Szympansy piją alkohol za pomocą zmiętych liści
Szympansy z kolonii w Bossou w południowej Gwinei wykorzystują liście, by pić alkohol powstały w wyniku fermentacji zbieranego przez ludzi bogatego w cukry soku rafii. To samo stado zyskało uwagę mediów już w 2008 r., bo jeden z jego członków wykorzystywał gałązkę do polowania na mrówki.
Ludzie nacinają drzewa, a sok spływa do specjalnych pojemników, mocowanych blisko korony drzewa. Małpy mną liście w pysku, dzięki czemu uzyskują gąbczaste poduszeczki do zanurzania w pojemniku.
Badania wykazały, że napój zawiera od 3,1 do 6,9% alkoholu. Szympansy spożywały znaczące ilości etanolu i przejawiały symptomy upojenia alkoholowego - podkreślają autorzy publikacji z pisma Royal Society Open Science. Badaczom rzadko udawało się zebrać szczegółowe dane behawioralne dotyczące okresu poprzedzającego i następującego po ekspozycji na etanol, ale niektórzy pijący kładli się chwilę po wypiciu sfermentowanego soku.
Choć wiadomo, że zwierzęta spożywają od czasu do czasu alkohol, szympansy z Bossou jako pierwsze pozwoliły ustalić, ile etanolu i w jakich okolicznościach mogą wypić dzikie zwierzęta.
Międzynarodowy zespół naukowców obserwował grupę szympansów przez 17 lat. W tym czasie odnotowano 51 przypadków picia, a 34 dotyczyły samców (jeden z samców musiał szczególnie lubić wino palmowe, bo to jemu można przypisać aż 14 z nich). Dwadzieścia okazji to de facto sesje picia, bo w koronie rafii zbierało się kilka dorosłych i młodych szympansów.
Zwierzęta wykorzystywały liście, które ludzie umieszczali na górze pojemnika, by kurz czy owady nie zanieczyszczały soku. Obserwowano wspólne picie, kiedy pijący na przemian zanurzali gąbki z liści w sfermentowanym soku, albo jeden szympans monopolizował kontener, a inne czekały na swoją kolej. Co ważne, nie wszystkie małpy piły. Aż 26 nigdy nie widziano w takiej sytuacji.
Wyniki studium zespołu Kimberley Hockings z Oxford Brookes University stanowią poparcie dla teorii pijanej małpy. Głosi ona, że małpy i ludzie dzielą zdolność do metabolizowania alkoholu i że została ona odziedziczona po wspólnym przodku, który mógł zacząć jeść sfermentowane owoce z dna lasu, zyskując w ten sposób cenne źródło kalorii i składników odżywczych.
Komentarze (10)
Użytkownik-7423, 10 czerwca 2015, 13:04
Ja mam inną teorię.
Rosnący mózg potrzebował kalorii, więc dobór preferował osobniki zbierające owoce o najwyższej jego zawartości i to cukrów prostych (dojrzałe owoce).
Niestety na skórkach owoców żyją dzikie gatunki drożdży, które w przewodzie pokarmowym, część niestrawionego cukru przerabiały na alkohol (też źródło energii).
Ale efektem ubocznym było podwójne widzenie i niezborność ruchów, co w dzikiej przyrodzie nie warunkuje długiego życia.
Wtedy musiała nastąpić mutacja dehydrogenazy alkoholowej na znacznie bardziej aktywną i można było więcej "chlać" bez zaburzeń ze strony układu nerwowego.
U ludzi jest też jest możliwy "alkoholizm pokarmowy", wystarczy się najeść np. niemytych winogron i zagryżć to pączkami czy babką drożdżową i można poczuć klepnięcie.
Mamy też geny do fermentacji alkoholowej cukru, ale są one silnie inhibitowane, więc takie "picie" jest niemożliwe.
smoczeq, 10 czerwca 2015, 13:15
Nie trzeba genów Można się wspomóc drożdżami https://en.wikipedia.org/wiki/Auto-brewery_syndrome
pogo, 10 czerwca 2015, 14:28
Dość ciekawe... Mówi się, że drożdże piwne słabo prosperują w temperaturze przekraczającej 36°C, a w naszych trzewiach jest bliżej 38-39°C tak na co dzień. Jedno solidniejsze przeziębienie powinno je wyeliminować do poziomu, z którego kolonia się nie odrodzi...
Inna sprawa, że piwo fermentowane w tej temperaturze raczej dobre nie będzie... dużo fuzli...
Jajcenty, 10 czerwca 2015, 14:36
Ale zostają enzymy. Dlatego można uzyskiwać stosunkowo wysokie stężenia alkoholu, mimo że drożdże już wyginęły wytrute własnymi produktami przemiany.
Zostałem poddany eksperymentowi uzupełniania witamin za pomocą mieszanki drożdży i cukru (sacharozy) zalanej wrzątkiem w celu "zabicia drożdży" .
Doświadczyłem efektów burzliwej fermentacji, momentami wręcz gromkiej.
pogo, 16 czerwca 2015, 13:59
Ciekawe, aż będę musiał spróbować... dosypie sobie cukru do resztek gęstwy, zaleję wrzątkiem i wypiję... ciekawe co się stanie. Chyba że odradzasz mi takie eksperymenty po tym co sam przeszedłeś.
Jajcenty, 16 czerwca 2015, 15:50
To doświadczenia stanowią to kim jesteśmy. Np już nigdy nie zewrę gniazdka w ścianie drutem by zobaczyć co się stanie. To doświadczenie uczyniło mnie osobą ostrożną.
Spokojnie. Jedyne co Ci grozi to duże ilości CO2 wydobywające się oboma końcami układu pokarmowego. Jedyne czego potrzebujesz to samotność.
Astroboy, 16 czerwca 2015, 16:39
Samotność? Niekoniecznie. Towarzystwo żywej zieleni nie zaszkodzi.
pogo, 16 czerwca 2015, 19:14
Długo to trwa? Mam brać tydzień urlopu czy całkiem zrezygnować z pracy na kilka miesięcy?
Jajcenty, 17 czerwca 2015, 08:33
Nie jest tak źle. Dwie trzy godziny. Zjadłem małą filiżankę (150 ml) tej mikstury. Dawkowanie znajdziesz w sieci. To dość popularny dekokt.
pogo, 17 czerwca 2015, 10:56
Ciekawe czy cokolwiek zauważę, skoro do mojego organizmu dość często trafiają żywe drożdże piwne