Zdemolowaliśmy oceany
World Wildlife Fund (WWF) informuje, że od roku 1970 liczba ptaków morskich oraz ryb, ssaków i gadów w oceanach zmniejszyła się o połowę. Ekosystemy są na krawędzi załamania. Z badań WWF i Londyńskiego Towarzystwa Zoologicznego (ZSL) wynika, że populacje takich ryb jak tuńczyk, makrela czy pelamida (bonito) spadły niemal o 75%. Te niekorzystne zjawiska są spowodowane działalnością człowieka. To potężny, olbrzymy spadek liczebności krytycznych gatunków. Oceany są odporne, ale istnieje granica ich wytrzymałości - mówi Marco Lambertini, dyrektor generalny WWF International. Ludzkość doprowadziła oceany na skraj katastrofy, która grodzi nie tylko ekosystemowi, ale zasobom żywności, od których zależne są miliardy ludzi.
Na potrzeby najnowszych badań specjaliści z WWF i ZSL przeanalizowali dane dotyczące 5829 populacji 1234 gatunków. Z tych badań wynika, że tylko w czasie mojego życia ze światowych oceanów zniknęły miliardy zwierząt. To straszliwe i niebezpieczne dziedzictwo, jakie pozostawimy naszym wnukom - stwierdza Ken Norris, dyrektor ds. naukowych ZSL.
Problemem nie jest jedynie nadmierny połów ryb. Ludzie zniszczyli rafy koralowe i namorzyny, gdzie przychodzą na świat i dorastają liczne gatunki, w coraz bardziej zanieczyszczonych oceanach pływają miliony ton plastiku, który trafia do przewodów pokarmowych zwierząt, globalne ocieplenie powoduje coraz większe zakwaszenie oceanów.
Autorzy badań zauważają, że floty rybackie na całym świecie są zbyt duże jak na możliwości oceanów. Ponadto do rybołówstwa świat dopłaca od 14 do 36 miliardów USD rocznie, co czyni ten biznes sztucznie opłacalnym. W najbliższych dniach ma dojść do spotkania przedstawicieli rządów, którzy mają podjąć decyzję o zakończeniu po roku 2020 nadmiernego połowu oraz zaprzestania stosowania szczególnie destrukcyjnych technik połowu. Ma do doprowadzić do możliwie najszybszego odrodzenia się oceanów. Wiadomo, że restrykcje działają. Niektóre obszary, jak np. okolice Fiji, udało się ożywić właśnie dzięki zdecydowanym działaniom.
FAO (Food and Agriculture Organization) informuje, że w roku 2012 ludzie wyłowili 79,7 miliona ton ryb. To mniej niż rok wcześniej, kiedy to światowe połowy wyniosły 82,6 miliona ton.
Komentarze (12)
Flaku, 16 września 2015, 20:44
Czytając wieści z zakresu ochrony środowiska mam wrażenie, że stoimy nad tą przepaścią od kilkudziesieciu lat.
ex nihilo, 16 września 2015, 21:16
Nie stoimy - pełzniemy do przodu, coraz szybciej...
Edycja:
A może już nie pełzniemy... może już lecimy, w dół, na mordę...
W tym roku widziałem tylko kilka motyli - jednego cytrynka i parę pokrzywników. Nie mieszkam w centrum WAWy, mieszkam na wsi.
gooostaw, 17 września 2015, 01:07
Dokładnie. Wróciłem dzisiaj ze wsi, którą odwiedzałem co roku jako dziecko. Pamiętam że spacerując tamtędy można było zobaczyć dziesiątki motyli, pełno jaszczurek. Kiedy wchodziłem na łąkę skakały setki koników polnych. Pełno ptaków. Wchodząc do lasu sarnę lub jelenia widywałem co najmniej raz w tygodniu. Teraz wszystko wydaje się martwe. Pamięta ktoś że jeszcze niedawno można było zobaczyć stada wróbli nawet w mieście? Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałem wróbla.
