Co dalej z Julianem Assange?
Profesor Rob Cryer z University of Birmingham opublikował na stronie swojej uczelni wpis, który w jasny sposób wyjaśnia sytuację prawną wokół założyciela Wikileaks Juliana Assange’a. Przypomnijmy, że po tym, jak brytyjskie sądy uznały, że Assange powinien zostać wydany Szwecji, gdzie czeka go przesłuchanie w związku z oskarżeniem o gwałt, założyciel Wikileaks udał się do ambasady Ekwadoru w Londynie i poprosił o azyl. Władze w Quito przychyliły się do jego prośby.
Profesor najpierw zajmuje się kwestią azylu. Przypomina, że jest on zwykle przyznawany osobom, które spełniają warunki określone w artykule 1. Konwencji o statusie uchodźcy. Mówi on, że uchodźcą jest osoba, która wskutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem z powodu swojej rasy, religii, narodowości, przynależności do określonej grupy społecznej lub z powodu przekonań politycznych przebywa poza granicami państwa,którego jest obywatelem, i nie może lub nie chce z powodu tych obaw korzystać z ochrony tego państwa. Można wątpić, czy Assange spełnia któryś z powyższych warunków. On sam twierdzi, że USA chcą jego ekstradycji i grozi mu kara śmierci. Jednak Stany Zjednoczone nie zwróciły się o jego ekstradycję ani do Szwecji, ani do Wielkiej Brytanii. Ponadto oba wspomniane kraje podpisały Europejską Konwencję Praw Człowieka, która zabrania im ekstradycji osoby, którym grozi kara śmierci. Co więcej, nie wiadomo, z jakiego powodu Assange nie szuka ochrony w kraju, którego jest obywatelem.
Uczony przypomina też, że Konwencja o statusie uchodźcy wyłącza spod jej działania osoby, które popełniły poważne przestępstwa. Jako, że Assange jest poszukiwany w związku z oskarżeniem o gwałt uznawanie go za uchodźcę jest wysoce wątpliwe.
Ambasadzie nietykalność zapewnia Konwencja Wiedeńska. Jednak brytyjska ustawa 1987 Diplomatic and Consular Premises Act daje Sekretarzowi Stanu prawo do wycofania zgody na korzystanie z ziemi używanej przez placówkę dyplomatyczną. Taka decyzja Sekretarza odebrałaby ambasadzie nietykalność. Jednak brytyjski urzędnik musiałby kierować się przepisami międzynarodowymi regulującymi tę kwestię. Tutaj Sekretarz Stanu mógłby powołać się na Konwencję Wiedeńską, która przewiduje, że pracownicy ambasady mają obowiązek przestrzegać prawa kraju, w którym przebywają, nie mogą wtrącać się w kwestie wewnętrzne tego kraju, a teren placówki nie może być wykorzystywany w sposób, którego nie przewidują przepisy Konwencji, inne przepisy międzynarodowe lub umowy pomiędzy krajem, do którego należy placówka, a krajem, na którego terenie się znajduje.
Profesor Cryer zauważa, że Wielka Brytania mogłaby posłużyć się tym zapisem, jednak byłby to niebezpieczny precedens. Mógłby spowodować nie tylko odwet ze strony Ekwadoru, ale wykorzystując go Londyn otworzyłby puszkę Pandory i na zawsze zmienił relacje w dyplomacji, gdyż inne kraje chętnie zaczęłyby wykorzystywać jako pretekstu do usunięcia placówki dyplomatycznej. Zwykle, gdy sytuacja pomiędzy krajami staje się bardzo napięta, uznają one cały personel dyplomatyczny za persona non grata lub w ogóle zrywają stosunki dyplomatyczne. Nie posługują się argumentem o złamaniu miejscowego prawa czy wtrącaniu się w sprawy wewnętrzne kraju goszczącego.
Wątpliwym jest, by z powodu Assange’a Wielka Brytania chciała zrywać stosunki dyplomatyczne z Ekwadorem. Jednak dla samego zainteresowanego problemem jest wydostanie się z ambasady.
