21 metrów wyżej
Storrs Olson, zoolog z Smithsonian Institutes oraz geolog Paul Hearty z Bald Head Island Conservancy, znaleźli dowody na to, że w średnim plejstocenie poziom oceanów był aż o 21 metrów wyższy niż obecnie. Hearty już ponad 10 lat temu przedstawiał wstępne dowody na istnienie tak olbrzymiej różnicy w poziomie mórz obecnie i przed 400 000 lat. Wówczas jednak były one zbyt słabe, by kogokolwiek przekonać.
Teraz w skałach wapiennych na Bermudach znaleziono osady i skamieniałości, które dowodzą, iż poziom wód znacznie różnił się od obecnego. Natura osadów wskazuje, że doszło do znacznego i dość szybkiego podniesienia się poziomu wód. Miało to związek z roztopieniem się czap lodowych na biegunach.
Tak duże zmiany miały katastrofalne następstwa dla zwierząt żyjących na wybrzeżach. Wiadomo na przykład, że spowodowały one wyginięcie albatrosów na północnym Atlantyku, dlatego zwierzęta te obecnie pojawiają się w tym rejonie sporadycznie.
Olson i Hearty mówią, że zrozumienie zmian, jakie wówczas zaszły, jest bardzo istotne, gdyż ówczesny okres między zlodowaceniami przypomina ten, w którym obecnie żyjemy. Jeśli na przykład poziom oceanów podniósłby się teraz o 21 metrów, to pod wodą zniknęłaby niemal cała Floryda.
Komentarze (22)
waldi888231200, 11 lutego 2009, 19:41
Oznacza to że w ciągu 400 000 lat z planety ziemia ubyło miliardy ton wody a poziom wód gruntowych obniżył się o 21 metrów co by wyjaśniało ubogą szatę roślinną i skromny udział tlenu (20,5%) w atmosferze (kiedyś było 33%).
von.grzanka, 11 lutego 2009, 20:04
Co? ??? W jaki sposób doszedłeś do takich wniosków?
waldi888231200, 11 lutego 2009, 20:09
A dokładnie o co pytasz??
k0mandos, 11 lutego 2009, 20:24
3,61 * 10^8 metrów kwadratowych powierzchni oceanu razy 20 metrów ubytku w poziomie daje miliardy. Nie wiem zaś czy bezpośrednio przekłada się to na obniżenie poziomu wód gruntowych, ale wydaje się to w miarę logiczne.
waldi888231200, 11 lutego 2009, 20:27
Jak wszystko co napisałem , miło że zaczynasz to dostrzegać.
j50, 12 lutego 2009, 02:56
Niestety - logiki Waldi nie widzisz. Woda jest magazynowana nie tylko w oceanach - a także zwłaszcza w lądolodach. Te zaś mogą sterczeć ponad poziom morza nawet więcej niż 3 km. Lądolody (nie tylko zwykłe lodowce) są głównym magazynem wody poza oceanami. Ogółem wody w przyrodzie mamy ok. 1386 mln km3. Z tego w oceanie światowym 1338 mln km3. W lodowcach i lądolodach 24 mln km3. Podobną ilość w wodach podziemnych. Cała reszta się nie liczy (poniżej 200 tys km3). Zasób w wodach podziemnych nie ulega większym zmianom. Natomiast wielkim zmianom ulega ilość wody w lodowcach i lądolodach. I to jest właśnie główną przyczyną wahań poziomu wody w oceanach. Całkowita ilość wody w przyrodzie ziemskiej jednak wcale się nie zmienia.
Co do tego artykułu, to zdumiony jestem tym, że traktuje się to jako jakieś odkrycie. Amplituda zmian poziomu oceanu wynosiła w czwartorzędzie wielokrotnie więcej niż się tu podaje. Trudną jest dokładna ocena tego, bowiem jednocześnie zachodziły pionowe ruchy tektoniczne. Dlatego jakaś rafa musi być także widziana jako zupełnie niewłaściwy poziom odniesienia. W ten sposób znajdujemy np. na Spitsbergenie dawne ślady wybrzeży morza na wysokości kilkuset m n.p.m. A z kolei w Szwecji są znane porty morskie z okresu historycznego, leżące dzisiaj kilkadziesiąt km w głębi lądu.
