Przegrana Microsoftu, kłopot dla ODF?
Przegrany przez Microsoft proces z kanadyjską firmą i4i, w którym sędzia uznał, że Word narusza patent należący do Kanadyjczyków, może oznaczać kłopoty dla.. oprogramowania open source. Jeśli ważność patentu zostanie utrzymana, pojawia się pytanie, czy dotyczy to również formatu .odf. Jeśli tak, będzie to znacznie ważniejsze wydarzenie [niż przegrana Microsoftu - red.] i skupi na sobie całą furię przeciwników patentów - stwierdził Brian Prentice, analityk firmy Gartner.
Format XML należy do domeny publicznej, jednak sąd przyznał firmie i4i rację jeśli chodzi o jej patent na niestandardowy XML. W ten sposób sąd de facto wzmocnił patent. Skoro tak, to jeśli okaże się, że ten sam patent pokrywa zakres użycia XML w przygotowywanym formacie ODF 1.2, to jego implementacja można napotkać na poważne przeszkody.
Dużo zależy od tego, co obecnie zrobi Microsoft. Koncern może złożyć apelację i sprawę będzie rozstrzygał kolejny sąd. Jednak firma może również wykorzystać swój własny patent przyznany jej 4 sierpnia. Opisuje on "przetwarzający słowa dokument, składowany w pojedynczym pliku XML, który może być przetwarzany za pomocą aplikacji posługującej się XML-em". Jeśli Microsoft doda opisaną w ten sposób technologię do Worda prawdopodobnie ominie w ten sposób patent należący do i4i.
Prentince zauważa również, że Microsoft wiedział o patencie i4i już wcześniej. Analityk pisze: można się zastanawiać, dlaczego koncern nie odkupił tych patentów (a cena z pewnością byłaby niższa niż ta, którą musiałby zapłacić obecnie) i nie zażądał od użytkowników formatu .odf opłat licencyjnych.
Komentarze (22)
czesiu, 14 sierpnia 2009, 09:54
Moim zdaniem o ile patent ma sensowną treść (tzn dotyczy implementacji) a nie treść typu patentu Microsoftu (coś jak opatentowany aukcjowy zakup po jednym kliknięciu) można spać spokojnie. Możliwe, że i4i czepia się Microsoftu właśnie o implementację.
Za to OpenOffice i SUN mogą mieć problem z innego powodu - też potrafią odczytać Microsoftowe pliki XML (zależnie od treści kulejąco, bo kulejąco, ale potrafią). Tyle, że tutaj też kłania się mój wcześniejszy argument - kwestia implementacji, które na pewno różnią się pomiędzy Ms Office i OO.
Ps. Tak jak już ktoś wcześniej stwierdził: samo stwierdzenie "niestandardowy XML" w standardzie jest zupełnie bez sensu. No chyba że został dodany standard opisu "niestandardowych funkcji" w standardowy sposób, ale wtedy ciężko nazwać to niestandardowym XML-em
Mariusz Błoński, 14 sierpnia 2009, 10:31
Uważasz, że MS przy składaniu wniosków patentowych obowiązują inne zasady niż inne firmy? Że wniosek patentowy MS nie musi spełnić takich samych kryteriów, co wniosek patentowy innej firmy?
mikroos, 14 sierpnia 2009, 10:42
Nie (chociaż nie od dziś wiadomo, że w praktyce okazuje się, że tam, gdzie są wielkie pieniądze, są też przywileje). Ale sam system pozwalający na tworzenie tak niekonkretnych patentów jest idiotyczny.
Mariusz Błoński, 14 sierpnia 2009, 11:57
Dlatego też firmy IT, w tym MIcrosoft, starają się o jego zmianę.
czesiu, 14 sierpnia 2009, 12:27
Być może zamiast Microsoftu miałem wstawić i4i z patentem w stylu "niestandardowy XML" (czego się oni w końcu czepiają - nazwy, czy implementacji?!), ale tak jak mikroos zauważył chodziło mi o przesadną możliwość tworzenia zbyt ogólnych patentów.
Dążenie do zmian w prawie patentowym jest jednym, tyle że zmiany nie zawsze są na lepsze (M.B.:"Dlatego też firmy IT, w tym MIcrosoft, starają się o jego zmianę.") - jak przyjdzie co do czego zmiany będą bardziej na korzyść Ms niż innych - lobbing czyni cuda.
