Światło omija krople deszczu
Opracowano prototypowy system świateł samochodowych, który wykrywa krople deszczu lub płatki śniegu i dba, by nie trafiało w nie świetlo. Dzięki takiemu zabiegowi światło nie odbija się od wody i śniegu, poprawiając widoczność.
Opracowany na Carnegie Mellon Uniwersity system Smart Headlight, który składa się z projektora, kamery i odpowiedniego oprogramowania. Najpierw przez kilkanaście milisekund projektor oświetla krople, a obraz jest rejestrowany przez kamerę. Następnie oprogramowanie wylicza, jak krople będą spadały i w taki sposób manipuluje światłami samochodu, by promienie światła nie trafiały w krople, a świeciły między nimi. System działa na odległości 3-4 metrów przed projektorem. To, jak wykazały badania, krytyczna odległość, w której światła samochodu rozpraszane na wodzie i śniegu najbardziej zmniejszają widoczność.
Naukowcy symulowali różne prędkości samochodu i różną intensywność opadów. Przy bardzo intensywnych opadach i samochodzie poruszającym się z prędkością 30 km/h system eliminuje z pola widzenia aż 70% kropli. Gdy prędkość samochodu wzrasta do 100 km/h eliminowanych jest 15-20% kropli. Jednocześnie same światła samochodu zostają przygaszone jedynie o kilka procent. Jest to możliwe, gdyż nawet podczas intensywnych opadów woda stanowi zaledwie 2-3% ogólnej objętości powietrza.
Naukowcy mówią, że możliwe jest osiągnięcie lepszych wyników, jednak wymagałoby to użycia większej i droższej kamery.
Zdaniem prowadzącego badania Srinivasa Narasimhana, laboratoryjne eksperymenty wykazały, że zaproponowany przez niego sposób poprawy widoczności może zadziałać. Oczywiście, system wymaga jeszcze kolejnych badań i znaczących usprawnień.
Komentarze (7)
wilk, 6 lipca 2012, 20:55
Coraz więcej elementów, które mogą się popsuć, a zapewne komputer pokładowy zabroni jazdy, zaś sama naprawa, znając dzisiejsze podejście do modułowości, będzie wymagać wymiany połowy samochodu. Boję się, że kiedyś komputer mi powie „Wykryto rysę na karoserii! Według producenta obniża to doznania estetyczne o 2%. Dalsza jazda jest niemożliwa. Wezwano auto-pomoc. Oddział SWAT w drodze”. A kiedyś wystarczyło wymienić żaróweczkę za kilka groszy…
rahl, 7 lipca 2012, 07:30
Tyle, że w czasie deszczu i opadów śniegu takie "żaróweczki" za kilka groszy g...no dają - jedynie co to informują nadjeżdżających z przeciwka o twojej pozycji.
Co do elektroniki - najwięcej problemów sprawia ona w samochodach po małych obtarciach(czołówka z ciężarówką i dwa dachowania) od dziadków z Niemiec z małymi przebiegami (jedyne 400-500 tyś km choć licznik cofnięto na popularne i bardzo '"wiarygodne" 130-170 tyś).
TrzyGrosze, 7 lipca 2012, 08:11
O nie, nie. Stopień skomplikowania układu rośnie, więc prawo Murphy'ego się ujawnia nad wyraz często + proceder nazywany " celowym sterowaniem trwałością" i serwisowanie pogwarancyjnego autka staje się dość kosztowne.
Tolo, 7 lipca 2012, 13:52
Jak to działa?
Bo ja niby rozumie ale mam obraz świecącej żarówki na końcu tej imprezy i nie wiem jak ta kamera na nią wpływa może to nie żarówka albo jakaś matryca przepuszczalna jak w monitorze lcd która coś tam gdzieniegdzie zaciemnia. Generalnie słabo to widzę. No ale puki co trudno wyczuć jak to jest realizowane.
rahl, 7 lipca 2012, 14:16
TrzyGrosze
Teoretycy swoje, a z praktyki wynika coś innego (pracuję w branży motoryzacyjnej). Samochód klasy podstawowej (np. Golf, Astra, Megane itp) produkowany obecnie jeśli uniknie wypadków i jest w miarę rozsądnie eksploatowany(wymiany olejów i filtrów o czasie, regularne "uczciwe" przeglądy, itp) wytrzymuje bez większych problemów 300-400 tyś. km. W przypadku modeli 3 generacje starszych (w których praktycznie brak jakiejkolwiek elektroniki) 200 tyś. km jest już przebiegiem naprawdę sporym, przypadki przekroczenia 300 tyś. można policzyć na palcach jednej ręki.
