Mapowanie 3D ujawniło strategię wyspecjalizowanego pasożyta
Z punktu widzenia swoich pobratymców zainfekowane grzybami Ophiocordyceps unilateralis mrówki z gatunku Camponotus rufipes postąpiłyby najlepiej, zostając w gnieździe. Wspinanie się po łodydze i wgryzanie się w liść żuwaczką nie jest bowiem altruizmem, ale zachowaniem służącym pasożytowi.
Grzyb bardzo precyzyjnie kontroluje zachowanie swoich ofiar. Mrówki zawsze wspinają się na wysokość ok. 25 cm nad ziemią, bo tam panuje odpowiednia temperatura i wilgotność do rozwoju O. unilateralis. Po jakimś czasie z głowy nieszczęśnic wyrasta szypułka, z której wypadają zarodniki. Jeśli pod spodem przechodzi jakaś robotnica, zostanie zarażona.
Skoro w mrowisku jest tyle potencjalnych ofiar, po co w ogóle z niego wybywać? Można by przypuszczać, że chodzi o tzw. społeczny układ odpornościowy, czyli zachowania niedopuszczające do rozprzestrzeniania w gnieździe chorób. Raquel Loreto i David Hughes z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii twierdzą jednak, że gra toczy się o coś zupełnie innego. Podczas eksperymentu naukowcy wprowadzali do gniazd świeżo uśmiercone przez Ophiocordyceps mrówki. Owady wykrywały i usuwały ok. połowy ciał. Choć druga połowa zostawała, właściwie nie było się czym martwić, bo grzyby zwyczajnie nie mogły się w mrowisku rozwijać. Nawet gdy Amerykanie wprowadzali zarażone truchło do gniazd bez mrówek, nie było mowy o żadnym kiełkowaniu zarodników.
Dom jest najlepszym miejscem dla chorych osobników! [...] Opuszczanie gniazda wydaje się altruistyczne, lecz to w rzeczywistości część manipulacji grzyba - podkreśla Hughes.
By prześledzić przebieg zdarzeń w terenie, Loreto udała się na 20 miesięcy do brazylijskiego lasu deszczowego. Tam badała 17 kolonii. Nocą wchodziła do dżungli z latarką na podczerwień i przyglądała się trasom żerujących owadów. Wokół 4 gniazd wyznaczyła strefy o objętości 200 m3. Obszary te nazywała progami kolonii, bo wchodząc i wychodząc z gniazda, każda mrówka musiała przez nie przejść. Raz w miesiącu Loreto oglądała spodnią część wszystkich liści z progów, szukając wgryzionych mrówek zombi.
Amerykanka znalazła zainfekowane ciała wokół wszystkich 17 kolonii. Podczas comiesięcznych inspekcji wokół 4 badanych szczegółowo gniazd natrafiała też ciągle na nowe ciała. Wygląda więc na to, że mimo osławionej mrówczej społecznej odporności grzyby infekowały 100% gniazd w badanym rejonie, co więcej, była to cecha permanentna.
Autorzy raportu z pisma BiorXiv uważają, że grzyb odnosi tak duży sukces właśnie dlatego, że wysyła mrówki poza gniazdo. W jego środku społeczna odporność by zadziałała, zaś Raquel nigdy nie widziała kolonii dezynfekującej swoje obrzeża.
Czemu przedstawiciele rodzaju Camponotus nie wyewoluowali sposobu na zombifikujące grzyby? Hughes sądzi, że skoro młode znajdują się cały czas w gnieździe, być może nie było potrzeby uprzątania ciał. Na żer wychodzą tylko starsze osobniki, dlatego grzyb zaraża owady, które i tak nie pożyłyby już długo.
Komentarze (0)