadnienie. Być może staną się także krokiem naprzód w opracowywaniu skuteczniejszych metod wywoływania powstawania kamieni nerkowych u myszy. Do tej pory bowiem najskuteczniejszą metodą było wszczepianie myszom specjalnego związku chemicznego, zwanego kwasem glioksalanowym, wywołującego powstawanie struktur będących zalążkami kamieni.
Kamienie nerkowe są krystalicznymi strukturami złożonymi z różnych związków, które naturalnie powinny zostać wydalone wraz z moczem. Najważniejszym związkiem tworzącym kamienie jest kwas szczawiowy. U zdrowej osoby jest on usuwany do jelita poprzez wymianę z jonami chlorkowymi, które są przenoszone w przeciwnym kierunku. Gdy kwas szczawiowy dostanie się do jelita, zostaje następnie usunięty wraz z kałem. Gdy jednak w pokarmie (a więc także w jelicie) zaczyna brakować jonów chlorkowych, proces ten jest zaburzony, a kwas szczawiowy, zamiast do jelita, trafia z krwią do nerek. Tam następnie odkłada się i zaczyna krystalizować.
Odkryto jednak, że u myszy jednak proces ten zachodzi nieco inaczej. Okazuje się bowiem, że u zwierząt tych białkowy przenośnik odpowiedzialny za proces wydalania kwasu szczawiowego potrzebuje do działania znacznie mniejszej ilości chlorków, tzn. działa bardziej wydajnie przy niskich stężeniach jonów chlorkowych. Dodatkowo odkryto także, ku naszemu nieszczęściu, że jedna z form ludzkiego białka przenośnikowego potrzebuje jeszcze większego stężenia jonów chlorkowych, niż jego podstawowa forma. To dodatkowo zwiększa ryzyko powstania u ludzi kamieni nerkowych.
Dokonane odkrycie pomoże prawdopodobnie ułatwić tworzenie modeli wspomnianej choroby. Gdyby udało się np. stworzyć mysz transgeniczną, u której usunięto gen jej własnego przenośnika i zastąpiono go ludzkim odpowiednikiem, być może powstałoby zwierzę podatne na to typowe u ludzi schorzenie. W związku z tym być może już za kilka lat doczekamy się kolejnych naukowych doniesień, które pomogą zwalczać tę niezwykle częstą i przykrą dolegliwość.
Komentarze (2)
inhet, 4 marca 2008, 22:12
Hm... czemu więc nerkowcom zleca się dietę bezsolną? A może już teraz nie?
mikroos, 4 marca 2008, 22:22
Z prostego powodu: przegięcie w obie strony może być równie szkodliwe. Poza tym nawet jeśli to odkrycie miałoby zmienić diametralnie sposób podchodzenia do tematu kamieni nerkowych (podkreślam: jeśli), to na pewno nie stanie się to natychmiast i będzie wymagało wielu dalszych badań. Warto pamiętać, że niemal każdy sprzedawany produkt, czy to będzie pieczywo, czy serek topiony, jest solony, więc często nawet nie soląc potraw możemy przekroczyć limit dziennego spożycia.
A, i jeszcze jedno, właściwie najważniejsze. Dieta bezsolna ma na celu eliminację nadmiaru sodu, a w temacie chodzi o chlorki. Sól kuchenna nie jest przecież jedynym źródłem jonów chlorkowych