W ogólności dziwię się "odkrywczości" wyników przedstawionych w notce badań. Podkreślę bowiem, że już w szkole średniej uczy się dzieci o tym, że wahania poziomu oceanu osiągały setki metrów - a nie jakieś 21 m, jak tu się podaje.
Oczywiście sprawa wygląda inaczej, jeżeli przyjąć, że w tym doniesieniu poziom morza jest dokładnie datowany. Wtedy jest to ważna informacja o dawnej rzeczywistości. Ale zrozumiała wyłącznie dla specjalistów. W żadnym wypadku nie powinna skłaniać do przyjęcia tego jako jakieś ekstremum - po prostu stan z danej chwili i nic więcej. Takie stany możemy mnożyć w tysiące - i to się rzeczywiście robi (z datowaniami). Jak widać jednak z komentarzy - jest to zupełnie niezrozumiałe dla niezajmujących się tym problemem.
waldi888231200, 12 lutego 2009, 10:01
Zmartwię cie ale mało wiesz, 800 ton wody na dobe wpada z kosmosu w atmosferę.
A termosfera to płonący (tak płonący) wodór zdmuchiwany przez wiatr słoneczny.
Nie zaczynaj wypowiedzi od ,,Niestety - logiki Waldi nie widzisz'' tylko zapytaj dlaczego tak uważam.
Pomyśl również tak ze góry lodu wypychają wodę a poziom dalej się obniża tymczasem lód ma mniejsza gęstość niz woda tak więc po stopieniu lodu woda podniesie sie góra o 70cm a gdzie do 21m.
Wody głebinowe są uwięzione zgoda, ale rzeki to koryta drenujące wodę z lądu, obniżenie poziomu odpływu powoduje gwałtowniesze osuszenie lądu, zmniejszenie parowania (brak deszczu) i dalszą degradację dobrostanu roślinnego.
Zmnieszone ilości śniegu , deszczu , wysychanie stawów które zawsze miały wodę oraz strumyków obserwowane za ostatnie 30 lat (gołym okiem) tylko potwierdzają że poziom wód gruntowych sie obniża (a systemy korzenne roślin coraz mniej do tej wody dostępu mają).
Brak wody w atmosferze to słabsza ochrona lądu przed promieniowaniem słonecznym a w konsekwencji raki skóry, choroby wirusowe, obniżona ilość ozonu .
Jeśli nic się nie zmieni (ludzie nie zaczną logicznie współpracować nie szczedząc wysiłku i kasy) to pa kiciu za 50 lat trzeba będzie wszystko podlewać i hodować w szklarniach a domy będą musiały być wyposarzone w systemy uzdatniania powietrza którym normalnie sie nie będzie dało oddychać.
von.grzanka, 12 lutego 2009, 14:25
Zmartwię cię, termosfera składa się głównie z tlenu, a nawet jeśli byłoby tam kilka atomów wodoru, to ze względu na bardzo małą gęstość tego ośrodka, nie dochodziłoby tam do spalania.
Widocznie chcesz może nawiązać do hipotezy solarnej ale nie rozumiem tego wywodu.
j50 mówił także o lądolodzie.
Nie rozumiem tego kawałka. Dlaczego się obniża? Jaki proces spowodował obniżenie się poziomu wody kiedy są topione czapy lodowe?
Dla takich mas lodu jak na przykład na Biegunie Północnym, to zdanie jest fałszywe. Poza tym, większość zamarzniętej wody znajduje się w lądolodach na Antarktyce, gdzie grubość lodu sięga 3 kilometrów.
