Tygrysy chronią zwierzęta hodowlane i uprawy
Rolnicy hodujący zwierzęta są wielkim zagrożeniem dla dużych drapieżników. Często zabijają oni dzikie zwierzęta twierdząc, że te atakują ich stada. Jednak najnowsze badania opublikowane na łamach Biological Conservation wykazały, że obecność tygrysów chroni zarówno pola uprawne jak i zwierzęta hodowlane.
Tygrysy wybierają do życia możliwe najgłębsze, najbardziej dziewicze obszary leśne. W Bhutanie, gdzie prowadzono badania, tygrysy wypychały na zewnątrz swoich terytoriów dwa inne drapieżniki – lamparty i cyjona rudego. Przez to zwierzęta te znajdują się blisko wsi i pól uprawnych.
Okazuje się jednak, że lamparty i cyjony nie polują na zwierzęta hodowlane. Żywią się mniejszymi roślinożercami, takimi jak dzikie świnie. Dzięki temu świtnie te nie żerują na polach uprawnych, na czym zyskują rolnicy.
Okazuje się też, że obecność tygrysów dobrze wpływa na zwierzynę hodowlaną. W Bhutanie pasterze zwykle puszczają swoje stada wolno, a zwierzęta najczęściej pożywiają się w lasach otaczających wsie. Mogą tam co prawda paść ofiarą tygrysów, ale tych jest niewiele, zatem nie czynią wielkich szkód. Liczniejsze lamparty i cyjony wolą zaś nie zapuszczać się w las w obawie przed tygrysami i polują na dzikie świnie na polach uprawnych. Innymi słowy, jeśli w okolicy, gdzie są pola uprawne i hodowane są zwierzęta, występują tygrysy, to ich obecność chroni i uprawy i udomowione zwierzęta.
Utrata zwierząt hodowlanych i plonów to dwa najpoważniejsze problemu, na jakie napotykają rolnicy w Bhutanie. Chciałem zrozumieć, w jaki sposób do tego dochodzi i opracować metody zaradcze, mówi główny autor badań Phuntsho Thinley z Instytutu Badań Środowiskowych Ugyen Wangchuk.
W wyniku swoich badań naukowcy doszli do wniosku, że najlepsza metodą zapobiegającą utratom plonów i zwierząt hodowlanych jest staranie się o obecność głównego drapieżnika, tygrysa. Thinley i jego współpracownicy obliczyli, że dzięki obecności tygrysa przeciętna rodzina rolnicza w Bhutanie może w ciągu roku zanotować o 450 USD mniejsze straty na płodach rolnych i o 1120 USD mniejsze straty na zwierzętach hodowlanych. W sumie daje to 1570 USD/rok w kraju, w którym średni roczny dochód na głowę wynosi 2200 USD. Rolnicy mogą więc zyskać dodatkową pensję dzięki samej tylko obecności tygrysa.
Badania zostały dobrze przyjęte w Bhutanie. Thinley opowiada o nich rolnikom, udzielił tez wywiadu w telewizji. W wyników badań cieszy się John Goodrich, jeden z dyrektorów organizacji Panthera, która działa na rzecz ochrony wielkich kotów. Jego zdaniem wyniki z Bhutanu mają przełożenie też na inne kraje i powinny one pomóc przekonać rolników, że nie zawsze należy winić tygrysy. A w krajach, gdzie zwierzęta te występują, to właśnie tygrysy są zawsze obwiniane o każdy przypadek zabicia zwierzęcia hodowlanego przez dzikie zwierzę.
Jednak nie wszędzie sytuacja będzie wyglądała tak, jak w Bhutanie. Na przykład na Sumatrze nie ma lampartów, a hodowcy nie pozwalają zwierzętom hodowlanym swobodnie się przemieszczać. Tam problemem są dzicy roślinożercy wchodzący na pola oraz sidła, za pomocą których te pola są chronione. Problem w tym, że w sidła łapią się też tygrysy. Wyniki z Bhutanu można jednak przełożyć na sytuację w Nepalu czy Indiach. Tam mamy duże zagęszczenie tygrysów, duże zagęszczenie zwierząt hodowlanych oraz duże problemy z utratą zwierząt hodowlanych i plonów. Te badania mogą być tam naprawdę przydatne, mówi Goodrich.
Sam Thinley uważa, że jego badania mogą mieć też przełożenie na inne gatunki, jak lwy i gepardy w Afryce czy wilki i kojoty w USA.
Komentarze (0)