Odnośnie "w jaki sposób lepsze dla Ms" - przykład z polskiego prawa - wystarczy przecinek przestawić.
)
Mariusz Błoński, 14 sierpnia 2009, 16:47
Oczywiście, że zmiany mają być korzystne dla MS, Google'a, IBM-a i innych... przecież nie lobbowaliby za niekorzystnymi zmianami
A ich propozycjom sprzeciwiają się niemal wszystkie inne działy przemysłu, z przemysłem medycznym na czele.
http://www.kopalniawiedzy.pl/patent-reforma-prawo-patentowe-3340.html
http://www.kopalniawiedzy.pl/Microsoft-Google-Dell-Intel-HP-eBay-patent-reforma-Acacia-Technologies-4654.html
http://www.kopalniawiedzy.pl/patent-Peer-to-Patent-Biuro-Patentowe-trol-patentowy-5695.html
http://www.kopalniawiedzy.pl/patent-reforma-prawo-patentowe-USA-6960.html
Zwróć uwagę na informację z pierwszego linka. Wydaje mi się, że w tej chwili prawo USA jest znacznie lepsze w pewnej kwestii. Zauważ, że obecnie w USA nie możesz opatentować czegoś, czego nie wynalazłeś jako pierwszy i na tej podstawie sporo spornych patentów jest unieważnianych. A dążą do tego, by było tak, jak na całym świecie - czyli patent należy do tego, kto pierwszy złoży wniosek patentowy. To akurat nie jest w porządku.
Kalif, 19 sierpnia 2009, 18:39
Nie istnieją sensowne patenty - trzeba to wreszcie przyswoić. Owszem - można zrozumieć chęć zabezpieczenia zysków, można z nią sympatyzować. Niemniej system patentowy w jakiejkolwiek formie kosztuje znacznie więcej, niż dopuszcza to owa sympatia.
Zawsze istnieje rozwiązanie idealne np. najbardziej optymalne. I ta optymalność to właśnie implementacja. Chyba, że się chce implementacje rozumieć jako nazwy zmiennych i funkcji, a nie logiczny sens operacji. Więc albo prawo patentowe jest absurdem, albo chroni tę logikę i wtedy jest niebezpieczne.
Kiedy ją chroni, jest czystym złem. Istnieją punkty węzłowe rozwoju, tak jak takim punktem było stworzenie powszechnego systemu operacyjnego na komputery osobiste. Microsoft włożył w to oczywiście środki i pracę, oczywiście miał konkurencję, ale chodzi o to, że zyski są w takim wypadku nieproporcjonalne do włożonej pracy. Wygrana jest niemal zupełna, na ich systemie operacyjnym powstały całe rynki różnych produktów, to proces praktycznie nieodwracalny (ale można jednak wyobrazić sobie jego przełamanie - potrzeba po prostu geniuszu software'owego i dobrej kampanii).
Microsoft zrobił to bez patentów - po prostu popularnością; byli lepsi w takim czasie, że nim konkurencja nabyła zdolności zdobyli całkowicie rynek, byli najlepsi, gdy nie było przyzwyczajeń, gdy istniało poczucie nowości i ich nowość była tą "prawdziwą" nowością, nowością najlepszą, synonimem ogólnego postępu.
Prawo patentowe umożliwia natomiast natychmiastowe przejście od pomysłu, do dominacji. Wystarczy trafić na punkt węzłowy. I jest już nie tylko praktycznie, ale wręcz logicznie (prawnie) nieodwracalne. Nie ma już konieczności rozgrywania rynku, trafienia na taki "przypadek" jak Microsoft, nie ma przede wszystkim możliwości jakiegokolwiek odwrotu - największy geniusz jest ograniczony ustalonymi patentami. Hamuje postęp. Kreuje niezasłużonych - w danym stopniu - zwycięzców.
mikroos, 19 sierpnia 2009, 18:47
Po pierwsze: przedstawiłeś wyłącznie jeden przykład (który, jak zaraz pokażę, wcale nie odzwierciedla rzeczywistości), a nie jednoznaczny dowód na słuszność swojej tezy
Po drugie: gdyby nie patenty i gwarancja wyłączności na wykorzystanie dokonanych odkryć, firmy straciłyby jakikolwiek bodziec do rozwoju. Po co bowiem rozwijać jakikolwiek projekt i inwestować, jeśli każdy ma prawo odcinać kupony od nieswojego sukcesu i zarabiać na tym?