Po pierwsze założenie gwałtowniejszego osuszenia lądu jest błędne (przedłużenie rzeki wpływa na szybkość jej nurtu?) a po drugie sam sobie przeczysz. Skoro woda odpłynęła z lądu, musiała gdzieś się podziać a skoro mówiłeś o odpływie wody rzekami (w domyśle do morza) to parowanie wody powinno się zwiększyć, ponieważ morza charakteryzują się większą szybkością parowania niż lądy.
Dobrostan roślinny?
Gdzie obserwujesz takie wysychanie? U mnie za oknem plucha a woda zbiera się aż na trawniku.
No jasne towarzyszu, trzeba wprowadzić równomierne rozprowadzenie dóbr, przestać się opierać na gospodarce zależnej od pieniądza i skończyć z wyzyskiem człowieka przez człowieka!
Poza tym, jakież to dane pozwoliły ci twierdzić, że za 50 lat nie będzie można oddychać? Z tego co wiem zawartość pyłów, szkodliwych związków i innych świństw zmniejsza się systematycznie od 20 lat.
Poza tym, hodowanie w szklarniach to nie taki głupi pomysł, można by wreszcie zostawić przyrodę w spokoju.
Ech, ciężko się rozmawia z takim człowiekiem.
waldi888231200, 12 lutego 2009, 18:58
Ciebie też zmartwię bo ze słońca lecą go tony wodoru w każdej sekundzie (stąd sie pali).
Okręty atomowe przepływają pod biegunem więc lądolodu jest skromnie.
Poziom promieniowania jonizującego jest kilkukrotnie większy po zakończeniu testów jądrowych niż był na początku wieku, rozpylony uran ale i produkty rozpadu ciągle rozkładają wodę na lądzie (radioliza) stąd nie mamy parowania i skraplania wody tylko grupy OH i wodór który idzie do atmosfery dochodzi do warstwy ozonowej i tam się utlenia, pozatym radon po rozpadzie dodatkowo jonizuje otoczenie. Wody ubywa bo stawy w których jak miałem 10 lat się kąpałem od 20 lat są suche, łącznie z strumieniami doprowadzającymi wodę. W studniach zbierających wodę powierzchniową jest pusto (zbyt płytkie) .
To już inni policzyli że stopienie lodowców to podniesienie poziomu wód o 70 cm.
Znów się mylisz słona woda paruje znacznie słabiej niż słodka, a najszybciej wodę wysyłają w powietrze rośliny (dorosła brzoza 400l/dobę= trzy wanny wody).
Słona woda paruje przy 180st.c a słodka 100st.c.
Bez roślin wszystko leży.
Tak mówisz jakby wystarczyło zjeść wigilię i kolejny posiłek to znów wigilia.
A to skąd przyszło ci do głowy?? Jak nie zadbamy o środowisko naturane to padnie każdy i towarzysze i biznesmeni i kapłani i zwierzeta i tylko beztlenowe bakterie bedą miały pole do popisu.
A tak nawiasem mówiąc to najbardziej odpowiednim słowem jest przyjacielu w niedoli.
I na koniec postanowiłeś błysnąć i co ci z tego przyszło ??
von.grzanka, 12 lutego 2009, 19:51
Co się pali? Te kilka ton w rozłożeniu na całą dzienną stronę Ziemi to bardzo nikła ilość. Poza tym, gdyby się paliło to chyba widzielibyśmy to, prawda?
Lądolodu jest skąpe? Co to za zdanie w ogóle? Poza tym, czy ty w ogóle wiesz co to jest lądolód? Podpowiem ci, że pod biegunem go nie znajdziesz.
Blah, blah, bełkot. Radioliza wody? Czy ty wiesz jakiego wymaga to natężenia promieniowania jonizującego? Podpowiem ci, że zabójczego dla większości organizmów na Ziemi.
