Z głową w średniowieczu. Jak w XXI wieku pracuje średniowieczny kaligraf i iluminator
Jest Pan iluminatorem, kaligrafem, do tego fotografem i muzykiem (tutaj też o czasy przedpotopowe Pan zahacza, bo i aparaty na klisze, i syntezatory z lat 80.), ostrzy Pan pióra... prawdziwy człowiek renesansu. Jest coś czego Pan nie umie, a bardzo chce się nauczyć?
Z tym muzykiem to przesada. Oglądam sobie na YouTubie tutoriale z zakresu kompozycji i produkcji muzycznej, kręcąc przy tym gałkami od syntezatorów, ale to akurat jest zupełna amatorszczyzna. Nie mam żadnych aspiracji w tym względzie, ani złudzeń, że robię coś wartościowego.
Ale fakt faktem, jeśli coś mnie zainteresuje, lubię wiedzieć jak działa od kuchni, rozłożyć to na metaforyczne śrubki i poskładać z powrotem. A że moje zainteresowania krążą głównie wokół szeroko rozumianej pracy twórczej, to próbuję swoich sił w różnych rzemiosłach.
Miałem niewiarygodne szczęście, że w jednym z nich okazałem się wystarczająco sprawny, żeby uczynić je swoim zawodem (no i że znałem ludzi, którzy byli gotowi dać mi szansę).
Dlaczego sięgam głównie po techniki historyczne? Na pewno spory w tym udział zwykłej nostalgii, ale chodzi też, i chyba przede wszystkim, o to samo, czego poszukiwałem na samym początku, kiedy zająłem się kaligrafią i iluminacją. O przyjemność obcowania z analogowym narzędziem. Trudno mi docenić geniusz programistów stojących np. za Photoshopem, bo nie widzę napisanego przez nich kodu - a nawet gdybym go widział, nic bym z niego nie zrozumiał. Docenić cudo inżynierii jakim jest tradycyjny aparat fotograficzny jest nieporównanie łatwiej, wystarczy zajrzeć do środka, pociągnąć dźwignię naciągu filmu, zwolnić spust migawki. To samo dotyczy stalówek, farb, papieru czy pergaminu – lubię pracować z materią.
Rzeczy, których nie umiem, a umieć chciałbym, jest nieprzebrane mnóstwo. Takich, których ledwie spróbowałem i chciałbym do nich jeszcze wrócić – niewiele mniej. Doba ma jednak tylko 24 godziny, ograniczę się więc do jednego marzenia, które zdaje się być wykonalne. Liczę na to, że uda mi się kiedyś wygospodarować trochę czasu (i kąt w pracowni) na grafikę warsztatową, choćby poczciwy linoryt.
Kaligrafia gęsimi piórami
©Kamil Bachmiński
Skoro już o tych piórach wspomniałem. Po co one komu?
Domyślam się, dlaczego Pan pyta, jakiś czas temu chwaliłem się w mediach społecznościowych przycinaniem gęsich piór na zamówienie. Odpowiem tak: nie każdy kaligraf zajmuje się średniowieczem. Ba, większość z nas zagląda do tej epoki co najwyżej okazjonalnie. Kaligrafia nowożytna to dziedzina ogromna i bardziej praktyczna — u mnie nikt raczej nie zamówi zaproszeń na ślub, bo cóż mógłbym mu zaproponować? Pismo wizygockie albo merowińskie? Natomiast mam graniczące z pewnością podejrzenie, że każdy adept kaligrafii, niezależnie od specjalizacji, nabiera w pewnym momencie ochoty, żeby zmierzyć się z gęsim piórem. Bo to przecież najważniejsze, choć wcale nie najwygodniejsze, narzędzie pisarskie w historii naszej cywilizacji. I w takich razach przychodzę z pomocą, przygotowuję pióra do pisania, prowadzę też warsztaty z ich obsługi.
Nie będę pytał, skąd czerpie Pan inspiracje i wzory, bo to raczej oczywiste. Zapewne ma Pan jakiś ulubiony manuskrypt lub manuskrypty. Które z nich najbardziej Pan podziwia i dlaczego?
