Sposób na lepsze patenty?
Amerykańskie Biuro Patentowe od roku prowadzi interesujący eksperyment, który ma udoskonalić system przyznawania patentów. Nie od dzisiaj bowiem liczne firmy, szczególnie z rynku IT, skarżą się, że wiele przyznawanych patentów jest co najmniej wątpliwych i trafiają one w ręce osób, których jedynym celem jest pozywanie gigantów i wyłudzanie odszkodowania.
W ramach programu Peer-to-Patent w procesie przyznania patentów może uczestniczyć właściwie każdy. Wnioski patentowe są publikowane, a osoby zainteresowane mogą wysyłać komentarze, które trafiają do Biura Patentowego.
Taki system może przede wszystkim pomóc w znalezieniu przypadków wcześniejszego użycia podobnych rozwiązań. Jest to bardzo trudne, ale istnienie tzw. "prior art" uniemożliwia przyznanie patentu. Drugim z przypadków, gdy patent nie może zostać przyznany jest sytuacja, gdy opisuje on rozwiązanie oczywiste.
Program powinien ułatwić życie urzędnikom rozpatrującym patenty. Często nie są oni bowiem w stanie dotrzeć do wszelkich informacji. Pomysłodawcy Peer-to-Patent mają nadzieję, że zmniejszy się liczba patentów przyznawanych "trolom patentowym", odetchną korporacje i sądy zasypywane pozwami o naruszenie wątpliwych patentów.
Program Peer-to-Patent jest finansowany przede wszystkim przez firmy z działu IT i fundacje. W pierwszym roku istnienia za jego pomocą rozpatrywano wnioski dotyczące patentów na oprogramowanie, sprzęt komputerowy i rozwiązania dotyczące zabezpieczeń. Chętni mogli wypowiadać się w sprawie wniosków takich gigantów jak IBM, HP, Microsoft, General Electric, Red Hat, a nawet prywatnych osób.
Największe nadzieje w Peer-to-Patent pokładają właśnie takie firmy jak IBM czy Microsoft. Ich zdaniem, pracownicy Biura Patentowego nie są w stanie samodzielnie rozpatrzyć wszystkich wniosków. Biuro zatrudnia bowiem nieco ponad 5800 ekspertów. Jeszcze w 1987 roku mieli oni do rozpatrzenia 137 173 wnioski. Dziesięć lat później ich liczba wzrosła do 237 045 wniosków, a w ubiegłym roku złożono aż 467 243 wnioski patentowe.
Z jednej strony coraz częściej dochodzi do przypadków, gdy korzystają z tego trole patentowe, z drugiej - na przyznanie patentów czeka się coraz dłużej. Obecnie średni czas oczekiwania wynosi już 32 miesiące, a na koniec 2007 roku było do rozpatrzenia niemal 761 000 wniosków z ubiegłego roku i lat poprzednich. Długie okresy oczekiwania są nie do zaakceptowania dla przemysłu IT, w którym zmiany zachodzą bardzo szybko.
Komentarze (36)
mikroos, 17 września 2008, 14:06
Wątpliwa etycznie inicjatywa w walce z wątpliwymi etycznie praktykami? To chyba sprawiedliwy układ. Szkoda, że momentami uchwycenie granicy między należną wynalazcy ochroną i zwykłym trollizmem jest takie kłopotliwe.
Mariusz Błoński, 17 września 2008, 14:22
Dlaczego wątpliwa etycznie?
mikroos, 17 września 2008, 14:34
Wiedziałem, że o to zapytasz Uważam, że trollizm rozumiany jako celowe uzyskiwanie patentów w taki sposób, by wykorzystać wiedzę o istniejących już technologiach i rejestrować je jako nowe, jest szkodliwy dla rozwoju technologii. Podobnie jak wątpliwe etycznie jest nawoływanie ludzi do składania donosów na innych. Ale tak jak mówię: jedni są godni drugich i dlatego nie mam nic przeciwko tej inicjatywie. Myślę nawet, że my, konsumenci, możemy dobrze na tym wyjść.
ZolV, 17 września 2008, 15:50
Baaaaaaaaaaaaaaaardzo trafne i zacne spostrzezenie
gravisrs, 17 września 2008, 20:40
Patenty są szkodliwe same w sobie, ograniczają postęp cywilizacyjny, wyobrażacie sobie co by było gdyby opatentowano aspirynę, igłę lekarską, piorunochron czy nawet maszyny proste?
Drugi negatywny wpływ to sam dochód z patentu. Tacy patentowi trolle zamiast wziąć się do produkcji czy usług biją kokosy na pomyśle z czasów studenckich, a my dziwimy się, że inflacja, że emerytury niskie. Zboże samo się nie sieje.
mikroos, 17 września 2008, 20:57
Tak samo jak blokowałby brak patentów. Komu opłacałoby się wyłożyć ogromne kwoty, nierzadko liczone w miliardach, by opracować technologię, z której następnie każdy mógłby korzystać za darmo?