Po trzecie: przykład MS to wyłącznie jeden z tysięcy. Popatrz na sprawę szerzej - pomyśl, ile kosztuje np. badanie, testowanie i wprowadzanie na rynek leków. Rozumiem, że ceny leków są okrutnie wysokie, ale z drugiej strony są one odzwierciedleniem kosztów związanych z R&D (średnio ok. miliarda dolarów na lek). Gdyby nie gwarancja wyłączności na zyski, nikt nigdy nie inwestowałby w prace nad nowymi lekami.
Po czwarte: zupełnie nie tak interpretujesz fakty. Popatrz na sprawę inaczej: gdyby MS nie miał przez jakiś czas patentu na swoje systemy operacyjne (lub ich komponenty, które zadecydowały o ich przełomowym charakterze - nie mów więc, że MS osiągnął to, co osiągnął, bez patentów, bo jest to nieprawdą), najprawdopodobniej nigdy nie zdobyłby tak dużej części rynku, co oznacza, że nie miałby szans utrzymać się na rynku.
Patenty same w sobie nie są złe. Problemem jest co najwyżej ich "rozległość".
Kalif, 19 sierpnia 2009, 19:10
Hmm, a czy przypadkiem ochronie nie powinna podlegać tajemnica firmowa, a nie rzeczywistość obiektywna (np. logika danego kodu?). Że trudniej? Co mnie to obchodzi? - niech wypracują tutaj sensowne mechanizmy, a nie umożliwiają np. patentowanie najoptymallniejszego algorytmu wyszukiwania (co dałoby się współcześnie opatentować, sic!).
Patenty są złe same w sobie. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla ich istnienia w świecie, który byłby absolutnie praworządny. Co najwyżej można twierdzić, że są mniejszym złem - w obliczu ludzkiej pazerności. Tylko ja zawsze uważam, że trzeba zabezpieczać przed przyczyną, a nie skutkiem.
mikroos, 19 sierpnia 2009, 19:12
Przecież patenty bardzo jasno muszą przedstawiać zastosowanie, a więc logikę i mechanizm działania wynalazku.
Oczywiście, że daloby się opatentować, o ile tylko byłoby napisane, jak dokładnie taki algorytm działa. Nie byłby to więc patent na skuteczność, ale na konkretny kod. Jeśli ktoś wymyśli inny, lepszy - opatentuje go bez problemu. Patent nie oznacza przecież zakazu dalszych badań w danej dziedzinie (np. wyszukiwania danych), ale zakazu stosowania określonego kodu do celów komercyjnych.Kalif, 19 sierpnia 2009, 19:24
No właśnie. I ta logika nie powinna podlegać żadnej prawnej ochronie. Takowej ochronie powinien podlegać jedynie fakt "samodzielnego dojścia do danej wiedzy". A więc - tajemnica firmowa.
Jak ktoś wymyśli - sam z siebie - to samo, nie powinien być związany patentami. Patenty istnieją tutaj tylko w ten sam sposób, jak kary nakładane za ściągnięcie czegoś z sieci: domyślnie zakłada się, że ktoś by dany produkt kupił/ że dane rozwiązanie ściągnął od konkurencji.
Jako takie same w sobie są złem, ludzką niekompetencją wymyślenia lepszych rozwiązań. Zakładają coś niekoniecznego - a to zawsze jest błąd. Mógłbyś oczywiście twierdzić inaczej mówiąc, iż patent polega na tym, że ktoś doszedł po prostu do czegoś pierwszy. Ale co ma za znaczenie fakt, że ktoś doszedł do czegoś pierwszy, jeśli wiesz, że drugi nie doszedł dzięki pierwszemu? Nie ma żadnego znaczenia! Praca jest ta sama; nie ma powodu chronić jakichś abstrakcji.
I to jest właśnie absurd. Co oznacza konkretny kod? Kod w danym języku? Nazwy zmiennych? Funkcji? Kolejność operacji, jeśli ta nie ma znaczenia? Sam widzisz, że w takim wypadku to jest pozbawione sensu. Chodzi zatem o logikę. A przecież istnieje najbardziej optymalna logika przeprowadzenia danej operacji. Choćby czysto matematycznie - istnieje najoptymalniejszy algorytm danego działania. Więc JEST to patent na skuteczność, a przynajmniej bywa. I a wieki jest już przypisany firmie, która często zupełnym przypadkiem dokonuje akurat takiego rozwiązania.
mikroos, 19 sierpnia 2009, 19:33
Niby dlaczego? ktoś się napracował lub jego firma wydała miliony dolarów, by odnaleźć dojście do tej logiki lub znaleźć odpowiednie zastosowanie dla danej technologii. Należy mu się prawo do czerpania zysków z tego tytułu.