Wygląda na to że nieźle zj*b*liśmy
Przemek Kobel, 17 września 2015, 08:28
Katastrofy ekologiczne wieszczą nam od co najmniej 40 lat (czyżby zbieżność z powstaniem pewnego zielono-pokojowego ruchu, któremu ani nie chodzi o zieleń, ani o pokój?). Motylków może być mało, bo ogólnie roślinek mało (trochę przyschły w tym sezonie). A skoro brakuje robaczków w powietrzu, to i ptaszki nie bardzo mają po co latać. Mieszkam w mieście. Stada wróbli ciągle siedzą tu na krzakach. Pewnie dlatego, że wróble żyją przede wszystkim w miastach (vide artykuł na Kopalni o przyczynach zmniejszenia ich liczbności). A ostatnio widziałem jak sarenka zasuwała po osidelu w stronę pobliskiego lasku. Dziki i lisy zaczynają być zaliczane do miejskich szkodników (już nie mówiąc o kunach wyżerających kable w samochodach). Sodoma i Gomora po prostu...
darekp, 17 września 2015, 09:42
Nie wiem czy to dobrze, czy źle, może po prostu śmiesznie, ale mogę się zgodzić ze wszystkimi przedmówcami. Gdy bywamy u rodziny na wsi, rzeczywiście uderza mnie, że motyli w tym roku jest mało w porównaniu z tym co zapamiętałem z dzieciństwa. Fakt, że wtedy było tam normalne gospodarstwo rolne (kury, krowy, świnie itd), teraz rodzinie nie opłaca się się tam uprawiać roli i żyją z czego innego. A w mniej więcej 30-tysięcznym mieście w którym mieszkam - wróbli i gołębi dostatek, nocą w trawnikach rozrabiają jeże, między blokami latają nietoperze, jak byłem rano na przechadzce poza miastem, spotkałem dwie sarny i czaplę (na odległość jakieś 10 metrów). No i ubiegłym roku kuna pogryzła nam kable w samochodzie
Gość hjernegehirncerebrumbrain, 17 września 2015, 18:05
Sejm sprawę rozwiąże sam! Sejm zarybi Wisłę i Bałtyk! Głosujcie dalej na głupich polityków!
Gość Astro, 17 września 2015, 19:04
Przepraszam, że się wtrącam, ale spróbuję objaśnić minus Wilka. To forum z zasady nie służy do doraźnych manifestacji politycznych. Działamy tu wolniej (bo nikt rozumny się nie spieszy). Poglądy zahaczające o przekonania polityczne być może, ale MANIFESTACJI i szturmówek nikt tu chyba nie lubi i nie preferuje…
ex nihilo, 17 września 2015, 23:09
Motylki, ekoterrotyści, wróżbici z koziej duszy... czyli nie jest źle, nie trza psuć... Nie jestem ani z "tej" organizacji, ani z innej, w ogóle swołocz dzika jestem i przez cały swój żywot niezorganizowana. Opps, sorki, przez jakiś czas byłem (za przeproszeniem) członkiem Polskiego Towarzystwa Entomologicznego, i PZW kiedyś też, więcej grzechów nie pamiętam.
A czterdzieści lat temu... Może nawet dokładnie 40, bo gdzieś w połowie lat 70., leciałem z Kołobrzegu do Katowic (Pyrzowice). W połowie drogi samolot robił skręt, widoczność była doskonała - zobaczyłem wtedy olbrzymią brązową kopułę, przykrywającą teren od mniej więcej Gliwic do Nowej Huty... Był to koniec lipca, okres urlopów, część fabryk pracowała na pół gwizdka, lato, nie było palenia w kotłowniach i piecach. Łatwo sobie wyograzić jak to musiało wyglądać w zimie. Często jeździłem pociągiem z Katowic do Gliwic - mogłem cały czas mieć oczy zamknięte, a i tak z dokładnością do kilometra wiedziałem, gdzie akurat jestem - po smrodzie, każdy kilometr śmierdział inaczej. Widziałeś wtedy zniszczone lasy w Sudetach? I Puszczę Jodłową, z której zostały gołe patyki? Kwaśne deszcze. Ja to widziałem, i fotki też robiłem, nie dla jakichś ekoterrorystów, a dla Istytutu Badawczego Leśnictwa. Widziałeś, niejawne wtedy, mapy zanieczyszczenia wód?... I tak dalej. Nie tylko u nas tak było, nie lepiej było w Zagłębiu Ruhry, czy innych ośrodkach przemysłowych (Lille itd.). To nie zniknęło. Przeniosło się do Azji, w skali x10, albo i 30. I "to" ciągle robi się większe, chociaż stąd, od nas, tego nie widać, dostajemy takie czy inne g. ładnie opakowane w błyszczący plastik. Plastik? Miliony ton w Wielkiej Plamie na Pacyfiku i miliony wszędzie indziej, też w naszych lasach i nie tylko w lasach, wszędzie. Widziałeś te fotki ptaka z ponad 200 plastikowymi śmieciami w bebechach? Jeśli nie, to spróbuję znaleźć i tu wrzucę. To już nie tylko ośrodki przemysłowe, to jest wszędzie. I do tego 7 miliardów chomików sapiących, które chcą żyć tak, jak pół miliarda w USA, Zachodniej Europie czy w Emiratach. I to już, natychmiast, bo widzą to w internecie.