Pojazdy dyplomatyczne posiadają immunitet, podobnie jak budynki. Assange może zatem zostać przewieziony samochodem na lotnisko. Samochód taki jest nietykalny, a policja może go zatrzymać tylko wówczas, gdy stwarza zagrożenie dla innych użytkowników drogi. Jednak nawet wówczas nie wolno nikogo z samochodu wyciągnąć. Jednak w momencie, gdyby Assange opuścił samochód, by przejść do samolotu, może zostać aresztowany.
Założycielowi Wikileaks nietykalności nie zapewniłoby nawet... nadanie go bagażem dyplomatycznym. Bagaż taki jest nietykalny. Jednak bagaż dyplomatyczny może zawierać „dokumenty lub przedmioty przeznaczone do oficjalnego użycia“. Otwarcie „bagażu“ z człowiekiem w środku nie można by zatem uznać za naruszenie prawa.
Wydaje się zatem, że czeka nas jeszcze niejeden odcinek serialu z udziałem Juliana Assange'a, Wielkiej Brytanii, Ekwadoru i Szwecji.
Komentarze (24)
sig, 4 września 2012, 21:07
No cóż, może wjedzie samochodem do samolotu transportowego (ew na statek), albo już wyszedł z ambasady w charakteryzacji i przebraniu a teraz siedzi cicho żeby nikt się nie połapał i nie zaczął go szukać.
Piotr_, 4 września 2012, 21:30
Powstaje problem natury prawnej - jeśli nawet znajdzie się samolot dyplomatów, gdzie Julek będzie nietykalny i jeśli nawet przejdzie z pojazdu do pojazdu nie dotykając brytyjskiej ziemi ani czubkiem buta - to jednak naruszy na lotnisku brytyjską strefę powietrzną Problem rozwiązałby rękaw ode drzwi dode drzwi, ale...
P_.
mikroos, 4 września 2012, 22:03
Ta marna partyjka szachów pokazuje tylko, że Assange wcale nie jest tak ważny, jak próbuje się mu to przypisywać Owszem, kilku krajom zależy na pojmaniu go, ale wyłącznie w celu ukarania, a nie dlatego, że jest wybitnie niebezpieczny - przecież wycieki z WikiLeaks jak dotąd niczego realnie nie zmieniły i nawet poplecznicy Assange'a muszą to przyznać. Nikt też nie będzie próbował go uciszyć ani poświęcać zbyt wielkich środków na jego schwytanie, bo tak naprawdę jest to człowiek praktycznie niegroźny.
Tolo, 4 września 2012, 22:12
Jak by był nieważny to by sobie profesor herbatkę wypił a nie płodził.
mikroos, 4 września 2012, 22:27
"Popularny" i "nośny medialnie" to nie to samo, co "ważny".
Tolo, 4 września 2012, 22:41
Wszystko zależy od pobudek jakimi się profesor kierował, a może takie zamówienie dostał.
Nawet jeśli nie ma przesłanek do przyznania azylu przez Ekwador to jest to na chwile obecną nie podlegający dyskusji fakt. I jest to bezzasadne chyba ze ktoś potrzebuje bydła narobić i mieć usprawiedliwienie. Taka bron chemiczna Husajna i tak dalej.
TrzyGrosze, 5 września 2012, 07:16
Jeżeli nieważnego przykładnie się ukaże, to ważnego nie będzie kusiło zrobić ważkie kuku USA.
Więc, ścigać go będą dla przykładu i ku przestrodze innym.
mikroos, 5 września 2012, 07:46
I właśnie o tym mówię. Sam Assange w ogóle nie jest ważny.
Mariusz Błoński, 5 września 2012, 09:28
Ważni, którzy robią kuku USA to zupełnie inna liga, ich nazwisk nigdy nie poznamy i są dobrze schowani oraz pilnowani przez takich, którym zależy na robieniu kuku USA. Sprawa Julka nie ma dla nich najmniejszego znaczenia.
TrzyGrosze, 5 września 2012, 11:17
No ale, na pewno przyhamuje takie inicjatywy oddolne "bez wsparcia" .