Mariusz Błoński, 17 września 2008, 21:06
Nieprawda. Samochody, telewizory, kuchenki mikrofalowe, komputery itp. itd. są pełne opatentowanych rozwiązań, co nie przeszkodziło ich upowszechnieniu się. Gdyby nie patenty, to większość otaczających nas rzeczy nigdy by nie powstała, bo nikt nie wyłożyłby milionów na prace badawczo-rozwojowe tylko po to, by po pół roku okazało się, że konkurencja sprzedaje identyczny towar, tylko taniej, bo nie musiała wykładać tych milionów.
Patenty umożliwiają postęp i chronią małe firmy przed wielkimi.
PS. Aspiryna została opatentowana 27 lutego 1900 roku. Czy to przeszkodziło w czymkolwiek?
wilk, 17 września 2008, 22:40
A gdyby wymusić przejście patentu do domeny publicznej po upłynięciu np. 5 lat bez wykorzystania go w produkcji/stosowaniu oraz przejście bezwarunkowe po np. 10 latach?
mikroos, 17 września 2008, 22:51
Gdyby ustalono takie warunki, zdecydowana większość leków nigdy nie doczekałaby się wejścia na rynek. Badania przekliniczne i kliniczne trwają zwykle 10-12 lat. A więc do tego czasu projekt produkcji leku byłby uznany za niezrealizowany. Inna rzecz, że patent na leki zwykle obowiązuje przez 15-20 lat, więc firma i tak ma bardzo niewiele czasu, by na nim zarobić.
Mariusz Błoński, 17 września 2008, 23:17
Poza tym... na jakiej podstawie chcesz kogoś pozbawiać jego własności?
Równie dobrze można by wprowadzić przepis, że masz swoje mieszkanie na własność przez 10 lat, a po tym czasie można Ci dokwaterować bezdomnego.
wilk, 18 września 2008, 14:26
Od tego są różnego typu licencje. Jeśli ktoś nie chce udzielić licencji (np. żąda kokosów) lub nie potrafi wdrożyć swojego pomysłu, to blokuje tylko rozwój dobra publicznego.
mikroos, 18 września 2008, 14:30
Ale nikt, żaden rząd nie ma prawa narzucić wynalazcy, czy ma udostepniać swoje dzieło, czy nie. To jego prywatna sprawa, tak samo, jak jego prywatną sprawą jest wysokość opłaty licencyjnej. Bo dlaczego niby opracowywanie technologii ma się odbywac w brutalnych warunkach wolnego rynku, a udostępnianie ma być akcją charytatywna? Powtarzam poza tym moje pytanie: komu miałoby się opłacać opracowywanie technologii, na której nastepnie każdy móŋłby żerować za (pół)darmo? Zmuszanie do takich praktyk - to dopiero powstrzymywanie postępu! Nikomu nie będzie zależało na pracy nad rozwojem.
wilk, 18 września 2008, 15:13
Mylisz się, istnieje coś takiego jak licencja przymusowa.
mikroos, 18 września 2008, 15:17
Tyle, że "potrzeby społeczne" są w tym wypadku rozumiane jako stan wyższej konieczności. Czyli np. Urząd Patentowy ma prawo na pewien czas zawiesić prawo patentowe w razie wojny, by ułatwić produkcję żywności według jakiejś technologii. To nie jest tak, że ktoś sobie siada i myśli, że fajnie by było okraść IBM z jego technologii, a skoro urzędnik ma tu (czysto teoretycznie, bo istnieją jeszcze przepisy wykonawcze do ustaw) wolną rękę, to się dogaduje z kimś z Intela i odbiera prawo do patentu IBM-owi.
To proste: dla kasy. Ustala taką cenę, by wyciągnąć jak najwięcej. Ewentualnie robi to po to, by przeforsować własny produkt na rynku. Skoro opracował obie technologie, to ma prawo decydować, w jakiej kolejności chce je promować.
piotrgal, 18 września 2008, 16:13
ale odkrycie !
polski urzad patentowy juz dawno dzialal w oparciu o taka zasade i jest to cos kompletnie oczywistego - zeby nie patentowac absurdow jak w US
Mariusz Błoński, 19 września 2008, 13:40
Skoro uznajemy, że własność intelektualna podlega ochronie, oznacza to, że uznajemy ją za własność jako taką. Poszanowanie własności to podstawa, bez której gospodarka się nie rozwinie. W ten sposób wylejesz dziecko z kąpielą. Jeśli dasz urzędnikom jeszcze większe możliwości decydowania o tym, kogo można własności pozbawić.
