Nauka dla wszystkich
Biały Dom chce, by publikacje naukowe dotyczące badań finansowanych z budżetu państwa, były bezpłatnie dostępne dla wszystkich zainteresowanych. Przed kilkoma dniami John Holden, dyrektor Biura ds. Polityki Naukowej i Technologicznej (OSTP) Białego Domu, opublikował notkę skierowaną do agend rządowych. Zgodnie z zaleceniami Holdena agendy rządu federalnego muszą do 22 sierpnia bieżącego roku opracować plany szerszego udostępnienia wyników badań, które finansują.
Nowe zasady przewidują, że artykuły naukowe dotyczące takich badań muszą być bezpłatnie udostępnione w ciągu 12 miesięcy od ich pierwszej publikacji. Taka zwłoka to ukłon w stronę pism specjalistycznych, które obawiały się, iż obowiązek bezpłatnego udostępniania artykułów spowoduje, że stracą rację bytu. To salomonowe rozwiązanie, gdyż z jednej strony specjalistyczne recenzowane pisma nadal będą mogły sprzedawać subskrypcje, z drugiej zaś - recenzowane artykuły naukowe z czasem trafią do każdego zainteresowanego.
Zalecenia wydane przez OSTP będą odnosiły się do około 19 agend federalnych, z których każda na badania naukowe przeznacza co roku co najmniej 100 milionów dolarów.
Zdaniem organizacji lobbingowej Scholarly Publishing and Academic Resources Coalition, która stara się o zapewnienie jak najszerszego dostępu do artykułow naukowych, dzięki nowym zasadom liczba ogólnodostępnych tekstów podwoi się i wyniesie około 180 000 rocznie.
Warto tutaj zauważyć, że już wcześniej możliwe było dokonanie takiego "otwarcia" tekstów. Narodowe Instytuty Zdrowia (NIH) były jedyną agendą federalną, która stawiała warunek, że jeśli finansuje jakieś badania, to artykuł na ich temat musi zostać publicznie bezpłatnie udostępniony po 12 miesiącach od publikacji.
Kwestia szerszego dostępu do wyników badań była omawiana od dawna. Grunt pod nowe zasady położyły Narodowa Fundacja Nauki i Departament Energii, które wraz z wydawcami pracowały nad nimi przez 18 miesięcy.
Zdaniem Catherine Woteki, głównego naukowca z Departamentu Rolnictwa, minie jeszcze rok lub dwa lata zanim nowe zasady zostaną w pełni wprowadzone. Pani Woteki uważa, że dobrym rozwiązaniem byłoby stworzenie przez urzędy biblioteki, podobnej do prowadzonej przez NIH PubMed Central. Z kolei Fred Dylla z Amerykańskiego Instytutu Fizyki, organizacji zajmującej się promocją nauki i wydającej specjalistyczne czasopisma mówi, że pełne wersje artykułów mogliby udostępniać wydawcy, a urzędy finansujące badania umieszczałyby na swoich stronach odnośniki. Wydawcy woleliby, oczywiście, takie rozwiązanie, gdyż to przyciągałoby na ich strony internautów.
Podejście rządu USA to jedno z możliwych rozwiązań. Większość publikacji miałaby być powszechnie udostępniana najpóźniej w ciągu 12 miesięcy, a przekroczenie wyznaczonego terminu musiałby być dobrze uargumentowane. W Europie publikacje są udostępniane w ciągu 6-24 miesięcy. Najbardziej radykalne rozwiązanie wejdzie w życie od kwietnia w Wielkiej Brytanii. Tam artykuły będą udostępniane natychmiast, ale autorzy i ich uczelnie będą płacili wydawcom za publikację.
Komentarze (17)
pogo, 27 lutego 2013, 07:56
Szkoda, że to tylko wybrane agencje.