Motylki. To był tylko taki przykład. Jak z tego co wyżej napisałem wynikać może, moje obserwacje tych motylków i innego robactwa też, nie są takie całkiem amatorskie - przez prawie 10 lat w czasach dawniejszych zajmowałem się tym zawodowo. Suszy, takiej prawdziwej, w moich okolicach nie ma, jest sucho. ale wilgoci i dla zielska, i dla robali i reszty wystarcza, tylko ślimaki mają problem. Tutaj, na wsi, mieszkam ponad dziewięć lat. I jest coraz gorzej. Jak tu przyjechałem jeszcze aż tak źle z robalami nie było. Dzisiaj wieczorem siedziałem na zewnątrz, o tej porze roku i przy takiej pogodzie pod lampą powinno się kłębić. A co było? Jedna mucha, dwa złotooki, trochę owocówek i kika sztuk innego drobiazgu. I to wszystko. Reszta wyniszczona. Wokół kilkaset kilometrów kwadratowych przemysłowych sadów, głównie jabłonie. Coraz więcej. W sezonie ok. 40 oprysków. Część to nawożenie dolistne i takie inne, ale 10-20, w zależności od warunków w danym roku, to trucizny. Do tego hektolitrami lany randap. I koszenie wszystkiego, co tylko na parę centymetrów od ziemi odrośnie. Podobnie przy domach - lotniska z betonowych kostek (zlewanych randapem) i trzycentymetrowej trawki + trochę iglaków i kwiatków, najczęściej egzotyka, niejadalna dla naszych robali. Od czasu, jak tu przyjechałem, wycięte zostało jakieś 70-80 % starych drzew. Na opał, albo po prostu "abo tak", bo stare drzewa niemodne, a piły spalinowe tanie. Gdzie indziej jest podobnie. Wszystkie uprawy są do oporu zlewane chemią, a każdy chwastek to wróg. Wokół domu ma być ślicznie i plastikowo. Zwierzęta? W mojej wsi (ponad 500 mieszkańców) są trzy krowy, średnio 2-3 świnie, jeden koń, trochę kur (niewiele), no i mój cap. + trochę psów i kotów. Ja i tak mam nieźle, bo za mną jest duży (ze 2 ha) "nieużytek", który cudem niemal (bo to własność KK), jako nieużytek się ostał. Trochę jest koszony i to wszystko. Ogromne stare lipy, sporo krzaczorów, zielsko jakie się chce, teren od suchego do bajorek. Ale te 2 ha to za mało, żeby robactwo tam żyć mogło. Pustynia, albo i gorzej (mam porównanie ). Jak przyjechałem były tu nietoperze... Nie ma ich już od jakichś 3-4 lat. Nie miały co żreć.
I tak dalej. I nie tylko tu. Czy to już katastrofa? Hmm...
Dziki i sarny (i reszta oprócz kun) w mieście. Nie są tam z własnej woli, to wygnańcy, którym zniszczono środowisko. Wystarczy porównać zdjęcia lotnicze i satelitarne okolic miast (nie tylko tych największych) sprzed 20 lat i teraz, i będzie dokładnie widać o co chodzi. Te zwierzęta w mieście nie mają żadnych szans przetrwania, może kilka w większych parkach. Reszta tak czy inaczej zginie.