Czyli co? Prawo do pracy w laboratorium albo przy komputerze?
Nieprawda z trzech powodów. Po pierwsze, w przypadku ścigania osób pobierających dane z netu, podobnie jak w każdej innej sprawie kryminalnej, konieczny jest DOWÓD na popełnienie przestępstwa. Po drugie, samo ściąganie muzyki z netu nie jest przecież w Polsce karalne. Po trzecie wreszcie (i najbardziej na temat), w sytuacjach wątpliwych sąd ma prawo sprawdzenia, czy jakieś rozwiązanie łamie prawo patentowe. Właśnie dlatego jest przecież sądem. Jeżeli sposób dojścia do określonego rozwiązania (a więc np. stworzenie wyszukiwarki) był inny, niż w przypadku konkurencji, nie ma mowy o złamaniu prawa.
Tego ciągle nie udowodniłeś
Przejrzyj dowolny patent, ot co
No właśnie ciągle nie widzę, a Ty mi wmawiasz, że widzę Bo jak dla mnie bijesz pianę o nic.
I co z tego właściwie? Każdy ma prawo do szukania lepszych rozwiązań. A jeżeli już się napracował, ma prawo na tym zarabiać.
Nie ma czegoś takiego jak wieczny patent, bo zawsze ma on określony okres ważności, przewidziany przez prawo... Przykro mi, że rozmawiasz ze mną na temat patentów, a pojęcie na ten temat, mówiąc delikatnie, masz nikłe. Aż mnie ciśnie, żeby zareagować Twoimi słowami:
Kalif, 19 sierpnia 2009, 19:53
A firmie która - nie znając rozwiązań konkurencji (bo te podlegają ochronie tajemnicy firmowej) - doszła do takich samych rozwiązań i włożyła tę samą kasę już nie? Czy przypadkiem nie o to powinno chodzić? - wymyśliłeś coś więc należy do ciebie, ale jak ktoś wpadnie na to samo, to już nie jest to coś co jest twoje?
Nie - prawo do eliminacji z konkurencji wszelkich idiotów co ściągają na klasówkach.
Chcesz mi powiedzieć, że jeśli sam z siebie wymyślę opatentowany algorytm, to nie naruszę prawa patentowego wykorzystując go? Bajka.
Sąd rozpatruje KAŻDĄ sprawę podlegającą pod regulację prawną i nie jest żadną gwarancją praworządności takiej jaką Ty lub Ja widzę w danej dziedzinie; prawo samo z siebie musi ją w maksymalnym zakresie gwarantować. Artykuł nie dotyczy - jeszcze liberalnej w tym względzie - Polski, a więc łatwo przypuścić, że porównywałem do rozwiązań amerykańskich i działań np. RIAA.
To z tego, że odbiera to prawo innym jeśli wyprodukował rozwiązanie NAJLEPSZE? W jakim sensie firma utworzona po tym dokonaniu ma płacić tej pierwszej jeśli sama z siebie znalazła dane rozwiązanie? W jakim w ogóle sensie ma jej płacić? Bo tamta była pierwsza w czasie?
No pewnie - tylko czas jest nierzadko na tyle absurdalny, a raczej zawsze, że hamuje postęp. Nie mówiąc już o tym, że - w tym sensie jaki wyświetlam - sam fakt patentu jest absurdalny, nawet na miesiąc.
Ty myślisz w kategoriach zabezpieczania zysków - moim zdaniem nie powinno być żadnego takiego zabezpieczenia, poza genialnością nowego rozwiązania i ochroną jego sensu przed wiedzą innych. Im genialniejsze rozwiązanie, tym trudniej innym je powtórzyć, istnieje prawna ochrona przed kopiowaniem.
mikroos, 19 sierpnia 2009, 20:04
W ten sposób dochodzisz do wniosku, że bardziej rozwojowe od jawnych patentów, z których każdy po 10 latach będzie mógł korzystać, jest całkowite i bezterminowe utajnianie danych. Moim zdaniem jest to co najmniej dziwny wniosek.