Kto policzył? Podaj źródła to pogadamy
Jeezu. Po raz pierwszy od bardzo dawna użyłem tego zwrotu chociaż jestem ateistą. Człowieku, czy tu chociaż podstawówkę zdałeś? Wiesz co to jest parowanie? Nie wrzenie a parowanie!!! Woda paruje nawet w ujemnych temperaturach. Ba, nawet żelazo może parować!
Poza tym chodziło mi o ekspozycję na światło, zwiększającą szybkość parowania.
Co?
To była ironia.
waldi888231200, 13 lutego 2009, 00:58
prosze nie żartuj sobie, zasięg ludzkiego wzroku i widmo nie to i nie parę ton bo to nie ta skala.
Miałem ci coś jeszcz powiedzieć ale tym zdaniem zamknąłeś rozmowę.
von.grzanka, 13 lutego 2009, 12:33
Ależ proszę, powiedz. Może jestem w błędzie.
waldi888231200, 13 lutego 2009, 20:37
Świat się rozwija , ty też.
j50, 14 lutego 2009, 03:22
Znaj proporcjum Waldi! Jak w takim razie odnosisz te 800 ton wody do milionów km3 wody na Ziemi? Była juz taka koncepcja, że woda na Ziemi pochodzi z kosmosu - tylko całej historii kosmosu by na to nie wystarczyło. Przypomnieć zatem wypada, że 1 km3 to miliard m3 (czyli ton wody). Zatem ten 1 km3 przybywa z kosmosu w ciągu 1,25 mln lat. Zaś 1000 km3 w ciągu 1,25 mld lat. A to przecież nadal pryszcz! A może byś w takim razie policzył ile ton wody przechodzi radiolizę i się rozkłada - skoro chcesz być tak skrupulatny? O termosferze nawet nie ma co gadać. Wymiana wody odbywa się niemal w 100% w obrębie troposfery.
Co do tych rzek i ich roli w odwadnianiu. Ok. 80% wody rzecznej to woda podziemna. Ale z kolei w strefach podziemnych wyróżnia się tzw. strefę intensywnej wymiany. Na terenach równinnych sięga ona szacunkowo w 90% do głębokości kilkunastu metrów. W górach więcej - ale dotyczy to grzbietów pomiędzy dolinami rzecznymi. Zaś strefa intensywnej wymiany dominuje w zasilaniu rzek. Wniosek: tylko woda podziemna płytkich stref ma znaczenie w zasilaniu rzek. Przy okazji wskazuję, że woda podziemna, której zwierciadło jest położone poniżej dna doliny nie może zasilać rzeki.
W ogólnej ilości lodu na Ziemi zdecydowanie przeważa lód lądowy, a nie morski. Nie ma zatem wtedy wyporu topiącego się lodu. Wyjaśniam przy tym następujące. Jeżeli wrzucic kostkę lodu do szklanki, to poziom wody podniesie się natychmiast. Ale już jego topnienie nie spowoduje podniesienia poziomu wody nawet o kawałek milimetra. Tak powiadał dziadek Archimedes. Jednak tymczasem zdecydowana większość lodu to jednak lód lądowy, gdzie prawo wyporu nie daje skutków. Zaznaczam przy tym, że w bilansach lodu nie operuje się miarami objętościowymi lodu. Dlatego nie ma znaczenia efekt zmian objętościowych wody po jej zamarznięciu.
Tym wysychaniem stawów nie masz się co przejmować w sensie ilości wody. Stawy są tworem sztucznym i zwiększają straty wody podziemnej na parowanie. Bo większość stawów jest zasilana wodą podziemną - nawet przy zasilaniu ze strumienia należy brać pod uwagę, że ok. 80% wody strumienia to woda podziemna. Ale należy przy tym wziąć pod uwagę pojemność troposfery w odniesieniu do potencjału parowania wody. Pojemność ta jest silnie ograniczona - czego skutkiem są opady atmosferyczne.
