Miliarder walczy z zarządem Yahoo!
Pomimo wycofania się Microsoftu, walka o Yahoo! wciąż trwa. Wielu akcjonariuszom nie spodobało się, że nie doszło do umowy pomiędzy obiema firmami. Jeden z nich, miliarder Carl Icahn chce doprowadzić do wymiany zarządu firmy.
Ichan, który jest właścicielem 59 milionów akcji Yahoo! napisał list do przewodniczącego rady nadzorczej, Roya Bostocka. Stwierdził w nim, że przedstawi listę nowych 10 dyrektorów oraz postara się na uzyskanie zgody urzędów na zwiększenie swoich udziałów w Yahoo! do 2,5 miliarda dolarów.
Dla mnie jest jasne, że zarząd Yahoo! działał nieracjonalnie i utracił zaufanie akcjonariuszy oraz Microsoftu. Jest oczywiste, że propozycja Microsoftu, który oferował 33 dolary za akcję jest znacznie bardziej korzystna niż rysujące się rynkowe perspektywy przed Yahoo! jako przed niezależną firmą - czytamy w liście.
Icahn zauważa, że obecny zarząd nie dał akcjonariuszom możliwości wypowiedzenia się na temat propozycji Microsoftu. Miliarder ma tutaj na myśli przesunięcie zaplanowanego Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy na późniejszy termin. W efekcie, jak informuje Icahn, "wielu akcjonariuszy prosiło mnie, bym zorganizował próbę odwołania obecnego zarządu i powołania nowego, który spróbuje wynegocjować połączenie firm".
Po odrzuceniu propozycji Microsoftu wielu dużych akcjonariuszy ostro skrytykowało zarząd Yahoo!. Mimo to, analitycy uważają, że zapowiadana przez Icahna próba wymiany zarządu to ryzykowne posunięcie. Ich zdaniem znacznie łatwiejsze do przeprowadzenia byłoby usunięcie tylko części dyrektorów. Poza tym, nie wiadomo, czy Microsoft będzie chciał wrócić do rozmów. Od czasu ich zerwania koncern z Redmond ani razu nie zasugerował, że ponowne negocjacje są możliwe.
Icahn ma dość ograniczone pole manewru. Mimo zapowiedzi próby wymiany całego zarządu będzie mógł ostatecznie zmniejszyć liczbę osób, które chce wymienić, ale jeśli to uczyni, to nie będzie mógł ponownie jej zwiększyć.
Działania Icahna są też ryzykowne z tego powodu, że jednym z odwołanych ma być Jerry Yang, założyciel i obecny prezes Yahoo!. Jest on bardzo lubiany przez wielu pracowników i jeśli straci swoją posadę, a Yahoo! pozostanie niezależną firmą, to brak Yanga może ją zdestabilizować.
Podjęta przez Icahna gra jest jednak warta świeczki. Już sama zapowiedź próby wymiany zarządu spowodowała, że akcje Yahoo! zyskały na wartości 1,5%. Jeśli po wymianie zarządu Microsoft lub ktokolwiek inny wyrazi zainteresowanie przejęciem Yahoo! to cena akcji portalu znowu pójdzie w górę.
Carl Icahn to inwestor, z którym należy się liczyć. Ten absolwent filozofii, rozpoczął swoją giełdową karierę z 4000 dolarów wygranych w pokera. Niegdyś uznawany za najniebezpieczniejszego inwestora na Wall Street, obecnie jego gwiazda nieco przyblakła. Majątek Icahna szacowany jest na 14 miliardów dolarów, co czyni to 46. najbogatszym człowiekiem na świecie.
Komentarze (14)
wilk, 16 maja 2008, 14:29
Hmm... jako fan umiarkowanych teorii spiskowych, to ciekawe czy nie stoi za tym M$... Ceny akcji pójdą w górę, firma zyska, zyskają akcjonariusze, zyska ten miliarder, zarząd może zostać zmieniony na bardziej przychylny Icahnowi i M$, i tym samym przygotowany będzie grunt pod przyszłe przejęcie (teraz już nie muszą się spieszyć)... W końcu sam M$ zapowiadał iż może próbować wrogiego przejęcia.
mikroos, 16 maja 2008, 16:44
Jeśli ceny pójdą w górę, to nie bardzo widzę, gdzie M$ miałby mieć z tego korzyść.
wilk, 17 maja 2008, 12:00
Z przejęcia po wzroście cen oczywiście, że nie. Ale jeśli dojdzie do wymiany zarządu na wskazany przez tego gościa (a być może podsunięty przez M$, skoro jest im on przychylny), to w późniejszym terminie może dojść już do normalnej ugody. Miliarder zarobi krocie na obecnym wzroście akcji, a Yahoo! będzie miało zarząd przychylny M$ w razie kolejnej propozycji lub zarząd nieprzychylny w razie jakby teraz Google zainteresowało się firmą. I wilk syty i owca cała.
mikroos, 17 maja 2008, 12:13
Chyba troszkę tego nie rozumiesz.
Wartość akcji ma dla Ciebie sens wyłącznie wtedy, gdy je sprzedajesz. Tak długo, jak masz je w kieszeni, ich wartość jest tak naprawdę zerowa, bo to tylko dokument, na dodatek, w dzisiejszych czasach, wyłącznie elektroniczny.