A, i jeszcze jedno: akurat w USA, gdzie przyznawana jest zdecydowana większość patentów z dziedziny IT, obowiązuje prawo "first to invent" (a nie "first to file", jak w większości krajów świata). Oznacza to, że nawet jeżeli ktoś stara się o patent i jako pierwszy ujawni szczegóły wynalazku, jego konkurent może żądać unieważnienia patentu, jeśli udowodni, że dokonał danego odkrycia wcześniej. Także Twój argument nie ma żadnego przełożenia na praktykę branży IT.
To już jest kwestia wolnego wyboru. Albo firma patentuje i po 20 latach traci wyłączność, albo utajnia. Pamiętaj jednak o tym, że jeśli utajni, ktoś z konkurencji też może to przecież utajnić, więc obie firmy będą to produkowały, ale żadna z nich nawet nie będzie wiedziała, że druga to robi w ten sam sposób. Także zawsze jest wybór.Poza tym prawo własności przemysłowej mówi bardzo jasno, że jeżeli dokonałeś odkrycia wcześniej i korzystałeś z określonego wynalazku w dobrej wierze (tzn. bez świadomości, że naruszasz własność intelektualną innego podmiotu), masz prawo kontynuować korzystanie z wynalazku. Znów obawiam się, że mówisz o patentach tyle, ile gdzieś tam kiedyś wyczytałeś...
Oj nie, nie. To raczej prawo do eliminacji podręczników z rynku tak, by nikt nigdy nie mógł się już uczyć.
Nie doczytałeś. Napisałem o wymyśleniu innego rozwiązania określonego problemu w sposób inny niż ten opisany w patencie. Do tego masz przecież prawo. I faktycznie, bajka
Rządzi w oparciu o prawo, ale nie zapewnia praworządności?A ile spraw wytoczonych przez RIAA faktycznie skończyło się wyrokami skazującymi? Bardzo, bardzo niewiele. Sprawę wytoczyć może sobie absolutnie każdy, kto ma ochotę, a istotny jest wyłącznie wyrok. Jeżeli zdecydowana większość jest uniewinniająca, to nie rozumiem, o czym rozmawiamy w ogóle. Poza tym proponuję nie ciągnąć dalej wątku praw autorskich i prawa własności przemysłowej, bo nie o tym jest ten wątek.
Mariusz Błoński, 19 sierpnia 2009, 22:36
@Kalif: sprawa jest prosta do rozstrzygnięcia i nie trzeba się odwoływać do teorii i przemyśleń, a do praktyki. Mój matematyk z liceum mawiał, że "najwyższym sprawdzianem prawdy jest praktyka".
Gdyby patenty szkodziły rozwojowi, to USA, ze swoim systemem patentowym, nie byłyby najbardziej innowacyjnym pod względem naukowym i technicznym krajem na świecie. A od kilkudziesięciu lat właśnie one są takim krajem i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miały stracić pozycję lidera.
mikroos, 20 sierpnia 2009, 06:39
A ja Ciebie akurat nie poprę, bo to, co przedstawiłeś, to żaden dowód. Nie możesz przecież wykluczyć, że system patentowy i tak jest barierą, tylko Amerykanie są tak dobrzy, że i tak sobie radzą. Generalnie Twoją opinię popieram, ale sam argument jakoś do mnie nie trafia.
Mariusz Błoński, 20 sierpnia 2009, 10:35
Zgoda Mikroos, że to żaden dowód. Jednak jeśli patenty by przeszkadzały, to czymś nienormalnym byłaby sytuacja, w której kraj o tak kontrowersyjnym prawie patentowym jest liderem rozwoju, a żaden z krajów, w którym patentów nie ma, nie jest w stanie nawet pomarzyć o dorastaniu liderowi do pięt.
A tak nieco zbaczając z tematu... W USA obowiązuje obecnie zasada "first-to-invent", która oznacza, że patent należy się temu, kto pierwszy coś wynalazł. W większości krajów jest za to zasada "first-to-fill", czyli patent jest dla tego, kto pierwszy złożył wniosek. Która z nich, jest, Waszym zdaniem, lepsza?
mikroos, 20 sierpnia 2009, 14:17
Niekoniecznie takie zjawisko byłoby czymś nienormalnym, jeśli weźmie się pod uwagę, jak gigantyczne środki trafiają na rozwój w USA. Można by nawet zaryzykować takie stwierdzenie, że USA są liderem pomimo niesłusznego prawa patentowego, bo inwestują wielokrotnie więcej od kogokolwiek innego, ale gdyby prawo było lepsze, innowacyjność amerykańskiej gospodarki byłaby jeszcze większa.