Mariusz Błoński, 5 września 2012, 11:48
Nie przyhamuje. Z tej chociażby prostej przyczyny, że USA nie ścigaja Julka. "Mówi się", że ścigają. Ale przecież zanim Julek ujawniał dokumenty też "mówiło się", że USA takich ludzi ścigają i "mówiło się", że ich wszystkich pozabijają. Czy to powstrzymało Julka? Nie. Dlaczego zatem teraz coś miałoby powstrzymać ludzi podobnych Julkowi? Coś się zmieniło? Może tylko tyle, że Julek ma status celebryty. Co moim zdaniem może raczej zachęcać jego naśladowców, niz ich odstraszać.
romero, 5 września 2012, 12:18
Status celebryty bardzo fajnie dodaje nieśmiertelności. Taka osoba nie kończy gdzieś w Klewkach, czy Guantanamo, więc Julek wiedział co robi.
Mariusz Błoński, 5 września 2012, 12:26
E tam.... jakby go chcieli dopaść, toby go dopadli. Co niby takiego by się stało, gdyby Julka znaleziono martwego, a obok odciski palców, włosy i legitymacje CIA? Parę rządów wyraziłoby oburzenie, parę gazet przez parę tygodni miałoby o czym pisać i już....
romero, 5 września 2012, 13:32
Nixon pewnie też tak myślał, co się stanie jak trochę poinwigilujemy opozycję...
Mariusz Błoński, 5 września 2012, 13:45
Istnieje kolosalna różnica pomiędzy inwigilacją przeciwnika politycznego i próbą złamania zasad przeprowadzania wyborów, a odstrzeleniem jakiejś prywatnej osoby. Gdyby chcieli dopaść Julka, to już byłoby po nim. Ale po co im dopadać Julka? To im nic nie da.
Sprawa jest banalnie prosta. Julek chciał zrobić wokół siebie hałas i nie stawił się na drugie przesłuchanie ws. oskarżenia o gwałt. Gdyby nie chodziło mu o hałas, to już dawno miałby sprawę za sobą i nadal mógłby prowadzić Wikileaks. A tak, w "obawie" przed USA uciekł do najwierniejszego sojusznika USA... wybacz, ale to wszystko tak się nie składa do kupy, że nie wierzę, by chodziło o coś innego niż o zrobienie wokół siebie zamieszania.
Jajcenty, 5 września 2012, 13:57
Osama był dość słynny a w niektórych zakątkach globu, wręcz popularny.
Mariusz Błoński, 5 września 2012, 14:14
Ponadto wszyscy skupiają się na Julku, któremu nic nie grozi. A tymczasem Manning może spędzić w więzieniu resztę życia. Nim jednak jakoś średnio kto się przejmuje. No, ale on nie został celebrytą.
sig, 5 września 2012, 19:39
Akurat ten miał pecha, bo został "kozłem ofiarnym" przy okazji wprowadzania w USA państwa policyjnego. Swoją drogą sami go wyszkolili.
Mariusz Błoński, 8 września 2012, 09:47
Ten mit jeszcze dycha? Amerykanie nie szkolili bin Ladenta. Nawet Fisk (tak, tak, ten od "fiskingu") musiał to przyznać.
Tolo, 8 września 2012, 11:06
Mariusz Błoński
A Bin Laden się znalazł w Afganistanie przez przypadek, z sań świętego mikołaja spadł razem ze stingerami
USA bin Ladena nie tyle wyszkoliło co wykreowało i to w szerszym ujęciu. Wtedy wrogiem było ZSRR i bardzo sobie ZSRR i USA lubiło w drogę wchodzić. I tak w momencie gdy ruscy weszli do
Afganistanu to sobie radzili tam całkiem dobrze. Bo mieli lotnictwo. Dopiero po tym jak USA dostarczyło im broni przeciwlotniczej sprawa się skomplikowała bo ZSRR straciło przewagę w powietrzu a na ziemi kozojebcy mieli przewagę naturalną jak każde wojsko partyzanckie na swoim terenie.
Niestety to USA wykreowało islamski terroryzm. Jeszcze do nie dawna był z islamem spokój. Kemal Ataturk uczył turków jeść nożem i widelcem i tak dalej.
A akcje jak były miały bardziej polityczne tło i nikt tego dżihadem nie nazywał. Nawet Rambo w Afganistanie talibom pomagał. A i naszemu ministrowi spraw zagranicznych się łapkę do tego przyłożyć udało.
Jak by nie USA problemu Afganistanu by dziś nie było. Islamskiego terroryzmu pewnie też.
To bin Laden poczuł się przez USA wydmuchany i to on w jakiś sposób skanalizował niechęć do USA. Nawet Saddam nie był islamskim terrorystą a zwykłym bandytom jak Stalin ale to USA przeszkadzało najmniej.