Długo mógłbym wymieniać rękopisy które darzę sentymentem; żeby nie zanudzić, wspomnę tylko o kilku. Na pierwszym miejscu pozostanie chyba na zawsze Sakramentarz tyniecki, z którego skopiowałem swoją pierwszą miniaturę. Lubię wracać do Bestiariusza z Aberdeen, na którym też uczyłem się rzemiosła. Podziwiam „Mira Calligraphiae Monumenta”, bezwstydny popis wirtuozerii György’ego Bocskaya, nadwornego kaligrafa cesarza Ferdynanda I. Z wdzięcznością wspominam merowiński manuskrypt średniowiecznej encyklopedii „Liber glossarum”, gdzie po kilku dniach szukania odnalazłem potrzebną mi do ukończenia projektu literę „k” (bardzo rzadką w tekstach łacińskich). Bardzo się cieszę, że mam na półce w pracowni wydane w latach 70. faksymile pysznie iluminowanego Legendarium Andegaweńskiego.
Kaligrafia stalówką
©Kamil Bachmiński
Wszystkie rękopisy, które wymieniłem, są jednak ważne dla mnie z przyczyn zupełnie osobistych, niezależnie od ich wartości artystycznej, czy historycznej. I jeśli o takie walory chodzi, nie jestem w stanie wskazać żadnego manuskryptu, który byłby moim ulubionym. A to dlatego, że cenię każdy rękopis, choćby najbardziej niepozorny. W każdym został zakodowany czyjś proces twórczy. Już tłumaczę o co chodzi: otóż kiedy maluję kopię średniowiecznej miniatury albo analizuję pismo średniowiecznego manuskryptu, żeby nauczyć go potem moich kursantów, zaczynam w pewnym momencie dostrzegać kolejne kroki podejmowane przez autora oryginału. Zauważam miejsca, w których skryba przerywał pracę, żeby zanurzyć pióro w atramencie. Dostrzegam gdzie popsuł literkę i, wyprowadzony z równowagi, kilka następnych napisał bardzo niepewną ręką. Widzę gdzie iluminator pracował w skupieniu, a gdzie już mu się nie bardzo chciało i malował byle skończyć. Jestem w stanie ze znacznym prawdopodobieństwem stwierdzić, w jakiej kolejności kładł kolory, odnotowuję przypadkowo zostawiony odcisk palca albo miejsce, gdzie malarz zmienił zdanie i zamalował fragment wcześniejszej kompozycji. I nagle okazuje się, że towarzyszę w pracy komuś, kto od setek lat nie żyje, nieomal jakbym zaglądał mu przez ramię. To dość niesamowite doświadczenie i bardzo je sobie cenię.
Takie „obcowanie z duchami” z jednej strony pomaga nabrać dystansu do rzeczywistości, a z drugiej uświadamia wartość dobrego rzemiosła. Przeminiemy bez śladu my i nasza codzienna szarpanina, ale przynajmniej niektóre dzieła naszych rąk mają szansę przetrwać i za kolejne kilkaset lat zatrzymać na pewien czas czyjąś uwagę, sprawić być może, że zada sobie w duchu pytanie — kim był autor?
Komentarze (2)
Astro, 17 lipca 2025, 05:26
Kurczę. Dopiero teraz natknąłem się na ten wywiad, a tu taka perełka!
Może dlatego, że Forumowicze rzadko komentują wywiady, a ja zwykle przeglądam z poziomu forum? A może Radar ma rację, że długie, interesujące, ale długie treści sprzedają się teraz słabo?
P.S. Mariusz. Pewnie to znany problem, ale na forum nie mieści się cały artykuł, a jedynie pierwsza strona z trzech, które widoczne są z poziomu SG (dotyczy to zapewne wszystkich dzielonych artów). No i gratulacje za wywiad.
Mariusz Błoński, 17 lipca 2025, 08:37
Wiem, że na forum nie mieści się całość, jeśli tekst ma strony. Wolę tego nie ruszać, żeby Jacek zajął się skończeniem nowej wersji witryny. Nie chcę mu głowy zawracać innymi rzeczami.
Dlatego warto przeglądać serwis ze strony głównej. Przynajmniej jeśli o wywiady i artykuły chodzi.
Dzięki