I tak dalej, i tak dalej, itp., itd. Może komuś taki świat się podoba, szczególnie, kiedy nie miał okazji poznać innego, bo za późno się urodził, i taki techno-plastikowy świat jest jego naturalnym środowiskiem. Mnie wkoorvia, i to na tyle, że od jakiegoś czasu straciłem chęć na jeżdżenie gdziekolwiek - u nas i nie tylko. A kiedyś dosłownie dnia na tyłku usiedzieć nie mogłem, i na szczęście siedzieć nie musiałem. Ale to inna sprawa, bo to nie katastrofa, przynajmniej w skali nie tylko mojej. Ale czy taki świat przetrwa? Czy w tym pędzie do rozwoju i postępu (a może raczej rozboju i podstępu) nie została już przekroczona granica, poza którą "funkcja świata" musi stać się skrajnie niestabilna? Na szczęście do wykitowania dużo mi nie zostało, to co licytowałem zostało już ugrane, teraz od dłuższego czasu jadę na nadróbkach. I, też na szczęście nie mam dzieci, nie chciałem ich mieć od czasu, kiedy poznałem wykresy demograficzne i zobaczyłem to, co widziałem 40 lat temu (chociaż to nie była jedyna przyczyna)... Teraz twierdzę, że się nie myliłem. A jak będzie dalej - okaże się. Mam nadzieję, że jednak byłem i jestem prorokiem z koziej doopy... ale to tylko nadzieja, bo to co obserwuję, i co narasta w postępie geometrycznym, tej nadziei potwierdzać ni cholery nie chce.
pogo, 18 września 2015, 00:19
Czasem czytając takie wywody mam wrażenie, że dzika przyroda ma się najlepiej właśnie w dużych miastach i ich okolicach.
Choćby pszczoły pod budynkiem sejmu podobno dają miód mniej zanieczyszczony metalami ciężkimi niż te z terenów wiejskich.
Fakt, jeżyków u mnie na osiedlu w ostatnich 2-3 latach jakby ubyło... albo ja mniej im się przyglądam.
I muszę się przyznać, że należę do tych zbyt młodych by pamiętać...
Gość Astro, 19 września 2015, 15:33
Tak wiele myśli, tak trudno pokrótce odpowiedzieć na mistrzowski post Nihilo. Może aktualne zdjęcie z mojego okna?
Zgadzam się, lepy nieco lżejsze (jakoś na wsi trzeba sobie razić), much mniej, choć owocówek nie brakuje. Powinienem się cieszyć, że komarów mniej… Jaskółki, które już odleciały, jakoś nie zawiodły. Zdecydowanie mniej nietoperzy. Nie wątpię, że w przyszłym roku przy intensywniejszych opadach "norma" powróci, choć w kontekście
jestem głupi. A może równie pesymistyczny? Tak przypomniała mi się "Głowa Kasandry". Ktoś pamięta?
Gość hjernegehirncerebrumbrain, 19 września 2015, 18:51
Człowiek zniszczył przyrodę doszczętnie! Czas nadchodzi na odbudowę! Winni są kapitaliści ze swoimi robolami oraz politycy z naukowcami i nauczyciele!
pogo, 21 września 2015, 00:44
Życie na Ziemi da sobie radę bez względu na to co zrobimy... licząc nawet w krótkiej skali czasu... geologicznie (2-10mln lat). Co by nie było, nie damy rady wytępić życia na tej planecie. Głównym pytaniem jest czy my przetrwamy, jako gatunek, w tym co sami sobie tworzymy na najbliższe setki/tysiące lat?
Myślę, że przetrwamy, jesteśmy niesamowicie elastyczni (w skali całego gatunku). Ale ze współczesnej cywilizacji pewnie niewiele zostanie. Co najwyżej ostrzeżenie dla przyszłych... Choć, znając historię to nic nie wskazuje na to byśmy się czegoś nauczyli wcześniej niż po 5-7 zagładzie.
Ciekawy jestem jakie predyspozycje będą potrzebne w przyszłości i jak moje przyszłe dzieci mogą się w to wpasować... Jednak odczuwam pewną potrzebę, by moje geny dotrwały końca ludzkości i żeby nie były tylko balastem.