Natomiast zupełnie inną sprawą jest kwestia zagrożenia niedostatkiem zasobu wodnego. Dotyczy to bowiem zasobu, którym można gospodarować bez negatywnego wpływu na przyrodę. Ale też i zasobu dającego się w sposób ekonomiczny wykorzystać. W końcu przecież w niektórych krajach arabskich odsala się wodę morską - tylko oni mają na to nadwyżkę kasy i nie mają innego wyjścia. W Polsce zasób wodny nie jest równomiernie rozmieszczony (tzw. zasób wymienialny). Kumuluje się głównie w pd. części kraju - w górach. Ale tam akurat zapotrzebowanie na wodę jest znacznie zmniejszone, bo to regiony ubogie gospodarczo. Najsilniejszy deficyt wody dotyczy Wielkopolski i Kujaw. Tam w niektórych latach spada ok. 300 mm opadów, co jest wielkością uznawaną za graniczną dla strefy klimatu półsuchego.
waldi888231200, 14 lutego 2009, 08:00
Nareszcie jakiś spójny głos w dyskusji .
800 ton na dobę to jest nic, tym bardziej że woda ta zanim spadnie na ziemię (o ile wogóle do tego dojdzie ze względu na procesy radiolizy i utleniania czystych metali na tlenki) to minie dziesiątki lat (zależy od prędkosci i kąta wejścia w atmosferę).
Popełniasz klasyczny błąd myślenia ,,współczesnych naukowców" (w cudzysłowie bo jeśli się za takich uznają a nie mają doświadczenia w kwesti elekrtryczności i nawet minimalnej wiedzy o zjawiskach zachodzących w fizyce atomowej - to dysponują potencjałem wiedzy na poziomie 18-wieku i próbują wyjaśnić otaczającą poatomową rzeczywistość) otóż zakładają trwanie i zmienność procesów na (wolne) setki i milony lat a z perspektywy własnego życia za niezmienne - a tak nie jest.
Pamiętać należy że starsi od nas czas ten nazywają erą Wodnika.
Znów to samo założenie, ale to nieprawda (parująca woda może tutaj skończyć) bo ta z radiolizy tu nie kończy jest tlenem, helem, grupami OH i wodorem a te bez ograniczeń mogą wznosić się bardzo wysoko (warstwa ozonu, termosfera) i już nigdy tutaj nie spaść po dostaniu podmuchem słonecznym. (stąd obniżający sie poziom wód gruntowych i jej braki - schniemy jako planeta Panowie i Pani)
To już policzyli inni po stopieniu całkowicie na Planecie poziom wody podniesie się o 70cm (dla pewności dajmy 1m) reszta do 21m to woda która opuściła naszą Planetę na zawsze.
Brak wody w stawach = niedowodnione pola uprawne (mniej papu z hektara i wolniejszą regenerację gleby (,,trój polówka'' już nie wystarczy)= zwiększone nawożenie = zatrucia pokarmowe ludzi źle zbilansowaną mieszanką nawozów) i lasy , a to oznacza zmniejszoną wydajność w przyrostu masy drewna = mniej tlenu = mniejsze parowanie = większe spalanie paliw kopalnych = wiecej siarki w powietarzu = dalsza chemiczna degradacja dobrostanu roślinnego = kwaśne deszcze , mikroopady , więcej pyłu zawieszonego = choroby układu oddechowego (rak) = mutacje i chore potomstwo = ludzki czynnik degradujący Planetę = czapa dla gatunku .
Wszak sami tu nie mieszkamy.
Dziś ich stać i nie mają wyjścia, jutro my nie będziemy mieli wyjścia (a oni zaczną migrować po dobroci albo siłą) stąd zupełnie nieistotne czy Tusk czy Kaczyński rządzi bo ani jeden ani drugi tego problemu nie dostrzega a nędzne życie wiodą i umierają miliony (w tym czasie medialna tuba pieprzy o byle czym (RMF,TVN) zupełnie w d*pie mając sprawy poważne) .