O ile jakoś tam można uzasadnić wywłaszczenia z ziemi, przez którą ma iść autostrada, to jak uzasadanisz wywłaszczenie z wynalazku? Przecież w wypadku wynalazku nawet nie wiadomo, czy on się przyjmie na rynku. Skoro chcesz wywłaszczać "w imię interesu społecznego" z wynalazków, to tylko krok od wywłaszczania "w imię interesu społecznego" z praw do literatury, filmu, muzyki... Cywiliazacja może przecież istnieć bez wysokich technologii, ale nie może istnieć bez sztuki i kultury. Więc tym bardziej uzasadnione będą takie wywłaszczenia.
wilk, 19 września 2008, 16:47
Widzę, że się zupełnie nie rozumiemy. Wynalazek to rzecz materii technicznej. Nigdzie nie mówię, że wynalazca (osoba lub firma) utraci swoje prawa z tytułu jego wynalezienia. Ale jeśli nie potrafi samodzielnie wprowadzić wynalazku w określonym czasie, wynalazek pozostaje niezauważony lub wynalazca stawia jakieś absurdalne wymagania co do licencji (np. widzi wielki potencjał w swoim wynalazku), to tracić na tym może całe społeczeństwo. Szybkie przejście do domeny publicznej umożliwi powszechność. Wystarczy pamiętać o najzwyklejszym patencie na algorytm LZW używanym w formacie GIF, stosowanym w raczkującym Internecie. Gdyby Unisys kiedyś zażadał opłat licencyjnych, to ciekawe jakby wyglądał dzisiaj Internet (patent był m.in. powodem rozpoczęcia prac nad PNG). Nie mówię o odbieraniu patentu po wyjściu z biura, ale o przechodzeniu ich na rzecz domeny publicznej wówczas jeśli istniałby popyt, a wynalazca nie ułatwiałby jego zaspokojenia - coś jak licencja przymusowa, ale bardziej radykalnie. Patenty wiążą ręce - one powinny być po to by się rozwijać. Zaś wspomniane wcześniej opracowanie przez firmę kilku technologii i decydowanie w jakiej kolejności i kiedy je zastosować ukazuje szkodliwość dla dobra publicznego. Nie twierdzę, że to ogranicza horyzonty rozwoju, ale na pewno spowalnia go. Wierszem się nie najesz, filmem nie dotrzesz szybciej z Warszawy do Londynu, ulubiony zespół muzyczny nie sprawi, że samochody/samoloty/pociągi będą bezpieczniejsze. Prawa autorskie to nie patent.
waldi888231200, 19 września 2008, 23:39
Gdzieś już pisałem, patent powinien mieć stawkę za użycie od sztuki jasno zdefiniowaną np: 1zł, 5zł albo nawet 1000zł (i więcej) bez możliwości przywłaszczenia przez kogoś (najczęsciej w celu zamknięcia w biurku) wtedy nawet pirat przyłapany na sprzedaży utworu muzycznego będzie miał do zapłaty stawka*ilość sztuk dla twórcy plus mandat i po krzyku. Pozwoli to na tworzenie wielu prototypów innych urządzeń i na weryfikację przez rynek ich przydatności. 8)
mikroos, 20 września 2008, 15:09
Tak? Ciekawe, jak wtedy ustalisz sprawiedliwą stawkę. Czasem wytworzenie opatentowanej technologii kosztuje np. milion dolarów i sprzedasz kilka sztuk urządzenia, a czasem można dostać patent na śmieszne wynalazki przy prawie zerowych nakładach i sprzedawać je na miliony. Jaki masz pomysł na rozwiązanie tego?
waldi888231200, 29 września 2008, 09:11
Indywidualne ustalenie przez patentującego ile chce od sztuki wg. istniejącego cennika.
Odkrywca doskonale (jak nikt inny) zdaje sobie sprawę ile i gdzie mozna zastosować jego wynalazek oraz jest zainteresowany jego powszechnoscią (w końcu po to go ujawnia). 8)
mikroos, 29 września 2008, 09:16
Czyli sam decyduje, ale ktoś decyduje za niego?
Przecież dokładnie taki system mamy obecnie. Właściciel patentu decyduje, czy chce sprzedać i zarobic na licencjach, i jeśli tak, to ile.
waldi888231200, 29 września 2008, 11:05
Ty też używasz 2zł , 5zł a nie monet np: 2,37 zł albo 5,03zł - tylko o to chodzi.
Właśnie że tak nie mamy, sprzedaje wszystkie prawa do swojego wynalazku i pa kiciu (np:do biurka) a chodzi o publiczne udostępnianie od sztuki wyprodukowanego produktu... ot mała różnica. 8)
mikroos, 29 września 2008, 14:08
Ale problem jest taki, że opracowanie niektórych technologii kosztuje 21.500.000 dolarów, a ty dajesz mu do ręki jedynie banknoty 21M i 22M. A potem ten człowiek chce sprzedać swój produkt w liczbie 3500, a dostaje do dyspozycji 2K albo 5K.
Chodzi o to, żeby zapewniać prawa wynalazcy. Jeżeli ty namalujesz obraz, to masz wyłączne prawo, jako jego autor, do zadecydowania, komu go sprzedasz.
Aminanimator, 29 września 2008, 15:03
Rzeczywiście Problem, ze zrozumieniem trybu rozumowania "producenta wypowiedzi" w cytowanej kwestii.
P.S.
Nie wiem, czy degradacja mojego umysłu posunęła się już tak dalece, czy owa niezrozumiałość jest efektem spontaniczności.