Rakotwórcza kapsaicyna
Kapsaicyna kojarzy się z ostrym smakiem papryczek chili, maściami przeciwbólowymi, odchudzaniem czy zwalczaniem nadciśnienia. Okazuje się jednak, że jej działanie jest nie tylko prozdrowotne. Naukowcy z Hormel Institute (University of Minnesota) połączyli bowiem alkaloid z nowotworami skóry. Na razie nie jest znany mechanizm molekularny, za pośrednictwem którego się tak dzieje.
Rola kapsaicyny w rozwoju nowotworów nadal wzbudza kontrowersje. Wcześniej wykazano bowiem, że niszczy ona mitochondria, czyli centra energetyczne komórek rakowych oraz prowadzi do ich apoptozy (programowanej śmierci). Zespół Ann Bode oraz Mun Kyung Hwanga i Zigang Donga wykazał jednak podczas testów laboratoryjnych, że kapsaicyna może działać jak kancerogen, zwłaszcza na etapie powstawania pierwotnych zmian prenowotworowych (ang. tumor promotion stage).
Bode podkreśla, że ustalenie, iż kapsaicyna może wywoływać stan zapalny i oddziaływać na nowotworzenie, jest kluczowe dla jej studium. W szczególności budzi to obawy, że naturalny składnik ostrych odmian papryki, który wchodzi w skład sprzedawanych bez recepty maści przeciwbólowych, zwiększa ryzyko nowotworów skóry.
Amerykanie zauważyli, że mediatorem w procesie rakotwórczego działania alkaloidu jest receptor czynnika wzrostu naskórka (ang. epidermal growth factor receptor, EGFR), a nie bólowy receptor waniloidowy VR1 (nazywany dziś po prostu receptorem TRPV1). Już kiedyś ustalono, że receptory EGFR występują w nowotworach w zwiększonej liczbie. Białka te aktywują wzrost komórek guza, a także wpływają na ich migrację i przeżywalność.
Powierzchniowe zastosowanie kapsaicyny na skórze grzbietu zwykłych myszy i gryzoni pozbawionych receptorów TRPV1 wywoływało guzy u obu grup, ale częściej i większe u zwierząt zmodyfikowanych. Po potraktowaniu alkaloidem dochodziło do wzrostu stężenia enzymu zapalnego – cyklooksygenazy indukowanej COX-2.
Komentarze (5)
mikroos, 3 września 2010, 20:56
Pozostaje więc ustalić dawkę - zgaduję, że jak zawsze istnieje pewien złoty środek.
Poza tym z dwojga złego po stokroć wolę mieć nowotwór skóry, który mam sporą szansę zauważyć, niż nowotwór organu wewnętrznego, który niezwykle często daje oznaki dopiero wtedy, kiedy jest za późno na skuteczne działanie.
KONTO USUNIĘTE, 4 września 2010, 07:47
Na śluzuwkę może nie mieć takiego działania,więc stosowana wewnętrznie może być całkowicie bezpieczna.
A z tymi nowotworami lepiej nie żartować, bo niezłośliwi nowotwór wewnętrzny,może być i tak "lepszy" od złośliwego raka skóry.
mikroos, 7 września 2010, 17:29
No widzisz, właśnie z tym się nie zgodzę. Łagodny nowotwór organu wewnętrznego często nie daje objawów, natomiast skrajnie rzadko się zdarza, żeby nowotwór skóry rozwijał się aż tak szybko, żeby człowiek ostrożny i świadomy nie zdążył go zauważyć, zanim będzie za późno.
KONTO USUNIĘTE, 7 września 2010, 18:21
fakt,ale to aż tylko kilka % populacji .
mikroos, 8 września 2010, 10:46
Zgadza się, ale przynajmniej to daje szansę na uniknięcie postępu choroby. A że głupota w przypadku pozostałych zaboli? Cóż, tak to już jest, ewolucji nie oszukasz...