Tak więc ,,osiemnastowieczni naukowcy'' pracujący współcześnie w nauce uspali wszystkich bajkami o trwających milony lat zmianach klimatu , a te się zmieniają w 20lat. Miłego życia aż do śmierci tak przy 50 na raka, a waszym dzieciom rokuję już tylko 40.
j50, 14 lutego 2009, 12:58
No to liczymy Waldi. Całkowita powierzchnia oceanu światowego wynosi 361,3 mln km2.
Ilość wody w lodowcach wynosi 24,06 mln m3. Z tego mamy rachunek następujący:
24060000 km3 : 361300000 km2 = 0,0666 km (czyli 66,6 m)
Zatem gdyby uległ stopieniu cały lód lodowcowy, to poziom oceanu podniósłby się o 66,6 m.
Jest to wielkość przybliżona, bowiem część brzeżnych stref lądolodu antarktycznego to lód pływający. Nie jest jasnym jaka poprawka miałaby być wprowadzona na zalanie wodą morską wytopionych z lodu części Antarktydy. Rzecz bowiem w tym, że odciążeniu podłoża spowodowanemu zniknieciem lądolodu towarzyszy podnoszenie podłoża (tzw. glaciizostatyczne). Może ono przyjmować rozmiary duże - setki metrów lub nawet więcej. Podana wielkość powina być nieco zmniejszona wskutek zwiększenia sie powierzchni oceanów po podniesieniu poziomu wody. Można chyba przypuszczać, że całkowite podniesienie poziomu wody wynosiłoby prawdopodobnie ok. 60 m.
Co zaś do tego obniżenia poziomu wody podziemnej, to sprawa wcale nie jast taka oczywista. Jeśli lodowce mają się stopić, to wzrosnąć musi temperatura powietrza. To zaś oznacza znaczne zdynamizowanie obiegu wody: większa frekwencja opadów i ich wyższe sumy. Oczywiście różnie by to wyglądało w róznych częściach świata.
waldi888231200, 14 lutego 2009, 16:07
Tyle że nie bierzesz pod uwagę terenów które woda zaleje .
waldi888231200, 14 lutego 2009, 17:37
Co za dziadostwo , zamknęło mi okno w trakcie edycji posta i wywaliło treść.
Sprawdziłem informację skąd mi się wzieło 0,7 m , dotyczy to lodowców górskich (tych będących dostępnym zapasem słodkiej wody) , lądolody nie przyrastają od śniegu (w górę) tylko rozrastają się i kurczą więc dalej brakuje 21m poziomu (wynikałoby z tego że ich wyniesienie nad powierzchnię morza wynika z wypychającej siły magmy pod nimi, co po ich stopieniu mogłoby się powiększyć i być przyczyną obrócenia płaszcza).
Prognoza na 21wiek:
http://www.atmosphere.mpg.de/enid/1__Oceany_i_klimat/-_Podnoszenie_si__poziomu_morza_3ng.html
j50, 14 lutego 2009, 20:56
Lądolody powstają właśnie ze śniegu. Jest to znany dobrze proces zamiany śniegu najpierw w firn, a następnie lód lodowcowy. Podłoże pod lądolodem nie ulega wynoszeniu w górę, a wręcz przeciwnie - obniża się ono pod wpływem masy lodowej. Badania wykazały, że sama Antarktyda jest archipelagiem wysp pokrytym czapą lądolodu o max grubości do 4800 m. Nie należy jednak na podstawie tego wnioskować, że po wytopieniu lądolodu powstałby tam rzeczywiście archipelag wysp. Wytopieniu towarzyszyłoby bowiem wypiętrzenie podłoża średnio o ok. 1 km.
Co do tego nieuwzględnienia przeze mnie terenów zalanych - to nie jest całkiem prawda. Wskazałem bowiem na poprawkę związaną ze zwiększeniem powierzchni oceanu wskutek przyboru wody. Przede wszystkim dlatego właśnie te 66,6 m należy zmniejszyć do ok. 60 m.