Sens dla niego miałaby sprzedaż tych akcji, oczywiście po maksymalnej możliwej cenie. Tyle tylko, że M$ ma dokładnie odwrotny interes: zbić cenę akcji jak się tylko da. Tak więc raczej niemożliwe, żeby dwie strony, które mają tak bardzo przeciwne zapatrywania, współpracowały ze sobą.
wilk, 17 maja 2008, 12:59
Wiem, że akcja ma wartość tylko w momencie sprzedaży, ale spójrz na to tak, że ogłoszona zostaje chęć wymiany zarządu i zakupu wiekszego pakietu akcji, co powoduje wzrost ich ceny. Zyskują akcjonariusze, zarząd jest zmieniony, wszyscy są zadowoleni. No może poza Icahnem, jeśli wykupił te 2,5 mld udziałów. Teraz za jakiś czas sprzedaje swoje 59 mln (lub 2,5 mld z mniejszym zyskiem, bo zakupione przy trendzie wzrostowym) udziałów po bieżącym kursie, z zyskiem, i cena akcji spada drastycznie. M$ oferuje kolejną propozycję (zapewne w tym przypadku cena akcji będzie znacznie niższa niż w chwili pierwszej oferty) i przychylny nowy zarząd ochoczo zgadza się. Zresztą nieważne, tak sobie tylko gdybam, w końcu to spekulacje na rynku giełdowym...
mikroos, 17 maja 2008, 13:10
Zdecydowanie nie sądzę, żeby ten miliarder zgodził się na tak ryzykowny ruch. Sama wymiana zarządu - okej, ma do tego prawo. Ale wymiana zarządu i zaraz potem ucieczka ze spółki? To by mogło zachwiać całkowicie jego wiarygodnością na rynku finansowym. Tak poważni inwestorzy nie nastawiają się na krótkotrwałe skoki i spekulacje.
Mariusz Błoński, 17 maja 2008, 14:15
Wilku, to nie tak, jak myślisz.
Wyobraźmy sobie, że dochodzi do wymiany zarządu na przychylny przejęciu. Cena akcji idzie w górę. Icahn wyprzedaje wtedy wszystkie swoje akcje - oznacza to, że jest ktoś, kto chce je kupić po wysokiej cenie. Jeśli on będzie sprzedawał wszystkie swoje akcje, to nie znaczy, że ich cena spadnie. Wręcz przeciwnie, on musi dopilnować, żeby jego wyprzedaż akcji nie spowodowała spadku jej sprzedaży, bo jeśli tak by się stało, to będzie miał duuże problemy z SEC, który będzie chciał sprawdzić, dlaczego Icahn sprzedał akcje bezpośrednio przed spadkiem ich ceny (może celowo wywołał panikę? może nielegalnie uzyskał informacje o tym, że spadną?).
Poza tym... jeśli dojdzie do wymiany zarządu, to nikt nie będzie sprzedawał dużych pakietów akcji. Dlatego, że znana jest oferta MS: 33 dolary. To najlepsza oferta na rynku. NIkt nie zapłaci 34 dolarów wiedząc, że będzie mógł je sprzedać najwyżej za 33 dolary. Jedynym oferentem może być MS (Google nie może kupić Yahoo!). Czyli na giełdzie kurs akcji nie przekroczy oferty MS.
mikroos, 17 maja 2008, 18:16
A także dlatego, że nikt nie odważy się zainwestować w firmę, w której można doraźnie, w zależności od chwilowych potrzeb, zmienić zarząd. Bardzo trafny post, Mariusz
Mariusz Błoński, 17 maja 2008, 23:28
Z tym się raczej nie zgodzę. Bo to nie są "doraźne potrzeby", a akurat bardzo istotna sprawa. Tym bardziej, że to ma być planowane dorocze WZA, na którym i tak ma być głosowany skład zarządu. Nawet jakby MS nie złożył oferty, to kadencja obecnego zarządu się kończy (dlatego Yahoo! jest podane właśnie na "bunt akcjonariuszy" - cały zarząd kończy kadencję jednocześnie).
Po cenie akcji Y. widać, że giełda sądzi, iż MS wróci do negocjacji. Gdy przestanie tak sądzić, to cena akcji pewnikiem spadnie do styczniowego poziomu (poniżej 20 USD).
mikroos, 18 maja 2008, 00:57
Chodzi mi o coś innego. Owszem, dla spółki to są sprawy długoterminowe i gdyby Ichan przyszedł do firmy, by ją zrestrukturyzować, byłoby super. Ale inwestor, który staje się spekulantem i zmienia zarząd, a zaraz potem ucieka ze spółki, automatycznie traci swoją wiarygodność.
waldi888231200, 18 maja 2008, 02:35
Już gdzieś pisałem że będą próbować zmienić zarząd. 8)
mikroos, 18 maja 2008, 12:43
Ale na razie nie ma przesłanek, by sądzić, że jest to zasługa samego M$
waldi888231200, 20 maja 2008, 00:00
Zachowacie nazwę ??
waldi888231200, 20 maja 2008, 22:03
Dziękuję za informację.