A który model jest lepszy? Wg mnie mimo wszystko "first to file", ale przy założeniu, że dozwolone jest korzystanie z opatentowanego wynalazku, o ile wcześniej stworzyło się go we własnym zakresie. Dlaczego? Ano dlatego, że zniechęca do tworzenia produktów "do szuflady" i zapobiega sytuacji, w której kilka firm pracuje nad jednym wynalazkiem i ukrywają to, a potem okazuje się, że prawo do korzystania z wynalazku ma tylko jedna. W takiej sytuacji prowadzenie prac rozwojowych przez kilka firm równocześnie mija się z celem i jest marnowaniem środków. A co jest jeszcze gorsze, może to oznaczać, że jeżeli jakaś firma pracuje np. od dziesięciu lat wykorzystując własny, jeszcze nie opatentowany przez nikogo wynalazek, nagle może zostać zmuszona do zamknięcia linii produkcyjnej, bo ktoś obudzi się po piętnastu latach korzystania z tego samego wynalazku i zabroni innym korzystania z niego (o ile wiem, w USA nie obowiązuje prawo pierwszeństwa użycia - jeśli się mylę, proszę o sprostowanie). Stwarza się w ten sposób ogromne pole do popisu, jeśli chodzi o celowe szkodzenie innym przedsiębiorstwom.
Mariusz Błoński, 20 sierpnia 2009, 15:20
Tylko, że "first-to-file" promuje np. złodzieja technologii. Po drugie, w USA przy "first-to-invent" jest też mowa o tym, że patent musi być wdrożony. Wydaje mi się, że lepiej byłoby pozostawić "first-to-invent" a zmodyfikować fragment dotyczący wdrożenia. Bardziej go uściślić.
Co do ładowania pieniędzy.. Skąd USA mają te pieniądze? Czy właśnie nie dzięki innowacyjności chronionej systemem patentowym? Przecież nie spadły im z nieba. Mieli 200 lat by się wzbogacić. Inne kraje istnieją od 1000 lat i im się to nie udało.
mikroos, 20 sierpnia 2009, 16:30
Wyjaśnisz?
Zgodziłbym się wyłącznie wtedy, gdyby zostawiono prawo pierwszego użycia (tzn. brak sankcji dla osoby, która wczesniej wymyśliła to samo rozwiązanie i stosowała je we własnym zakresie).Nie Mają je dzięki ściągnięciu najbardziej utalentowanych naukowców zaraz po wojnie, bo po pierwsze wygrali wojnę, a po drugie byli jedynym niezniszczonym z liczących się krajów świata, więc mogli zacząć prace nad rozwojem od razu, a nie dopiero po wieloletniej odbudowie. Nie wspomnę już o tym, ilu superbogatych Żydów uciekło do USA.
Mariusz Błoński, 20 sierpnia 2009, 18:51
W jaki sposób wygraliby wojnę nie mając potężnych kapitałów i potencjałów? Dlaczego akurat tam ciągną naukowcy z całego świata? USA stały się potęgą w kilkadziesiąt lat, a to właśnie dzięki przedsiębiorczości i wolności, którą miał każdy z obywateli.
mikroos, 20 sierpnia 2009, 19:44
Zwróć uwagę, że Amerykanie dołączyli do wojny dopiero wtedy, kiedy inne armie już sobie solidnie wystrzelały żołnierzy. Wcześniej nie tylko nie traciły żołnierzy, ale dodatkowo rozwijały się, gdy inne kraje popadały stopniowo w ruinę (dosłownie i w przenośni). Do tego cały czas mogły produkować wszystk, czego ich armia potrzebowała, bo fabryki były nienaruszone.
Mało tego - wiele wybitnych głów uciekło do Stanów, bo traktowały je jak azyl, geograficznie oddzielony od głównych aren wojny. W takiej sytuacji trudno było nie stać się mocarstwem (równie trudno, jak nie stać się nim, pojawiając się na nowym kontynencie i zajmując go jako jedyne liczące się państwo). Chyba przeceniasz swój ukochany liberalizm. O jego sztucznej potędze świadczy też zresztą fakt, że coraz częściej mówi się, że dolar przestanie być międzynarodową walutą rozliczeniową, a gospodarka amerykańska jest aktualnie niczym w stosunku komunistycznych Chin.