Polska – kraj wsi czy miast?
Na skutek rozkładu systemu planowania przestrzennego powstały „niedomieścia”, czyli takie dziwne twory nie będące ani wsią, ani miastem. Nie chodzi tu jednak o dobrze zaplanowane osiedla jak Podkowa Leśna, ale o wsie, które zostały gwałtownie zmienione przez budowę domów jednorodzinnych przez mieszkańców pobliskich miast. Takie miejsca są ułomne pod względem infrastruktury społecznej, cierpią na wykluczenie komunikacyjne i drenują z wielkich miast podatki.
O miasta i miejskość zapytaliśmy dr. hab. Kamila Śmiechowskiego, historyka, profesora Uniwersytetu Łódzkiego. Doktor Śmiechowski jest szefem Interdyscyplinarnego Centrum Studiów Miejskich UŁ. Zajmuje się procesami modernizacyjnymi na ziemiach polskich w XIX-XX wieku oraz historią miast.
Polska jest krajem miejskim czy wiejskim?
Polska jest państwem zurbanizowanym, ale w stopniu mniejszym niż niektóre inne kraje europejskie. Ludność miejska stanowi u nas około 60% i jest tak od lat 60. XX wieku. Jednak w największych miastach mieszka w Polsce stosunkowo niewiele ludności. Nie są też aż tak duże na tle naszych sąsiadów, jak mogłoby się nam niekiedy wydawać. Proste porównanie – Lwów liczący przed wojną ponad 700 tysięcy mieszkańców był dopiero siódmym największym miastem Ukrainy – w Polsce z taką samą liczbą mieszkańców byłby trzeci. Dlatego też w Polsce największe miasta są na tyle duże, by nadawać ton naszemu życiu społecznemu, ale jednocześnie zbyt małe, by je zdominować. Nieprzypadkowo zwykło się mówić, że wyborów nie wygrywa się w Warszawie, prawda?
Narodami prawdziwie miejskimi, o miejskiej kulturze i historii, wydają się kraje Beneluksu. Dużo nam brakuje do ich miejskości?
To są zupełnie inne struktury, choć Belgia ma jednak także wyraźny komponent rolniczy. Ale Niderlandy to po prostu jedno wielkie miasto. Taka metropolia jak GZM tylko, że obejmująca prawie cały kraj. Oczywiście nie za bardzo możemy się porównywać do takich miejsc. Jeśli chodzi o rozmieszczenie ludności paradoksalnie blisko nam do Niemiec, gdzie żadne miasto nie dominuje nad pozostałymi. Fachowo nazywa się to strukturą policentryczną. I warto, by Polska pozostała krajem w którym rozwijają się nie tylko tylko Warszawa i Kraków, ale 5-7 ośrodków wzajemnie się równoważy.
Czy zgadza się pan z funkcjonującą w mediach dychotomią miasto-wieś? A może bardziej właściwy jest podział na Polskę A i B?
Ona jest bardzo mocno osadzona w naszej kulturze, która niestety miała charakter antymiejski. Miasta były postrzegane jako teren obcy, zamieszkany przez Żydów. Matecznikiem polskości była zaś wieś, a ściślej rzecz biorąc dworek szlachecki. I to w dworkach właśnie tworzono taką wizję kultury narodowej, w której wieś została bardzo silnie przeciwstawiana miastu. Próbowali zmienić to pozytywiści, ale polska romantyczna dusza zawsze wygrywała ze szkiełkiem i okiem. W „Ziemi obiecanej” jest taka scena, gdy Borowiecki tłumaczy chłopom z jego rodzinnej wsi, że powinni tam wrócić, bo w Łodzi czyhają na nich jakoby same zagrożenia. A przecież oni nie przyszli do miasta dla przyjemności, lecz za chlebem.
Co do Polski A i B to pod względem ekonomicznym ten podział bardzo się już zdezaktualizował. Natomiast pod względem kulturowym ciągle istnieją w Polsce silne różnice regionalne. Widać to choćby w religijności – na Zachodzie w Warszawie czy Łodzi do kościoła chodzi mniej niż 20% wiernych, na Podkarpaciu – prawie połowa

Komentarze (1)
venator, 7 grudnia 2025, 06:21
Bardzo cenne spostrzeżenia prof. Śmiechowskiego, z którym się zgadzam w pełni.
Dokładnie. Podwarszawski Józefosław, największa wieś (formalnie) w Polsce. Prawie 15 tyś mieszkańców, zawodowo i mentalnie ściśle związani z Warszawą. Centrum już przyzwoicie uporządkowane, przypomina solidne i zadbane przedmieścia, jednak nadal z niewydajną infrastrukturą drogową. Brak sprawnej komunikacji publicznej, bo na to nie ma miejsca. Dalej powstające osiedla szeregowców łanowych, wąska brama od "ulicy" i w w hen szeregowce dla tych co chcieli mieć namiastkę domku na przedmieściach. Z rzadka poustawiane latarnie, także po zmroku drepcząc po błotnistym poboczu publicznej "ulicy", przy ogromnym ruchu samochodowym, warto mieć latarkę i odblaski, pomimo, że to teren zurbanizowany. Tu żadnej komunikacji nie ma poza własnym samochodem. Oczywiście można rowerem, pieszo, ale nie każdy pozwoli sobie na co dzień lub nie każdy może na takie wyzwania sobie pozwolić (np. małe dzieci).
Ulica to polany asfaltem dawny trakt dla wozów konnych, gdzie nie zmieszczą się obok siebie dwie ciężarówki. Na skraju zabudowywanej wsi Kierszek, co powstała jeszcze za króla Batorego, nocą, spacerując można spotkać głównie ubera dowożących mieszkańców z miasta lub wałęsające się dziki, które mają tam swój fast food. Miasta-ogrody jak Podkowa-Leśna czy Konstancin to mistrzostwo planowania urbanistycznego przy tych współczesnych koszmarkach.
Temat bardzo ciekawy, gdzie można sięgnąć wstecz nawet do XV w.
Uważam, że Polska to kraj wsi i małych miasteczek z całym tego bagażem, w znacznym mierze negatywnym.
Tak, w szlacheckiej logice, zorientowanej wokół gospodarczego "centrum" jakim był coraz bardziej niewydajny folwark, tak to wyglądało.
Chyba raczej od XVIII w. Gdy spauperyzowana szlachta zaczęła przegrywać rywalizacje gospodarczą z Żydami. Ostatnio czytałem "Przestrogi dla Polski" Stanisława Staszica. Praca wydana w 1790 r. Wybitny umysł oświeceniowy, a o Żydach pisał jako o "cuchnącym gałganiarstwie", za inne określenia to dziś dostałby pewnie paragraf.
Dobrze stosunek szlachty do miast określił prof. Tazbir - nieufność.
Szlachta, naród polityczny RON stanowił liczebnie zdecydowaną mniejszość. Ale nie w centrum politycznym kraju, Mazowszu (od XVII w.), gdzie lokalnie nawet blisko 40-50% mieszkańców to była brać herbowa, to nic, że biedna jak chłopi, ale wolna. Skora do szabli, bo wolna. Zamieszkująca całe wsie szlacheckie, pełna jak to pisał Mickiewicz "wąsali". Nieufna wobec miasta i wszelkich nowości.