Zanikanie dużych roślinożerców wieszczy problemy
Zanikanie wielkich roślinożerców może spowodować, że w ekosystemie pojawi się poważna luka. Problem dotyczy przede wszystkim Afryki i części Azji, w tym najbardziej zróżnicowanych przyrodniczo obszarów planety.
Międzynarodowy zespół ekspertów pracujących pod kierunkiem profesora Williama Ripple'a z Oregon State University przyjrzał się 74 gatunkom roślinożerców. Pod uwagę wzięto gatunki, których masa ciała przekracza 100 kilogramów. Uczeni ostrzegają, że nosorożcom, zebrom, wielbłądom, słoniom czy tapirom grozi wyginięcie. Ich zdaniem bez radykalnych działań wielcy roślinożercy – i wiele małych – wyginą w wielu regionach świata, co pociągnie za sobą olbrzymie koszty ekologiczne, społeczne i ekonomiczne. Profesor Ripple mówi, że gdy rozpoczynał badania, był przekonany, że największym zagrożeniem dla dużych roślinożerców jest kurczenie się habitatów i zmiany w nich zachodzące. Tymczasem ku naszemu zdumieniu okazało się, że dwoma głównymi przyczynami spadku liczebności dużych roślinożerców są polowania oraz zmiany habitatu.
Na Ziemi istnieje około 4000 gatunków lądowych roślinożerców. Zamieszkują oni wszystkie kontynenty z wyjątkiem Antarktydy. Już w 1992 roku Kent H. Redford, wówczas doktor na University of Florida ukuł termin „pusty las” na oznaczenie zmian zachodzących wśród roślinożerców zamieszkujących lasy. Teraz grupa Ripple'a przeprowadziła szersze badania i zauważyła, że podobne zanikanie roślinożerców widoczne jest na sawannach czy pustyniach. Najbardziej zagrożone są gatunki zamieszkujące Południowo-Wschodnią Azję, Indie oraz Afrykę. W Europie istnieje tylko jeden zagrożony gatunek roślinożercy (żubr), a w Ameryce Południowej żaden nie jest zagrożony. Jednak nie wynika to z dobrej ochrony zwierząt, a z faktu, że ludzie wytępili na tych kontynentach większość dużych ssaków.
Autorzy najnowszych badań zauważyli, że 25 gatunków największych roślinożerców zajmuje obecnie zaledwie 19% swoich historycznych terenów. Zwierzętom bardzo zagraża zwiększający się zasięg zwierząt hodowlanych. Od 1980 roku liczba hodowlanych roślinożerców wzrosła 3-krotnie. Konkurują one z dzikimi zwierzętami o żywność, wodę i tereny, zwiększa się też ryzyko kontaktów, a zatem i przenoszenia chorób. Nie mniejszym zagrożeniem są polowania. Aż miliard ludzi spożywa mięso dzikich zwierząt, ponadto zwierzęta te są zabijane nie tylko dla mięsa. Przez zabobony związane z tzw. chińską medycyną ludową masowo giną nosorożce.
Zanikanie wielkich roślinożerców pociągnie za sobą trudne do oszacowania skutki. Wiadomo, że zmniejszą się źródła pożywienia dla dużych drapieżników, więc ucierpią lwy czy tygrysy, zmniejszy się rozprzestrzenianie się nasion, co negatywnie odbije się na roślinności, pojawią się częstsze i bardziej intensywne pożary, spowolnieniu ulegnie obieg substancji odżywczych, zajdą zmiany w habitatach mniejszych zwierząt, jak ryby, ptaki czy płazy.
Komentarze (0)