Wcześniej był terroryzm lewicowy na przykład we Włoszech ale już jakiś czas temu okazało się ze był inspirowany przez USA żeby ludzi przed komunistami straszyć bo ku ogólnemu zdziwieniu ZSRR byli ludzie którzy sami chcieli komunizmu.
Niestety z tym islamem to jest tak ze USA Samo sobie stożyło wroga z którym dziś bohatersko walczy. A z samym islamem to ma mało wspólnego.
A zdobyć Afganistanu chyba jeszcze tylko Chińczycy nie próbowali (ale pewny nie jestem). Choć bywało ze się zdobyć okolice udawało np Czyngis-chanowi ale on ich tam wtedy po prostu prawie wszystkich wyciął w pień. Do tej pory jest tam trochę mongołów zresztą Hazarowie się nazywają.
Julek jest groźny i to bardzo. Nie jako Julek a jako zaistniały fakt. Jako rysa i precedens. No i fakt ośmieszenia USA na grubo. Konsekwencji nie widać ale są, generalnie to też niezła kupa roboty dla USA żeby po tym pozamiatać. Bo raz ewentualne konsekwencje trzeba przymaskować a dwa to są konsekwencje których nigdy się jawnie nie zobaczy.
To na przykład utrudni działania wywiadowcze bo już nikt na raucie w ambasadzie nie będzie beblał za flaszkę i wyżerkę. Bo juto może się pojawić jakiś Julek i to wszystko co wypaplał będzie w wiadomościach w. Dlatego będą politycy trzymać pyski. Pewna część z nich może się nawet poczuć urażona tym co o sobie przeczytała.
Mariusz Błoński, 8 września 2012, 11:29
USA żadnego bin Ladena nie wykreowało. Bin Laden sam pojechał do Afganistanu bić Ruskich. Nie był przez USA ani szkolony, ani finansowany. I USA nie stworzyło żadnego islamskiego terroryzmu. To, że w jednym kraju jeden pan cywilizował swój naród, nie oznacza, że gdzie indziej był spokój. Terroryzm islamski istnieje od dziesięcioleci. Po prostu przybrał na sile.
A Julek to żadna rysa i żaden precedens. Wcześniej były chociażby Pentagon Papers.
Naprawdę sądzisz, że to dzięki Julkowi wiadomo, że dyplomaci nieoficjalnie przekazują sobie i swoim przełożonym inne opinie/informacje niż przekazują oficjalnie? Naprawde uważasz cały świat za idiotów i naiwników? Że nikt sobie nie zdawał sprawy - zanimm Wikileaks o tym nie napisało - że imprezy w ambasadzie to nie tylko wyżerka, ale i okazja do zbierania informacji? Serio tak sądzisz?
A jesli ktoś będzie urażony, to nie tym, co przeczytał, bo świetnie sobie zdawali sprawę, że ktoś mógł o nich mówić źle. Powodem do obrazy będzie co najwyżej to, że opinia publiczna się o czymśtam dowiedziała. I tyle.
Jajcenty, 8 września 2012, 11:36
No z tym to się nie zgodzę. Generalnie mamy dobrą opinię o sobie, a na próby powodowania dysonansu poznawczego reagujemy wrogością. Na szczęście mamy też doskonałe mechanizmy ignorowania feedbacku Stąd matoł pozostanie matołem nawet jak mu o tym powiesz, co najwyżej zyskasz dozgonnego przyjaciela
TrzyGrosze, 8 września 2012, 12:10
OT:
To ja w takich przypadkach robię coś żle, bo u mnie końcówka cytowanego zdania jest diametralnie inna
(żeby choć jeszcze ten przyjaciel w cudzysłowie jakimś, tobym tak w siebie nie zwątpił).
Jajcenty, 8 września 2012, 12:53
Bo tym razem przemycałem ironię za pomocą
Co do zyskiwania wrogów czy przyjaciół możesz spróbować dyplomacji. Jak się przyjęło powszechnie uważać, dyplomata to człowiek potrafiący powiedzieć "uciekaj stąd" w taki sposób, że poczujesz ogarniające Cię podniecenie na myśl o czekającej Cię podróży. Na matoła nie podziała ale na matoła mało co działa więc....