W historii czwartorzędu głównym czynnikiem zmian poziomu oceanu prawdopodobnie nie było wytapianie się lądolodu antarktycznego. Niezbyt duży także wpływ na to miało wytapianie się lodowców górskich. Natomiast zdecydowanie największy wpływ miało powstanie lądolodu skandynawskiego i laurentyńskiego (Kanada, część USA). Lądolód skandynawski nie tylko obejmował swym zasięgiem znaczną część Europy, ale prawdopodobnie także część oceanu między Skandynawią i Spitsbergenem. To powodowało bardzo duże obniżenie poziomu oceanów. Poziom ten następnie wzrastał w okresie wytapiania się tych dwóch lądolodów. Oczywiście towarzyszyło temu zmniejszanie się zlodowacenia w obszarach górskich.
Podczas ostatniego zlodowacenia poziom mórz był o 120-150 m niższy niż obecnie. Sprawa jest jednak skomplikowana, dlatego polecam hasło wikipedii "zmienność poziomu morza". Jest to tam całkiem dobrze opisane, choć z konieczności skrótowo.
j50, 14 lutego 2009, 21:17
Ponieważ nie mogę edytować poprzedniego postu w trybie modify, to uzupełniam w kolejnym o pewne ciekawostki związane z poziomem oceanu i innymi zjawiskami.
Jeśli szukać jakichś sensacji związanych z zanikiem i rozwojem lądolodów, to wskazać można na dwie sprawy. Pierwszą stanowią doniesienia o znalezieniu podwodnych budowli na głębokościach rzędu kilkadziesiąt metrów poniżej poziomu morza. Ta sprawa jest na razie niewystarczająco udokumentowana, ale stanowi pozywkę dla różnych teorii o cykliczności rozwoju cywilizacji ludzkiej na Ziemi.
Drugą sprawą jest szalona koncepcja Hapgooda. Napisał on niedługo po wojnie publikację zawierającą opis niesamowitych konsekwencji rozrostu i zaniku lądolodów. Uważał on, że tak wielkie zmiany w rozmieszczeniu mas musiały powodować zachwianie rozkładu momentu obrotowego Ziemi. Na podstawie tego postawił tezę o odspajaniu się przez to litosfery (wielki uskok litosferyczny) i następnie jej przemieszczaniu względem stref głębszych. Wstęp do publikacji Hapgooda napisał Einstein, który w ogólności poparł tę koncepcję (a przynajmniej nie znalazł w niej fizycznych sprzeczności).
Konsekwencją przyjęcia koncepcji Hapgooda musiała by być gwałtowna wędrówka biegunów geograficznych - ale nie poprzez zmianę nachylenia osi ziemskiej, a poprzez przesunięcie litosfery. Niektórzy wskazują w związku z tym na ślady tego w orientacji niektórych budowli (np. piramidy Majów). Najważniejsze jednak jest to, że takiemu przesunięciu musiałabyby towarzyszyć fala gigatsunami o wysokości nawet kilku km, okrążająca następnie Ziemię. Miałoby to stać się przyczyną istnienia potopu, przetrwałego w przekazach najstarszych ludów (w tym Biblia, ale także potopy wymieniane przez starożytnych Greków). Teoria Hapgooda jest b. kontrowersyjna i nie znalazła poparcia w świecie nauki.
waldi888231200, 14 lutego 2009, 21:59
Ciekawa ta teoria i chyba skończy się jak w książce Lema :
....kiedy odpalono czwarte sztuczne słońce w okolicach bieguna a topniejący lód prawie codziennie przynosił coraz to nowe artefakty ... czy coś w tym rodzaju.
http://www.gwiazdy.com.pl/14_00/25.htm
Wg. tej teorii to może i dobrze że ocieplenie postępuje.
waldi888231200, 14 lutego 2009, 22:16
Dupianie z tym zablokowaniem możliwości edycji.
Tu jeszcze jest ciekawie o tej teorii:
http://www.apokalipsy.cba.pl/Atlantyda.htm