Byłoby zabawnie gdyby czymś takim musiały się chwalić też agencje wojskowe Ale one chyba wcale nie publikują wyników swoich badań, a przynajmniej nie do czasu aż są one przestarzałe lub mało strategiczne.
mikroos, 27 lutego 2013, 09:22
NARESZCIE!
radar, 27 lutego 2013, 09:30
Nareszcie, nie nareszcie, rok to dużo i mało, a czasopisma naukowe mogą publikować również inne badania, a nie tylko te finansowane przez Państwo. To duży krok naprzód, ale można było nie stosować tych rocznych "półśrodków", bo "musimy dbać o prywatne firmy(?)".
mikroos, 27 lutego 2013, 10:20
Publikować inne badania? Jakie, skoro jakieś 98% badań podstawowych finansuje państwo, a wynikami tych finansowanych przez firmy sponsorzy na pewno nie będą chcieli się dzielić?
Mariusz Błoński, 27 lutego 2013, 11:37
To dobry pomysł. I okres przejściowy również. Owszem, można by zarządzić natychmiastową publikację artykułów. Tylko wówczas padną recenzowane pisma naukowe. I jak odsiejemy ziarno od plew? Przecież nie tylko laik, ale też i specjalista w danej dziedzinie nie jest niejednokrotnie w stanie stwierdzić, które badania/artykuły są wartościowe, a które nie.
pogo, 27 lutego 2013, 12:07
Stwierdzenie, które artykuły są wartościowe, a które nie nie jest jeszcze tak dużym wyzwaniem dla specjalistów.
Znacznie większym problemem jest marnowanie czasu na czytanie tych bezwartościowych.
radar, 27 lutego 2013, 13:16
Czyli jak sami potwierdzacie jednak byłby sens istnienia pism specjalistycznych mimo to, prawda?
pogo, 27 lutego 2013, 14:34
Ja ani przez chwilę temu nie zaprzeczałem.
edit: Nie zmienia to jednak faktu, że może się zmniejszyć zapotrzebowanie na takie publikacje i w efekcie one upadną i jednak będzie konieczne aby naukowcy marnowali czas na bezsensowne treści.
Czyli tak, recenzowane pisma są potrzebne i należy zadbać o ich życie
radar, 1 marca 2013, 09:01
A to nie jest czasami tak, że jak coś jest potrzebne to SAMO się utrzyma? Znowu wpadacie w socjalistyczno-urzędniczą manierę, że to urzędnik ma decydować które prywatne firmy mają zostać utrzymane przy życiu. Już niedawno banki były "dotowane" z publicznych pieniędzy i mają się całkiem ok, w przeciwieństwie do innych działów gospodarki... może są wdzięczne?
Jeśli zmniejszy się zapotrzebowanie na takie publikacje, tzn. że one nie były potrzebne, a były kupowane z przymusu (haracz). Haracze należy likwidować, bo szkodzą gospodarce.
mikroos, 1 marca 2013, 11:10
Badania podstawowe z zasady nie są opłacalne, to raz.
Dwa, że nikt nie każe publikować za darmo wydawnictwom, tylko badaczom. Pamiętaj też, że te "prywatne wydawnictwa" mają rację bytu wyłącznie dlatego, że za państwowe pieniądze prowadzone są badania podstawowe, więc już teraz te "prywatne firmy" są tak naprawdę "socjalistycznie finansowane"
radar, 1 marca 2013, 12:41
Przekręcasz. "Prywatne wydawnictwo" znalazło sobie niszę rynkową polegająca na drukowaniu niedostępnych inaczej wyników/recenzji/etc, ale jak znika nisza to znika przedsiębiorstwo (przebranżowuje się), a nie wyciąga kasę od podatników szantażem "bo zbankrutujemy", a jeszcze lepsze, że urzędnik słucha.. Ach, ta teoria
mikroos, 1 marca 2013, 12:44
Ależ ja nie przeczę, że tak jest. Natomiast nie podoba mi się wizja, zgodnie z którą sponsor badań ma finansować istnienie czasopism branżowych tylko dlatego, że te przyzwyczaiły się do finansowania Wybrano salomonowe rozwiązanie: ograniczenie finansowania, ale z zachowaniem okresu przejściowego, czyli prawdopodobnie najlepszy możliwy model.
radar, 1 marca 2013, 14:45
No i ja polemizuję tylko z tym, czy to jest czy nie jest salomonowym rozwiązaniem. "Podsądny" sugeruje wypowiedzią, jednocześnie się usprawiedliwiając, że lepiej nie mógł wybrać, a mi się wydaje, że lepiej by było bez rocznego okresu karencji (patrz post nr 1). Ot co.
