Polska – kraj wsi czy miast?
Wprowadziliście Państwo pojęcie „niedomieścia". Co ono oznacza?
Tak, w jednym z wywiadów zażartowałem, że na skutek rozkładu systemu planowania przestrzennego powstały „niedomieścia”, czyli takie dziwne twory nie będące ani wsią, ani miastem. Nie chodzi tu jednak o dobrze zaplanowane osiedla jak Podkowa Leśna, ale o wsie, które zostały gwałtownie zmienione przez budowę domów jednorodzinnych przez mieszkańców pobliskich miast. Takie miejsca są ułomne pod względem infrastruktury społecznej, cierpią na wykluczenie komunikacyjne i drenują z wielkich miast podatki. Jednocześnie ich mieszkańcy pod względem kulturowym pozostają mieszczanami, często pracują w mieście i korzystają z jego oferty kulturalnej czy edukacyjnej. Rozwój tego typu miejsc w dłuższej perspektywie oznacza kłopoty dla centrów dużych miast i bardzo utrudnia prowadzenie rozsądnej polityki. Będzie tak dopóki nie powstaną związki metropolitalne, które pozwalałyby na prowadzenie inwestycji czy oferowanie usług nieograniczających się do granic administracyjnych konkretnych gmin.
Miasta rozwijają się kosztem wsi? Wieś żeruje na mieście? Co tutaj jest prawdą?
W sensie demograficznym największe miasta niewątpliwie drenują wieś z zasobów. Z najnowszych badań prof. Piotra Szukalskiego z UŁ wynika, że na olbrzymich obszarach nastąpił dramatyczny ubytek młodych ludzi, zwłaszcza zaś kobiet, które mają wyższe aspiracje edukacyjne i oczekiwania wobec życia niż mężczyźni. Może to prowadzić do bardzo negatywnych konsekwencji społecznych w tzw. Polsce powiatowej. Już teraz popularność partii Grzegorza Brauna w mniejszych ośrodkach powinna być dzwonkiem alarmowym dla polityków.
Jednocześnie proszę pamiętać, że wieś ma dedykowane środki z UE, które zmieniły ją w gigantyczny sposób. Wiejskie domy są dziś i większe i lepsze niż tzw. apartamenty budowane w miastach przez deweloperów. Wiejskie szkoły bywają wyposażone lepiej niż te w centrach wielkich miast. Trudno też zrozumieć czemu wobec drastycznego spadku poziomu zatrudnienia w rolnictwie nadal grupa ta posiada odrębny system emerytalny i podatkowy.
Miejskość to bycie lepszym? Bardziej wykształconym? Bardziej inteligentnym? Czy to rzeczywiście w jakiś sposób się wiąże?
To nie ma nic do rzeczy, zarówno mieszkańcy miast, jak i mieszkańcy wsi są tak samo inteligentni i zasługują na taki sam szacunek. Czasy, kiedy śpiewano, że „słychać, widać i czuć” że ktoś jest z miasta minęły dekady temu. Zresztą przecież mieszkańcy polskich miast sami są nimi ledwie w 2, czasem 3 pokoleniu. Oczywiście style życia mieszkańców miast i wsi się różnią, ale zadaniem państwa powinno być raczej niwelowanie luk w dostępie do kultury i stwarzanie równych szans, a nie patrzenie z góry na 40% ludności kraju.
Wrocław wciąż pamięta cegły wywożone na odbudowę Warszawy, Warszawa ma kompleks Krakowa, ale jako jedyne miasto w Polsce ma własne ogólnokrajowe obchody wielkiego wydarzanie historycznego – Powstania Warszawskiego – a inteligencki konserwatywny Kraków żyje swoim życiem i chwałą dawnej stolicy? Mieszkańcy poszczególnych polskich miast w jakiś sposób różnią się między sobą? Budują swoją tożsamość w kontrze do innych miast, na poczuciu odmienności, krzywdy?