Trzeba pamiętać jednak, że o ile np Golf II 1.3 na gaźniku nawet po ciężkim "przetarciu" o ile tylko dało się go z powrotem poskładać dalej nadawał(powiedzmy) się do eksploatacji to w przypadku Golfa VI po podobnym wypadku często naprawa jest nieopłacalna. Dlatego napisałem o "małych przetarciach".
Człowiek który sprowadził rzeczony samochód remontuje go po minimalnych kosztach (szpachla, szpachla), kupuje używane elementy elektroniczne z innych modeli, które raczej nie będą dobrze współpracować z resztą podzespołów, często posuwa się do montażu specjalnych modułów które oszukują komputery serwisowe (dotyczy to szczególnie napinaczy pasów i mat pod siedzeniami), cofa licznik i samochód gotowy do sprzedaży. Kupujący go klient nie ma pojęcia, że tak naprawdę kupił tykającą bombę - tylko kwestią czasu jest kiedy przy jakiejś rutynowej wymianie zaczynają wychodzić kwiatki. Wtedy od razu pojawiają się krzyki - to ta j...na elektronika.
W nowych modelach najczęstszym problemem jest niedopracowanie całych układów (np. niesławny silnik 2.0TDI - gdzie najbardziej powszechna usterka pompy olejowej, czy też pękające głowice nie mają nic wspólnego z elektroniką), ale wynika to raczej z cięcia kosztów i powierzania opracowania kluczowych elementów niesprawdzonym podwykonawcom itp. Ważnym czynnikiem jest także pogoń za coraz szybszym wprowadzaniem nowych modeli - o ile sam etap projektowania nadwozia udało się znacznie skrócić dzięki modelowaniu komputerowemu to podobne przyśpieszenie w produkcji silników, zawieszeń itp już niezbyt wychodzi.
Co nie zmienia faktu, że samochód porównywalnej klasy sprzed 25 lat nie jest w stanie w większości wypadków osiągnąć przebiegów uzyskiwanych przez bardziej współczesne modele bez poważnych napraw elementów głównych(np. remont kapitalny silnika itp)
Poza tym ludzie chcą jeździć coraz wygodniejszymi, mocniejszymi, bardziej oszczędnymi i bezpieczniejszymi samochodami(że nie wspomnę o wymogach ekologicznych) - więc to automatycznie wymusza zaangażowanie coraz większej ilości elektroniki (w wielu układach jest ona nieodzowna).
Przemek Kobel, 9 lipca 2012, 10:00
No nie wiem. Istnieje generacja "ostatnich prawdziwych Japończyków", obecnie w wieku 18-25 lat, które jeżdżą sobie gdzieś do 700 k - 1 M kilometrów. Podobnie mesiek 124 z wolnossącym klekotem i kilka podobnych konstrukcji. A te nowoczesne autka to są obliczone na kawałek czasu po gwarancji. No bo jak inaczej wytłumaczyć np. umieszczenie całej elektroniki pod nogami kierowcy (jak wyglądają tam dywaniki w zimie chyba nie trzeba przypominać), upraszczanie skrzyń biegów na rzecz kół dwumasowych, ładowanie wszędzie turbin, które długo nigdy nie pożyją, itp.
Do tego elektronika obecnie masowo wykorzystuje pamięci flash. Standardowa pamięć flash przepisowo trzyma dane przez około 10 lat...
Rowerowiec, 25 września 2014, 10:51
Jak to dobrze że mam 20 letniego Opla z przebiegiem 300 tys km
I nie ma się co popsuć, bo to najniższa wersja, więc jedyna elektronika to komputerek sterujący silniczkiem przepustnicy
Nie mogłem się powstrzymac. Wiem że jestem górnikiem