Co innego, gdyby dano czas periodykom do przystosowania się i roczny okres karencji obowiązywać będzie 2 lata, a potem bez. To co innego, a tak kolejny urzędnik ratuje kolejną prywatną firmę.
Mariusz Błoński, 1 marca 2013, 15:06
Stabilność prowadzenia biznesu polega też na przewidywalności. Jeśli przez lata istnieje jakiś - dobrowolny - model biznesowy, to nie wolno z dnia na dzień urzędniczą decyzją go zmieniać.
Pytanie też, jak nagłe "uwolnienie" wyników badań wpłynęłoby na jakość tych badań. Bo jeśli skutek byłby taki, że pisma recenzowane publikowałyby wówczas wyniki badań prowadzonych za prywatne fundusze, to rodzi się pytanie, czy wielu uczonych nie zajęłoby się przede wszystkim takimi badaniami. W końcu ktoś, kto serio dba o swoją karierę naukową, chce też budować swój prestiż jako naukowca i pozycję w środowisku. A publikacje w pismach recenzowanych to jedne z najważniejszych czynników.
Być może Science i Nature nie padłyby po uwolnieniu wyników, ale mogłyby publikować tylko wyniki badań prywatnych - ew. żądać kasy za publikację badań finansowanych z budżetu. I co wtedy z badaniami finansowanymi przez budżet?
Jasne, tutaj rodzi się pytanie, czy są one w ogóle potrzebne i czy mogą być finansowane z prywatnych pieniędzy. Ale to już osobna dyskusja.
radar, 1 marca 2013, 15:10
Oczywiście, że zaufanie obywatela do Państwa jest ważne (stabilność prawa etc. patrz Polska ), natomiast nie może to paraliżować zmian jakichkolwiek, zwłaszcza w przypadku, gdy potencjalne korzyści dla gospodarki/nauki/społeczeństwa mają być duże, a (też potencjalnym) zwolnieniem jest zagrożone 1000-2000 osób z ponad 300mln państwa.
mikroos, 1 marca 2013, 15:35
Ale o jakim paraliżu teraz mówisz? Czy na pewno przeczytałeś dokładnie notkę?
Do 22 sierpnia instytuty mają czas na przedstawienie swojego pomysłu na uwolnienie wyników, później będzie czas na konsultacje, a później, po uchwaleniu ostatecznej koncepcji i wprowadzeniu przepisów, minie jeszcze rok, zanim wydane "po nowemu" publikacje zostaną faktycznie udostępnione za darmo.
Zresztą w artykule masz odpowiedź na swoje wątpliwości: "Zdaniem Catherine Woteki, głównego naukowca z Departamentu Rolnictwa, minie jeszcze rok lub dwa lata zanim nowe zasady zostaną w pełni wprowadzone". Jeżeli prywatna firma nie potrafi przestawić się w dwa lata na zmieniony model biznesowy (pamiętajmy, że przez pierwszy rok od wydania publikacje wciąż będą płatne!), to najwidoczniej nie jest sprawnie zarządzana.
Elenhnor, 1 marca 2013, 16:34
Chciałbym zauważyć jedno:
Pracownik instytucji publicznej przeważnie musi zapłacić za to, aby specjalistyczne czasopismo (szczególnie z listy Filadelfijskiej) wydrukowało jego artykuł. Koszta zwykle są pokrywane z pieniędzy placówki publicznej. To naukowcom zależy na tym, aby ich artykuł się ukazał - otrzymują za to punkty niezbędne do uzyskania wyższych tytułów naukowych.
Dla pracowników prywatnych instytucji wygląda to trochę inaczej - na ich wiedzę jest generalnie większe wzięcie.
Tak to przynajmniej wygląda w praktyce w Polsce. W sumie to jestem ciekaw jak rzecz się ma w Stanach.
Btw. najbardziej bym się ucieszył z uwolnienia norm ISO, bo na tym skorzystałoby wiele krajów i jeszcze więcej studentów. Liczę, że w Polsce też ktoś z góry uzna ten pomysł za dobry - szkoda tylko, że średnio wygląda on w programach wyborczych.