Oczywiście. Różnice te są wręcz drastyczne. Są miasta otwarte, jak Łódź i są miasta elitarne, jak Kraków. Są miasta mające silny mit historyczny łączący ich mieszkańców, jak Warszawa czy Poznań, i są miasta które po 1945 roku musiały od nowa zbudować swoją tożsamość, zresztą odnosząc w tym wielki sukces, jak Wrocław.
Mieszka Pan w mieście czy na wsi? I skąd taki, a nie inny wybór?
Mieszkam w mieście, w ścisłym centrum, bo tam się po prostu urodziłem. Ale niemal każdą wolną chwilę spędzam na wsi, na łonie przyrody.

Komentarze (1)
venator, wczoraj, 06:21
Bardzo cenne spostrzeżenia prof. Śmiechowskiego, z którym się zgadzam w pełni.
Dokładnie. Podwarszawski Józefosław, największa wieś (formalnie) w Polsce. Prawie 15 tyś mieszkańców, zawodowo i mentalnie ściśle związani z Warszawą. Centrum już przyzwoicie uporządkowane, przypomina solidne i zadbane przedmieścia, jednak nadal z niewydajną infrastrukturą drogową. Brak sprawnej komunikacji publicznej, bo na to nie ma miejsca. Dalej powstające osiedla szeregowców łanowych, wąska brama od "ulicy" i w w hen szeregowce dla tych co chcieli mieć namiastkę domku na przedmieściach. Z rzadka poustawiane latarnie, także po zmroku drepcząc po błotnistym poboczu publicznej "ulicy", przy ogromnym ruchu samochodowym, warto mieć latarkę i odblaski, pomimo, że to teren zurbanizowany. Tu żadnej komunikacji nie ma poza własnym samochodem. Oczywiście można rowerem, pieszo, ale nie każdy pozwoli sobie na co dzień lub nie każdy może na takie wyzwania sobie pozwolić (np. małe dzieci).
Ulica to polany asfaltem dawny trakt dla wozów konnych, gdzie nie zmieszczą się obok siebie dwie ciężarówki. Na skraju zabudowywanej wsi Kierszek, co powstała jeszcze za króla Batorego, nocą, spacerując można spotkać głównie ubera dowożących mieszkańców z miasta lub wałęsające się dziki, które mają tam swój fast food. Miasta-ogrody jak Podkowa-Leśna czy Konstancin to mistrzostwo planowania urbanistycznego przy tych współczesnych koszmarkach.
Temat bardzo ciekawy, gdzie można sięgnąć wstecz nawet do XV w.
Uważam, że Polska to kraj wsi i małych miasteczek z całym tego bagażem, w znacznym mierze negatywnym.
Tak, w szlacheckiej logice, zorientowanej wokół gospodarczego "centrum" jakim był coraz bardziej niewydajny folwark, tak to wyglądało.
Chyba raczej od XVIII w. Gdy spauperyzowana szlachta zaczęła przegrywać rywalizacje gospodarczą z Żydami. Ostatnio czytałem "Przestrogi dla Polski" Stanisława Staszica. Praca wydana w 1790 r. Wybitny umysł oświeceniowy, a o Żydach pisał jako o "cuchnącym gałganiarstwie", za inne określenia to dziś dostałby pewnie paragraf.
Dobrze stosunek szlachty do miast określił prof. Tazbir - nieufność.
Szlachta, naród polityczny RON stanowił liczebnie zdecydowaną mniejszość. Ale nie w centrum politycznym kraju, Mazowszu (od XVII w.), gdzie lokalnie nawet blisko 40-50% mieszkańców to była brać herbowa, to nic, że biedna jak chłopi, ale wolna. Skora do szabli, bo wolna. Zamieszkująca całe wsie szlacheckie, pełna jak to pisał Mickiewicz "wąsali". Nieufna wobec miasta i wszelkich nowości.